- Jest wyrok. Ale ze mną śmierć Lizy zostanie do końca życia - mówi partner zamordowanej dziewczyny, z którym rozmawialiśmy po wyjściu z sali rozpraw, gdzie Dorian S. został skazany na karę dożywotniego więzienia. Rok temu zgwałcił i zabił Lizę, którą zobaczył nad ranem na ulicy Żurawiej.
Dorian S. został skazany za zabójstwo i gwałt, którego w centrum Warszawy dokonał na 25-letniej Lizie z Białorusi. Sąd wymierzył mu najwyższą z możliwych kar. Skazany przyjął ten wiadomość ze wzrokiem wbitym w podłogę. Ustne uzasadnienie sądu jest druzgocące dla skazanego
Koniec procesu w sprawie zabójstwa i gwałtu na 25-letniej Lizie przy Żurawiej. Wyrok poznamy jeszcze w tym tygodniu.
Dotarliśmy do najnowszych danych o przestępstwach seksualnych popełnianych przez kierowców taksówek na aplikacje. Pokazują one, ile jest zgłoszeń, ile zakończonych śledztw i jakiej narodowości są sprawcy
Mariusz Z., dziennikarz i były naczelny "SE" został skazany za gwałt. Wg ustaleń sądu miał podać ofierze pigułkę gwałtu
Podniósł Ninę i rzucił o ziemię. Potem ciągnął po przejściu dla pieszych. Prokuratura składa jednak wniosek o umorzenie śledztwa wobec Danielsa D. Dlaczego?
- Przyznaję się do zarzucanego mi czynu, ale nie przyznaję się, że chciałem zabić - powiedział S. w pierwszym dniu procesu w sprawie zdarzenia, które na początku roku wstrząsnęło opinią publiczną w Warszawie.
Kierowca Ubera dopuścił się gwałtu na pasażerce, 30-letniej kobiecie. Prokuratura twierdzi, że 42-latek wykorzystał bezradność i stan upojenia alkoholowego ofiary.
Proces rozpocznie się dziewięć miesięcy od dnia, gdy oskarżony Dorian S. zgwałcił 25-letnią Białorusinkę i zostawił ją umierającą na ulicy. Rodzina zmarłej chce, żeby proces był jawny. Ale nie wszyscy są tego samego zdania.
Prokuratura postawiła zarzuty mężczyźnie, który zaatakował młodą kobietę. Był agresywny, podniósł ją, rzucił o ziemię i ciągnął za sobą. Gdyby nie reakcja przechodniów, mogło dojść do gwałtu. Mimo nagrania sprawca nie przyznaje się do winy.
Ninę nad ranem zaczepiał na ulicy agresywny mężczyzna. Całą sprawę opisała na portalu TikTok, gdzie zamieściła też nagranie z wizerunkiem sprawcy. Jak zachowała się policja?
Dorian S., który pod koniec lutego w centrum Warszawy dokonał brutalnego gwałtu na 25-letniej Lizawecie, w wyniku czego dziewczyna zmarła, został uznany za poczytalnego. To oznacza, że będzie odpowiadał za swoje czyny przed sądem.
Z nocy 27 na 28 lipca 20-latka została odurzona i uprowadzona. Zatrzymano sześciu mężczyzn podejrzewanych o pomocnictwo i zgwałcenie kobiety.
- Zastanawiałam się też, dlaczego nikt się nie zatrzymał, dlaczego kilkanaście kierowców samochodów odwróciło wzrok, dlaczego nikt mi nie pomógł. Czy zostałabym zgwałcona jak Liza? - opowiada Katia, którą w ostatnią niedzielę napadnięto na ścieżce rowerowej.
- W tej sprawie zabrakło doświadczonego sędziego - dyplomatycznie o byłej asystentce rzecznika dyscyplinarnego od Ziobry, awansowanej za rządów PiS, mówi mec. Adam Kuczyński. Za podejrzanymi o gwałt trzeba było wysłać list gończy.
Prokurator obecny na rozprawie w Sądzie Najwyższym poparł kasację pracownicy seksualnej, mimo, że wcześniej prokuratura dwukrotnie umarzała postępowanie w jej sprawie.
Klient miał jej grozić, przetrzymywać ją w hotelu, szantażować ujawnieniem kompromitującej korespondencji, a potem zmusić do podpisania oświadczenia, że spotykali się na seks dobrowolnie dla pieniędzy. Dwie instancje nie dały jej wiary, że została zgwałcona.
Dorian S. podejrzany w sprawie brutalnego gwałtu na młodej Białorusince, został w czwartek, 11 kwietnia ponownie przesłuchany. Prokuratura zmieniła mu zarzut.
Warszawiacy pożegnali tragicznie zmarłą Lizawetę. Ofiara brutalnego gwałtu została pochowana na Cmentarzu Północnym. Żałobnicy na grobie dziewczyny złożyli białe kwiaty.
Białorusinka zmarła w szpitalu po tym, jak napastnik zgwałcił i dusił ją w centrum Warszawy. O jej śmierci usłyszała cała Polska. W tym tygodniu odbędzie się pogrzeb młodej kobiety. "Dziękuję wszystkim za szczere wsparcie w związku ze śmiercią mojej dziewczyny" - napisał jej partner.
"Czemu ja żyję, a ona nie?" - pytała jedna z uczestniczek demonstracji. Warszawiacy zebrali się dziś na Żurawiej, by pożegnać Lizę, 25-letnią Białorusinkę. Została ona brutalnie zgwałcona, pięć dni później zmarła. Przestępca zaatakował ją pod kamienicą przy ul. Żurawiej 47.
Dorian S. zobaczył Lizę, gdy się z nią mijał. Dopiero po chwili zawrócił, założył kominiarkę, zgwałcił dziewczynę, a potem nieprzytomną i nagą zostawił na ulicy. Kim jest człowiek, podejrzany o jedną z najbrutalniejszych zbrodni popełnionych w ostatnich latach w Warszawie?
Kobiety szły nad ranem przez centrum Warszawy. Kiedy zobaczyły w bramie przy ul. Żurawiej napastnika i kobietę, poszły dalej. Po informacjach o tym, że doszło tam do gwałtu, same zgłosiły się na policję
Mieszkańcy Warszawy upamiętniają zmarłą Lizę zniczami i kwiatami. Za kilka dni, przez centrum miasta przejdzie milcząca manifestacja, która upamiętni śmierć Białorusinki. - Jej śmierć to nasz wyrzut sumienia - mówi Izabela, która przyszła w niedzielę na miejsce zbrodni.
- Aż trudno uwierzyć, że ta kobieta przez pół godziny leżała w bramie i nikt tego nie widział. Przecież do gwałtu doszło w centrum Warszawy - mówi rzeczniczka Feminoteki.
- Doszło do śmierci mózgu - potwierdziła "Stołecznej" Barbara Mietkowska, rzeczniczka prasowa Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM.
Śledczy przesłuchali 23-latka podejrzanego o napad i gwałt w centrum Warszawy. Służby informują, że kobieta jest w stanie ciężkim.
- W zapisie z kamer miejskiego monitoringu nie ma nagrania ataku na kobietę. Zatem pracownik nie mógł zareagować ani powiadomić policji - twierdzą władze Legionowa. Dzień wcześniej media podały informację, że system monitoringu zrejestrował atak gwałciciela.
Kamera monitoringu w Legionowie miała zarejestrować brutalny gwałt, do którego doszło w połowie grudnia. Okazuje się jednak, że wtedy operator obserwował inny fragment miasta. Sytuacja nie jest wyjątkowa, bo w centrum monitoringu brakuje pracowników i często nikt nie obserwuje obrazu z kamer.
Na jednym z osiedli w podwarszawskim Legionowie została zgwałcona i pobita kobieta. Napastnik uciekł. Jest poszukiwany. Grozi mu nawet dożywotnie więzienie.
Historia Agaty rozegrała się w listopadzie 2021 r. Kierowca Ubera wywiózł ją nocą do Lasu Kabackiego w Warszawie i zgwałcił. 3 listopada sąd okręgowy skazał go na cztery i pół roku bezwzględnego więzienia. Wyrok jest prawomocny.
Eksperci od krajów Kaukazu komentują wyroki w sprawach o gwałt i molestowanie w taksówkach na aplikację, które zapadają tylko wobec cudzoziemców: - W Gruzji w ciągu roku zgłasza się 40 gwałtów. Mężczyznom stamtąd nie mieści się w głowie, że ktoś może im odmówić.
Pod koniec kursu kierowca Bolta położył się na pasażerce nago. Kobiecie udało się uciec. Już na pierwszym posiedzeniu sądowym zapadł wyrok. Jest surowy
Sąd skazał 33-letniego księdza z Siedlec na pięć lat więzienia za gwałt na parafiance. Oskarżony dostał też zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej i zobowiązał go do zapłacenia 150 tys. zł zadośćuczynienia.
Zapadł kolejny wyrok w głośnych sprawach gwałtów w taksówkach na aplikację w Warszawie. Sąd orzekł karę trzech lat bezwzględnego pozbawienia wolności i 25 tys. nawiązki dla ofiary. W przyszłym tygodniu do Sejmu trafi projekt zmian w przepisach, które mają na celu poprawę bezpieczeństwa pasażerów takich pojazdów.
- Namierzyli go, bo miałam jego numer telefonu. W aucie były moje ślady DNA. Przebadali mnie i jego. Na moim ciele były jego ślady DNA i ślady walki. Jego linia obrony była taka, że rzekomo byłam pijana i tego chciałam. Ale były też niepodważalne dowody, które działały na moją korzyść - opowiada kobieta, która została zgwałcona przez kierowcę Ubera.
Przed warszawskimi sądami zapadają wyroki za gwałty w taksówkach na aplikację. Do jednego z nich doszło pod koniec 2021 roku, gdy kierowca wykorzystał seksualnie pasażerkę. Czeka go kilka lat w więzieniu. - Szybkie zatrzymanie sprawcy i aresztowanie go przez sąd uniemożliwiło mu ucieczkę z Polski - komentuje prawnik.
Na kilkadziesiąt zgłoszeń gwałtów w taksówkach na aplikację w Warszawie do sądu śledczym udało się dotychczas skierować zaledwie 14 aktów oskarżenia. Zapadł przełomowy, pierwszy skazujący wyrok.
- Mamy przerażające dane i widzimy, że w większości przypadków funkcjonariusze nie są nawet w stanie postawić aktu oskarżenia - komentuje liczbę zgłoszeń przypadków przemocy seksualnej w przewozach na aplikację w Warszawie posłanka Aleksandra Gajewska.
- Ten czyn i to zachowanie nie powinno się nigdy zdarzyć, ale się zdarzyło. Dla dobra oskarżonej i pokrzywdzonego nieżyjącego, najlepiej by było, gdybyście się państwo nigdy nie spotkali - mówiła sędzia do Basi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.