Zofia Klepacka, sportsmenka i przeciwniczka deklaracji LBGT+ gościnnie wystąpiła w homofobicznym i antyaborcyjnym teledysku rapera Karata NM. Według autora tekst "inspirowany jest Pismem Świętym".
Była furgonetka z odrażającymi plakatami na przyszpitalnym parkingu, było zajmowanie miejsca na chodniku. A teraz przed Szpitalem Bielańskim odbywa się co kilka dni "pikieta antyaborcyjna". I są krwawe billboardy.
Śródmiejska policja uważa, że antyaborcyjna furgonetka, którą fundacja Pro - Prawo do Życia parkuje przed warszawskimi szpitalami i szkołami, łamie prawo. Mariusz D. z zarządu fundacji stanął przed sądem.
Kandydatka Lewicy Razem do europarlamentu i działaczka Warszawskiego Strajku Kobiet apelują do prezydenta Trzaskowskiego o ukrócenie drastycznych akcji działaczy antyaborcyjnych przy Metrze Centrum.
Radykalna fundacja antyaborcyjna ma wyprowadzić się z lokalu w Śródmieściu. "Nie podejmowała działań na rzecz mieszkańców" - uzasadniają władze dzielnicy.
- Popieram wolność wypowiedzi, dyskusje, swobodne wyrażanie opinii, ale sposób, w jaki okupowana jest przestrzeń w okolicach wejścia do metra, jest nadużyciem. Dlaczego policja chroni tych, którzy pokazują martwe płody? - pyta w liście do redakcji Hubert Wiśniewski.
Kilka tysięcy ludzi szło w antyaborcyjnym Marszu Świętości Życia zorganizowanym przez kard. Kazimierza Nycza i bp. Romualda Kamińskiego. Hasło: "Tato, to ja".
W Warszawie odbył się pierwszy Narodowy Marsz Życia. Uczestnicy wzywali do ochrony przed demoralizacją dzieci. Żądali też całkowitego zakazu aborcji.
W kulminacyjnym momencie w zgromadzeniu brały udział trzy osoby. Manifestacja była nielegalna. Policja wylegitymowała uczestników, a do sądu skieruje wniosek o ukaranie organizatora.
Jest takie międzynarodowe hasło feministyczne: "Nie mogę uwierzyć, że ciągle muszę protestować w tej samej sprawie". 20 lat od pierwszej Manify wciąż jesteśmy krajem, w którym nie ma prawa do aborcji, wszechobecny jest seksizm, a Kościół katolicki trzyma wszystkich w szachu.
Auto z drastycznymi zdjęciami miesiącami stało pod oknami szpitala na parkingu lecznicy. Gdy wygonił je stamtąd nowy regulamin parkingu, furgonetka przeniosła się na chodnik przy ul. Marymonckiej. Została odholowana przez straż miejską.
Najbardziej kreatywni są licealiści. Drastyczne zdjęcia zasłaniają własnymi hasłami. Zdarzają się też zdecydowane reakcje - jak niszczenie banerów., Jedna z furgonetek oklejonych fotosami martwych płodów została spalona.
- Chciałem zakończyć szantażowanie kobiet, które przebywają w tym szpitalu, a także dzieci i osób starszych, które codziennie przechodziły obok samochodu. Znam kobiety, które były w zagrożonych ciążach i wiem, jak strasznie cierpiały - mówi Piotr Roszkowski.
Furgonetka prawicowych aktywistów nie może już stać na przyszpitalnym parkingu, więc kierowca zostawił ją na chodniku przed placówką. Drastyczne zdjęcia martwych płodów znów zostały zamalowane. Straż miejska czeka na właściciela pojazdu.
Szykanują lekarzy, straszą dzieci i gorszą mieszkańców. Choć warszawiacy wielokrotnie pokazali, że nie chcą takich widoków, prawicowi aktywiści coraz śmielej wkraczają w przestrzeń miasta. Billboardy z drastycznymi zdjęciami widać przed szpitalami, w okolicach przedszkoli i liceów.
Szpital Bielański wreszcie znalazł sposób na pozbycie się furgonetki ze zdjęciami martwych płodów z parkingu. Wystarczył jeden zapis w regulaminie.
W publicznych urzędach i instytucjach można obrażać muzułmanów, można negować zamordowanie Żydów przez Polaków w Jedwabnem. Ale o aborcji nie można rozmawiać - czy tak według radnego PiS ma wyglądać wolność debaty?
Około tysiąca osób przeszło ulicami Warszawy, żądając legalnej aborcji. W połowie mostu Poniatowskiego niespodziewanie marsz został rozwiązany. Doszło do ostrej wymiany zdań z radykalnymi konserwatystami. Wśród nich byli dwaj księża.
W niedzielę ulicami Warszawy przejdzie "pierwszy marsz pro-choice i o aborcji". Pod hasłem: "Bez wstydu, bez lęku, bez strachu" kobiety zawalczą o dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji.
Spłonęła furgonetka z antyaborcyjnymi zdjęciami. Tym razem była zaparkowana przed Liceum im. Konopczyńskiego na Powiślu.
Anna "Zet" Zawadzka została uznana za winną przeszkadzania w obrządku religijnym. Sąd skazał ją na grzywnę w wysokości 500 zł. Zawadzka w kwietniu 2016 r. demonstracyjnie wyszła z mszy w kościele św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu, kiedy był w nim odczytywany list biskupów w sprawie aborcji.
Były manifestacje, petycje do miasta i partyzanckie akcje usuwania drastycznych billboardów. Sterroryzowani zdjęciami martwych płodów mieszkańcy liczyli na pomoc ratusza. I oto nadeszła. Urzędnicy napisali do szkół, że banery przecież można zgłaszać na policję. Szok.
Śledztwo w sprawie autorów napisów na kuriach nadzoruje stołeczna prokuratura. Śledczy nie mówią nic na temat postępowania, nieoficjalnie wiemy, że chodzi o trzy osoby, które znane są policji z protestów antyrządowych.
Policja bada incydent, do którego doszło podczas pikiety antyaborcyjnej na "patelni" przed stacją metra Centrum. Instruktor harcerski odłączył pikiecie nagłośnienie, a aktywista użył gazu łzawiącego.
Przy siedzibie kurii metropolitalnej przy ul. Miodowej wciąż stoi policyjny radiowóz. - Mundurowi pilnują, by nie doszło do zniszczenia zabytków - wyjaśnia Robert Szumiata z komendy w Śródmieściu.
Mam 18-letnią córkę, której znajomi opisują problem aborcji ostrym językiem, ale jednocześnie wszyscy wiedzą, że jeśli tylko ma się kilka tysięcy złotych, to można wyjechać do naszych sąsiadów i wykonać legalny zabieg.
Mediacje między prawicową fundacją a Szpitalem Bielańskim zostały zerwane. Aktywiści anti-choice mieli jeden warunek: "Usuniemy samochód, jak przestaniecie zabijać dzieci".
Trwa poszukiwanie sprawców, którzy w nocy z poniedziałku na wtorek wymalowali farbą napisy na trzech kościelnych budynkach w Warszawie. Przedstawiciele kurii krytykują wandalizm, a mundurowi przeglądają monitoring i obserwują okolice budynków.
"Oto ciało moje, oto krew moja. Wara wam", "Mordercy kobiet" - takie napisy ktoś w nocy wymalował na siedzibach dwóch warszawskich kurii biskupich.
"Oto ciało moje, oto krew moja. Wara wam", "Mordercy kobiet" czy "Rwanda - pamiętamy" - takie napisy wymalowano farbą na siedzibie Plebanii Archikatedry św. Jana Chrzciciela, Domu Arcybiskupów Warszawskich i siedzibie kurii warszawsko-praskiej.
Straż miejska oraz policja mogą skutecznie walczyć z gorszącymi i wywołującymi lęk wśród dzieci kampaniami aktywistów ruchu pro-life. Dlaczego funkcjonariusze tego nie robią? - pytają działacze warszawskiej Nowoczesnej. Twierdzą, że obowiązujące przepisy są wystarczające, by z ulic zniknęły samochody i mobilne instalacje z drastycznymi fotografiami.
Coraz śmielej terroryzują miasto. Wykupują miejsca reklamowe na billboardach, organizują wystawy i pikiety. Samochody obklejone zdjęciami martwych płodów stoją przed szkołami, przedszkolami i kościołami. Furgonetka fundacji walczącej o zakaz aborcji regularnie parkuje przed Szpitalem Bielańskim, w którym działa najlepszy w Polsce oddział ginekologiczno-położniczy. A miasto i szpital patrzą na to z założonymi rękami.
Szpital Bielański będzie negocjował z Fundacją Pro - Prawo do życia w sprawie furgonetki z wizerunkami martwych płodów, która stoi na parkingu przed wejściem na oddział pediatryczny.
Rodzice dzieci urodzonych na oddziale prof. Romualda Dębskiego w Szpitalu Bielańskim napisali petycję do prezydent Warszawy. Proszą, by władze miasta stanęły po stronie szkalowanych lekarzy i pacjentów, którzy codziennie muszą oglądać zdjęcia martwych płodów przed szpitalem
Uczniowie z warszawskich liceów Witkacego i Kopernika robią, co mogą, by doprowadzić do usunięcia sprzed szkolnych budynków ciężarówek należących do organizacji anti-choice.
Około tysiąca osób przeszło ulicami Warszawy w 13. Marszu dla Życia i Rodziny. Na tabliczkach mieli wypisane hasła: "Polska bez aborcji", "Uratujmy nasze dzieci", "Małżeństwo tylko między kobietą i mężczyzną" czy "Ratujmy rodzinę w ostatnią godzinę".
Matki dzieci urodzonych w Szpitalu Bielańskim zebrały się w piątek, aby wesprzeć profesora Romualda Dębskiego i zespół jego współpracowników. - Tutaj dzieci się nie morduje, a ratuje. I to nasi lekarze są prawdziwymi obrońcami życia - mówiły na manifestacji.
Auto obklejone plakatami zdjęć z patologii ciąży zaparkowało przed kolejnym liceum w Warszawie. Tym razem za wycieraczką ktoś zostawił kartkę do organizatorów akcji. Przypominamy, że każdy, kto czuje się zgorszony takimi obrazami, może zgłosić to na policję.
Rutynowe USG. Lekarz był w dobrym humorze. Kiedy spojrzał w ekran monitora, zamarł. Tej miny Agnieszka nie zapomni do końca życia. Następne zdania usłyszała jakby z daleka, z dna studni.
Prawicowi aktywiści nazywają go lekarzem bez sumienia i oskarżają o zabijanie. W obronie prof. Dębskiego stają matki dzieci, które urodziły się dzięki jego zespołowi. - Pokażemy, kto jest prawdziwym obrońcą życia - mówią
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.