Ta kuchnia pojawiła się w Polsce jako ostatnia w korowodzie wielkich tradycji stołowych Azji.
Gdy po kilku chwilach początkowo obolałe wnętrze ust zaczyna się przyzwyczajać do ostrej jazdy, zaczynasz odczuwać niewymowną rozkosz, płynącą z podrażnienia i opuchnięcia śluzówki. Wargi pęcznieją niczym w namiętnym pocałunku. Zmysły płoną, a planety szaleją, szaleją, szaleją...
Kocham małą architekturę osiedlową z czasów obu towarzyszy G (Gomułki i Gierka). W Waszyngtonie przy omlecie poczułem się jak król, władca dawnych marzeń o życiu słodkim i puszystym.
Po złożeniu zamówienia, gdy pan kelner znikł na zapleczu, z kuchni usłyszałem odczytywaną na głos długą listę moich dań. Nagrodziły ją oklaski. Poczułem się doceniony. Nie mnie jednak oklaski się należą.
Singapurski szef kuchni Hammid Trisna miesza w naszych wyobrażeniach o kuchni azjatyckiej od ponad dekady. Kiedyś robił to w Krakowie w legendarnym Yellow Dogu, teraz czaruje w paru modnych lokalach miasta.
Bianca Mozzarella to szczepka, z której zrodzić się może zupełnie nowy nurt gastronomiczny, co to "z ziemi włoskiej do Polski".
Mozaika powstała w roku 1961, 10 lat temu przeszła w ręce Hivzi Erika z Czarnogóry, który aurę dawnej peerelowskiej kawiarni wzbogacił o bałkańsko-tureckie tony w menu.
Kulinarnie przelecieliśmy tysiące kilometrów przez pół Azji, od Indonezji przez Chiny, Wietnam, Koreę aż po Japonię, a wszystko smakowało bardzo podobnie.
Zazwyczaj pełen wyrzutów sumienia targam do domu pudełka z resztkami. Tutaj jednak talerze oddawałem wylizane do ostatniego okruszka.
To jedna z najbardziej czarujących gastromiejscówek miasta. O kilka kroków zaledwie od ronda de Gaulle'a, a jednak dająca poczucie przeniesienia się do Śródziemia, którego znakiem jest monumentalna Skarpa wiślana powstała w prehistorycznych czasach.
Co myśleć o lokalu, który deklaruje, że gwiazdkowe rankingi olewa chłodnym rosołem, by chwilę później szczycić się rekomendacją francuskiego bedekera? Czy to już hipokryzja, czy tylko kapryśna niekonsekwencja?
Popyt na wegetariańską dietę ciągle rośnie i ma charakter wyznawczy, więc - bezkrytyczny. Jednak dobre chęci nie wystarczą, trzeba jeszcze umieć gotować.
Można tu się poczuć jak na planie filmu "Włoskie wakacje". A może to remake klasycznego obrazu włoskiego neorealizmu albo któregoś z dzieł Felliniego?
Są takie knajpy w mieście, na których progu należy położyć się krzyżem niczym cesarz Justynian I Wielki u wejścia do Hagia Sophia w Konstantynopolu.
To kolejny lokal z szefem kuchni z Ukrainy. Warszawskie gastro Ukrainkami i Ukraińcami stoi i aż strach myśleć, co się stanie, gdy ci wszyscy ludzie wrócą do domów.
Opętała mnie śniadaniomania. To dzisiaj modne, to dzisiaj chic.
Nie wybrałbym się tu z własnej woli. Ale taki był głos gastropubliczności.
Wstrząsająco dobry jest tu tatar a także... kalmar z kaszanką. A jabłecznik z Ignacowa uwodzi.
Rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak zapowiedział, że chce skontrolować, na czym polega "przyjazność" szkół wobec osób LGBTQ+. Prof. Marek Konopczyński skomentował, że kontrola szkół tolerancyjnych wobec LGBT przez rzecznika to "kompromitacja urzędu, który powinien stać na straży dobra wszystkich dzieci".
Śniadanie to kolacja XXI wieku. Przedstawiam państwu miejsce, gdzie znajdziecie koronowane głowy - i żadna tam Kamila nie jest w stanie z nim konkurować.
Żywioły przypominają śródmiejskie cafeterie Berlina, Pragi czy Wiednia. Przestrzeń, której konsekwentnym leitmotiwem jest pieczywo. To wokół niego zbudowano całe menu.
Prestiżowy włoski przewodnik "50 Top Pizza" ponownie ogłosił listę najlepszych pizzerii w Europie. Wśród nich znalazła się pizzeria z Warszawy, którą docenili również nasi czytelnicy. Gdzie więc warto wybrać się na pizzę?
Tylu rodzajów ostryg Warszawa jeszcze nie widziała. Ani takich stosów ryb na ladzie.
W języku ordynacji podatkowej zwie to się czynny żal, a w naszej poprawnościowej bańce pewnie jakiś autocall-out. Chodzi o akt publicznej skruchy, by wyznać winę i służyć nauką moralną dla innych. I od takiego aktu muszę zacząć tekst o Tagliatellepasta&Co.
Marzę o taśmociągu, który wrzucałby mi do pyska te cuda przez cały boży dzień.
Po co pchać do pyska coś, co przypomina starą szmatę po remoncie mieszkania?
Kawiarnie wymyślono w Austrii, restauracje we Francji, kioski z currywurst w Niemczech, puby na Wyspach, pizzerie we Włoszech, tapas bary w Hiszpanii, susharnie w Japonii, a hamburgerownie za oceanem. Nam przypadły w udziale bary mleczne. A ten jest po prostu olśniewający.
W najnowszej edycji rankingu światowych centrów finansowych Warszawa znalazła się za Pragą i Wiedniem. A jeszcze kilka lat temu stolica Polski była w czołówce miast Europy Środkowo-Wschodnich. Przyczyny nie zaskakują.
Trochę trawy, kilka listków, parę kamyków i pyłek ze skrzydeł motyla - tak kiedyś karmiono w Ósmej kolonii na Żoliborzu. A dzisiaj? Na razie powiem tyle, że dania nie są już eksperymentami myślowymi.
Cóż za szczęście, że mogę pisać o rzeczach radosnych i smacznych, a nie pogrążać się w odmętach z czołówek dzisiejszych mediów.
Mnogość sensualnych doznań, jaką zapewnia wizyta w Boca Boca, świetnie wyraża logo lokalu, czyli rysunek namiętnie rozchylonych ust.
Koncept lokalu jest przyjemnie radykalny: pieprzyć gastronomiczne konwenanse, te wszystkie cieszogębki, hors d'oeuvry, amuse bouches, potaże i tym podobne akrobacje. W drzwiach kłębi się kolejka chętnych.
Kiedy zamknęła się Cafe Iluzjon na Mokotowie, po okolicy lotem błyskawicy rozniosła się wieść, że lokal, który zajmie jej miejsce, będzie miał mięsne menu. Święty ogień oburzenia płonął przez wiele dni. Od niedawna w Iluzjonie działa Stolica Cafe. A jakie ma menu?
Wolałbym kompozycje mniej udziwnione, ale Polak lubi, gdy na talerzu mokro.
Na talerzach triumfuje tu współczesność w najwspanialszym, choć niestety drogim, jak cholera, wydaniu.
Od niemal roku Maciej Nowak recenzuje popularne i wyjątkowe warszawskie restauracje. Aby ułatwić poruszanie się po tym kulinarnym szlaku, przygotowaliśmy interaktywną mapę, na której zaznaczone są wszystkie odwiedzone do tej pory przez naszego recenzenta restauracje i otrzymane przez nie oceny.
Lokali adresowanych do publiczności nieheteronormatywnej w mieście nie brakuje. Poszedłem do tej dla Zeciaków, czyli rocznika 2000+.
Chodzi o legendarny dla wielu przysmak, który w Lokalu na Rybę na Mokotowie podają na grzance. Ale czy nasz recenzent poleca to miejsce?
Bezmięsny drób kojarzy się z eksperymentami Wiktora Frankensteina, ale przyznać trzeba, że smakuje łudząco podobnie do oryginału. Swoją drogą to jest temat do rozważenia, czy wegemenu skazane jest na symulakry dań tradycyjnych?
W pierwszym momencie nie mogłem usłyszeć, co jem - by sparafrazować słynny bon mot Brillat-Savarina. Do tego w menu gastrobanały - kaczka, łosoś, kremy, krewetki. Byłem o krok od ucieczki w popłochu, ale pani kelnerka postawiła przede mną talerz rosołu z kaczki.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.