Kupcy ze spalonej Marywilskiej otworzyli własne centrum handlowe. Wrócili do pracy po pięciu miesiącach. Jakie nastroje im towarzyszą?
Obraz targowiska kiedyś tętniącego życiem jest - mimo reaktywacji - daleki od ideału. Kupcy są zawiedzeni działania zarządcy centrum, na dodatek mają mnóstwo wydatków, a klientów nie ma. Nawet Wietnamczycy się stąd powoli wyprowadzają.
Pod osłoną nocy w ogniu stanęło targowisko na Bielanach. Kupcom od dawna obiecywany jest nowy bazar w tej dzielnicy.
Na spotkaniu prezydenta Warszawy ze spółką zarządzającą halą Marywilska 44, padła propozycja budowy tymczasowej hali handlowej. Przyda się na czas odbudowy spalonego w niedzielę kompleksu na Żeraniu.
Jedna spółdzielnia - kupiecka - korzysta z Hal Banacha. Druga - mieszkaniowa - dowodzi, że hale są jej. Trzeba zaś udowodnić i posiadanie, i korzystanie, żeby dostać użytkowanie wieczyste. Spółdzielcy się nawzajem blokują, a deweloperzy łakomie zerkają na tę nieruchomość.
Na Marywilskiej zmiana formy protestu. Kolejne demonstracje zaplanowane są na najbliższe dni. Czy dojdzie do spotkania z władzami miasta?
Kupcy wynajmujący lokale handlowe w Centrum Marywilska 44 rozpoczęli akcję protestacyjną. Sprzeciwiają się podwyżce opłat za wynajem. Zamknęli swoje boksy, a witrynę niebiorących udziału w strajku najemców obrzucili jajami. To część głębokiego konfliktu między spółką a kupcami.
Żadne ze stoisk nie zostanie zlikwidowane, a kupcy nie muszą obawiać się o swoją obecność na targowisku - deklarują urzędnicy z ratusza, odpowiadając na niepokoje o losy popularnego bazaru przy Hali Gwardii. Miejskich aktywistów nie uspokoili.
O dziewiątej pierwsze dwie osoby, w asyście straży miejskiej i przedstawicieli miasta, weszły do hali KDT, by zabrać swoje rzeczy. Opróżnienie hali może jednak potrwać nawet dwa miesiące.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.