Gdy właściciel mieszkania wynajmowanego pracownicom seksualnym mijał na klatce schodowej sąsiadkę, nie przywitała się z nim, tylko zgromiła wzrokiem.
Policjanci z rzeszowskiego Centralnego Biura Śledczego Policji rozbili grupę sutenerów działającą na terenie Warszawy. Zatrzymane zostały cztery osoby podejrzane o czerpanie korzyści z cudzego nierządu. Sprawcy chcieli uciec na Cypr.
Stołeczna policja rozbiła gang sutenerów działający na terenie Mokotowa i Bielan. Prokuratura postawiła zarzuty ośmiu osobom, w tym pięciu kobietom. Przez osiem lat zarobili milion złotych.
Werbowali kobiety, organizowali im miejsce pracy, umawiali je i wozili do klientów. One oddawały im połowę pieniędzy, które zarabiały na świadczeniu usług seksualnych.
- Z moich usług korzystają policjanci, księża, aktorzy, prawnicy i lekarze. Jeden ksiądz, który wie, że jestem wierząca i chodzę do kościoła, odpuszcza mi grzechy - mówi 31-letnia Wioletta. O swojej pracy seksualnej w Warszawie opowiadają dwie kobiety i jeden mężczyzna.
Mężczyzna, który prowadził na Bielanach kilka agencji towarzyskich, od świadczących usługi seksualne kobiet pobierał każdego dnia po 300 zł, nawet gdy nie miały klientów. Został zatrzymany przez policję, zaś prokuratura postawiła jemu i czterem innym osobom zarzuty.
Żona udawała prostytutkę, mąż jej ochroniarza. Ostatecznie nie dochodziło do seksu, tylko do kradzieży.
50-latek z Mokotowa namawiał kobiety do prostytucji, a w sypialniach potajemnie montował kamerki, żeby dokładnie liczyć klientów. Zarabiał 80-90 tys. zł miesięcznie.
Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji we współpracy ze stołecznymi funkcjonariuszami zlikwidowali sześć agencji towarzyskich, przejęli broń maszynową i narkotyki. Pracowało tam 60 kobiet
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.