Albo golf, albo przyroda - mówią aktywiści w Konstancinie. I ze szpadlami poszli ratować rezerwat.
Trzy tamy zniszczono ciężkim sprzętem, czwartą udało się uratować społecznym bobrowniczym, czyli miłośnikom tych zwierząt. Sprawą zajmie się prokuratura.
Samica bobra, która pięć lat temu jako pierwsza zamieszkała w Dolince Służewieckiej, nie żyje. Miała głęboką ranę podbrzusza i pogruchotane żebra. - Ktoś cię zabił - pisze Roman Głodowski w poruszającym pożegnaniu zwierzęcia.
Dramatyczna sytuacja na Odrze, susza na południu, wywołują w nas lęk i bezradność. Daniel Petryczkiewicz spod Warszawy wierzy, że dbanie o planetę zaczyna się w najbliższym sąsiedztwie, a sam siebie nazywa "Ambasadorem Rzeki Małej".
W Dolinie Służewieckiej, 60 metrów od sześciopasmowej jezdni, zamieszkała rodzina bobrów. To tutaj ma powstać tak niechciany przez mieszkańców plac zabaw. Budowa wciąż się nie zaczęła.
Członkowie stowarzyszenia Nasz Bóbr odbudowali naturalną tamę na Kanale Piaseczyńskim, by uratować dwa młode bobry. Policja ścigała ich za złamanie Prawa wodnego. Sąd stanął jednak po stronie aktywistów. I bobrów.
Pomysł, aby strzelać do bobrów w epoce katastrofy klimatycznej jest równie sensowny jak wkładanie dziecka z gorączką do pieca.
- Za każdym razem, kiedy uczestniczyłem w rozwiązywaniu problemów ludzi z bobrami okazywało się, że da się je rozwiązać w sposób polubowny dla jednego i drugiego gatunku - komentuje planowany odstrzał tych zwierząt Michał Winczek, biolog badający populację bobrów w Warszawie.
Zgodę na zabicie prawie 1,5 tys. bobrów wydał dyrektor RDOŚ z Warszawy. Decyzję tłumaczy szkodami wyrządzanymi przez zwierzęta oraz dynamicznym wzrostem ich populacji.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.