Konstrukcja z przeplatających się drewnianych belek wyrosła obok budynku Ermitażu, w północnej części zabytkowego parku.
Wiemy, że pawilon na skwerze Hoovera od paru lat stoi pusty. Ale kiedy elegancki budynek zbudowany przez miasto będzie miał gospodarza, nie wie ani dzielnica, ani ratusz. Nie ma nawet pomysłu, co w nim może być.
Całkiem nowe meble kuchenne i wiszące mokre pranie. Na taki widok natrafili strażnicy miejscy w pozornie opuszczonym pawilonie gastronomicznym na bulwarach nad Wisłą. W zamaskowanym pokoju bez okien ukrywał się 45-latek z Torunia, unikający spotkań z policją.
Pawilony były świadkiem zabójstwa, gwałtu na nieletniej i licznych pożarów. Po sześćdziesięciu latach doczekały się rozbiórki. Co powstanie w ich miejscu?
Widziałam tu już chyba wszystko. Butelki rozbijane na głowach, stosunek seksualny w mojej bramie, długie bluzki ubierane w lato, żeby ukryć pokłute ręce. Mam mówić dalej? - pyta mieszkanka Pragi-Północ.
Ma być miejscem relaksu i wypoczynku, ale też solidarności.
Budowla jest już pozbawiona charakterystycznego zielonego dachu. Gdy pawilon z oknami i drzwiami z pleksiglasu wyrósł na pl. Narutowicza, miał pomarańczowe nakrycie i nazwę La Szalet. Mieszkańcy szybko ochrzcili go "grzybem" i "baniakiem". Ostatnio był samowolą budowlaną.
Do działek, na których stoją pawilony na tyłach Nowego Światu, nie ma roszczeń - twierdzą działający tam przedsiębiorcy. Ratusz, powołując się na te roszczenia, żądał ich wyprowadzki do końca 2012 r.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.