Wiosną lokal będzie jeszcze pusty, ale twórczyni Prochowni Żoliborz obiecuje stanąć na rzęsach, żeby udało się go otworzyć na wakacje. Umowę ma podpisać na trzy lata.
- Myślałam, że reprywatyzacja się skończyła i takie sytuacje już się nie zdarzają - mówi mieszkanka domu na Ochocie. Pełnomocnik spadkobierczyni dawnego właściciela zażądał wyprowadzki, potem przysłał do niej firmę specjalizującą się w eksmisjach. Mimo braku wyroku eksmisyjnego.
- Nie wyobrażamy sobie przychodzić sobie do Prochowni, jeśli będzie prowadził ją ktokolwiek inny niż przez ostatnie lata - mówili uczestniczący w spotkaniu przed słynnym lokalem mieszkańcy Żoliborza. Zapowiedzieli też kolejną petycję do władz Warszawy.
Za sprawę Prochowni w parku Żeromskiego urzędnicy miasta powinni przeprosić. Szczególnie mieszkańców Żoliborza. Zabrali im miejsce, które lubili, i postanowili je umeblować na nowo. Skutki są opłakane: lokal nie działa i nie wiadomo, kiedy znów będzie działać.
Władze Warszawy obiecywały zmiany w zasadach dzierżawy lokali latem, gdy zrobiło się głośno o problemach z umowami właścicieli popularnej Prochowni i baru U Araba na Żoliborzu. Jest projekt, dzięki któremu przedsiębiorcom ma być łatwiej o umowy bezprzetargowe i podpisywane na dłużej niż 3 lata.
Drzwi do lokalu zamknięte, przed budynkiem brakuje girland oświetlenia i ogrodowych mebli. Od kilku dni lokal w parku Żeromskiego nie działa. Najemca zapewnia, że działalność przywróci w ciągu miesiąca.
Temat konkursu na dzierżawę Prochowni wychodzi daleko poza Żoliborz. Spotykamy tu nie tylko powiązane ze sobą spółki, które stawiają na biznes w parkach, ale też wspólniczkę zamordowanego przed laty polityka, skazaną za oszustwa przy przetargach na miejskie lokale.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.