- Ten wzrost, i to w środku wakacji, jest niespodziewany. Zwykle prace sezonowe otwierały większe możliwości zatrudnienia. W tym roku jest inaczej - słyszymy w stołecznym urzędzie pracy.
W poprzednim roku aż 15,5 tys. osób wróciło w stolicy do pracy, a ponad 400 zdecydowało się założyć działalność gospodarczą.
- Po raz pierwszy nie wskazujemy najlepszych branż, tylko ostrzegamy, że z zatrudnieniem nie jest kolorowo - mówi ekspert rynku pracy. Koszty utrzymania na studiach są dwa razy wyższe niż kilka lat temu, a posad dla studentów coraz mniej. Ten rok akademicki nie zapowiada się najlepiej.
Rośnie liczba osób, które rejestrują się w Urzędzie Pracy w Warszawie jako bezrobotne. Pojawił się nowy profil osób, którego wcześniej nie było.
"Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w Warszawie na koniec marca była o prawie połowę większa niż przed rokiem" - podał Urząd Statystyczny w Warszawie. Czy jest się czym martwić?
Najniższe bezrobocie w Unii Europejskiej, w Warszawie - w zasadzie go nie ma. Czy wieszczone przez ekspertów tsunami zwolnień z powodu epidemii, zwłaszcza wśród młodych, ominęło Polskę? A może bezrobocie jest, tylko nie widać go w statystykach? Sprawdzamy.
- Prognozujemy, że PKB w tym roku wzrośnie o 4,2 proc., a zatrudnienie wróci do poziomu sprzed pandemii dopiero pod koniec 2022 roku - mówi Ignacy Święcicki, ekonomista z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Z powodu pandemii straciłeś pracę albo zarabiasz mniej, a wynajmujesz mieszkanie? Teoretycznie możesz starać się o rządową pomoc - nawet 1,5 tys. zł miesięcznie. - Kryteria są tak wyśrubowane, że prawie nikt się na to nie załapuje - mówią urzędnicy.
Kończą studia, są młodzi, wchodzą na rynek pracy spustoszony przez pandemię koronawirusa. Od miesięcy nie mogą znaleźć żadnego zatrudnienia. Nawet ci po najlepszych uniwersytetach. Zdobyliśmy dane, są zatrważające
Najwięcej ofert pracy w Warszawie jest obecnie dla szkolnych woźnych, magazynierów, w branży budowlanej, dla specjalistów i nauczycieli. Co ciekawe - pensje nauczycieli i woźnych są na podobnym poziomie.
Bezrobotni mają przyjść za pół roku, a przedsiębiorcy niech zapomną o dotacji, jeśli chcą zatrudnić osobę na staż. Urzędy pracy muszą teraz realizować rządową politykę walki ze skutkami pandemii.
Młodzi, którzy teraz wchodzą na rynek pracy, nie będą rodzić dzieci, będą mało zarabiać, wróci szara strefa. Za granicą też nie będzie pracy.
W niecały miesiąc podwoiła się liczba firm, które planują zwolnienia grupowe, choć w statystykach wciąż nie widać gwałtownego wzrostu bezrobocia. - Skutki będą widoczne za kilka tygodni, a nawet miesięcy. To jak kula śniegowa - ostrzegają eksperci.
Czy to już czas lichwiarzy, pożyczek chwilówek i lombardów? Przed niektórymi tworzą się kolejki. - Straciłem pracę. Nie mam grosza - słyszymy pod jedną z takich placówek.
Warszawski pośredniak zawalony pracą. Już wpływają pierwsze informacje o zwolnieniach grupowych i wnioski o wypłaty świadczeń z tzw. tarczy antykryzysowej. Ratusz do pomocy przy ich obsłudze zamierza skierować pracowników urzędu miasta. - Skutki epidemii na rynku pracy będą bardzo duże - mówi wiceprezydent miasta Michał Olszewski
Połowa ludzi przychodzi do urzędu pracy wcale nie po pracę, bo tej w Warszawie nie brakuje. Im potrzebny jest tylko kwit, że są bezrobotni. Pracują na czarno, ale chcą korzystać z publicznej służby zdrowia, nie płacić alimentów czy innych długów.
Dobrze wykształcona, wykwalifikowana kobieta z bogatym CV, która szukała pracy po urodzeniu dziecka, została potraktowana przez urząd pracy jak bezrobotna matka, która nigdy nie pracowała - to jedno ze wspomnień bezrobotnych wyłowionych przez naukowców ze Szkoły Głównej Handlowej.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.