Wystarczył jeden dzień gołoledzi, by warszawskie pogotowie stanęło na granicy wydolności. Ratownicy skarżą się na dyspozytorów, niedobór karetek i logistyczny chaos. Czy Warszawa jest zabezpieczone na wypadek dużej katastrofy?
Pojawiają się kolejne doniesienia na temat awarii numeru alarmowego 112. Dyspozytorzy są zmuszeni ręcznie zawiadamiać służby o sytuacjach wymagających interwencji.
37-letni mężczyzna zmarł w taksówce w centrum Piaseczna. Miał atak serca, ale dyspozytor nie wysłał karetki, bo objawy wskazywały, że może się zgłosić do izby przyjęć samodzielnie.
Dzwoniąc pod numer alarmowy w sylwestrową noc, możemy się dodzwonić do wojskowego medyka, który nigdy wcześniej nie pracował na stanowisku dyspozytora. 1 stycznia to najtrudniejszy dzień pracy w pogotowiu.
Wprowadzenie narodowej kwarantanny może się zbiec w czasie z potężnymi zmianami w dyspozytorniach pogotowia ratunkowego. Nadal nie wiadomo, kto będzie odbierał zgłoszenia od ofiar sylwestrowych zabaw.
"Dzień dobry, poproszę taksówkę", "Dwie margherity z podwójnym serem" lub "Spier..., ty kur...!" - takie hasła każdego dnia słyszą operatorzy stołecznego Centrum Powiadamiania Ratunkowego. W ciągu doby pod numer 112 dzwoni 3 tys. ludzi. Tylko co czwarty telefon to wezwanie pomocy.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.