Kto marzy o tym, żeby rzucić pracę, mieć cały czas wolne i spędzać życie na łowieniu ryb? Milioner, pracownik korpo czy może robotnik?
„Jak pracujesz, Warszawo" to cykl artykułów, w których pokazujemy różne oblicza warszawskiego rynku pracy. Przedstawiamy frustracje pracowników, pokazujemy, jak żyją pod presją ciągłego wyrabiania celów, jak długo wytrzymują w korporacji, jak radzą sobie z wymagającym szefem i dlaczego dziś coraz więcej jest wśród nich „skoczków", niż „lojalsów". Czekamy na listy na ten temat. Piszcie na adres: stoleczna@wyborcza.pl
ROZMOWA z Przemysławem Sadurą, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego
Wszystkie komentarze
Ale nisko upadliśmy według tego pana.
Dyrektor, jednej z dziesiątków komorek organizacyjnych w korpo, mający podsobą kilkanaście osób i traktujacy te osoby jak bydło, to klasa wyższa ?
A mnie się zawsze wydawało, że klasa wyższa to: arystokracja, profesorowie znanych uniwersytetów, właściciele (nie drobni akcjonariusze) dużych firm, czyli osoby cechujące się oprócz wykształcenia, wysika kultura i majątkiem.
Przecież taki dyrektor/kierownik z korpo, może z dnia na dzień stracic prace i zostać lumpenproletariatem.
Elyta nawet. Możliwe że wielki pan dyrektor to ledwie klasa średnia niższa.
Jeszcze niedawno wmawiano wszystkim, że są klasą średnią. Teraz awansowaliśmy i połowa korpoludków to klasa wyższa. Czas na artykuły "jestem klasą wyższą a nie stać mnie na codzienną kawę w Żabce.
Arystokracja właśnie traktuje innych jak bydło, co do zasady. Powinni być więc wyłączeni z tej grupy.
Andrzej, nic nie zrozumiales z tego artykulu.
To warto uzupełnić swoją wiedzę - możesz mieć kilka wyznaczników przynależności do danej klasy: kapitał społeczny, kulturowy, materialny. I nie zawsze wszystkie 3 kryteria będą spełnione, co nie przeszkadza, by zakwalifikować kogoś do klasy wyższej.
Właściciele firm i wysoka kultura? Nie ma czegoś takiego jak arystokracja już od kilku lat
Po takiej klasie wyższej mój pradziad wchodził na konia.
Artykuł jest napisany przez kogoś, kto ma dziwne wizje o społeczeństwie klasowym.
Na samej górze są właściciele dużych organizacji, którzy odziedziczyli majątek, bądź mieli szczęsci i dorobili się jak oczywiście wszyscy wiemy ciężką pracą. Przykład Bill Gates od tatusia dostał milion i miał wielkie szczęście, bo kto mógł przypuszczać, iż managerowie IBM nie będą wierzyć że ludziom spodoba się ich własny produkt osobisty komputer i zleci dwuosobowej firmie Microsoft napisanie systemu operacyjnego, który znany był jako DOS.
Potem są dyrektorzy, generalni managerowie, czy jak kto woli CEO i ci muszą w jakiś sposób udowodnić, że są odpowiednimi fachowcami na daną pozycję. Wymagają tego właściciele, wymagają również inwestorzy i ci oraz ci muszą być usatysfakcjonowani.
Następny szczebel to specjaliści, kierownicy, eksperci i cały biurowy ludek. Tu oczywiście CV jest konieczne, a gdy firma robi coś sensownego, produkuje skomplikowane wyroby podrzucanie w górę aplikacji jest bez sensu. Powiem więcej rekruterzy są zaangażowani na samym początku z tej prostej przyczyny, że w końcowej fazie raczej byliby zagubieni.
Czytając artykuł miałem wrażenie, że autor opisuje pracę polegającą na przerzucaniu sterty papierów, lub plików, a przecież gospodarkę prawdziwą napędza projektowanie nowych wyrobów, produkcja tychze, badania naukowe, ogólnie rozwój, wszystko to, co zlekceważyli Amerykanie i Europa, a za co iluś tam facetów dostało nagrody Nobla w dziedzinie EKONOMII.
Żeby go wyczyścić.
kto pije kawę w Żabce ??????????????????/
arystokracja też nie grzeszyłą wysoką kulturą , co najwyżej jej nieliczna część
potem i słusznie został pozbawiony majątku zdobytego kosztem pańszczyźnianych chłopów niewolników i chodzić piechotą
"profesorowie znanych uniwersytetów" To w polsce akurat klasa niższa ewentualnie średnia niższa
Definicja klas o ile mi wiadomo: klasa wyższa to ludzie, którzy nie muszą pracować i jak najbardziej mogą być to skończone buce. Klasa średnia musi pracować umysłowo, żeby się utrzymać, klasa niższa fizycznie.
Amerykanie zlekcewazyli badania naukowe i projektowanie nowych wyrobow???
Akurat arystokracja to była patologia od zarania. Zarzynali swoich poddanych, chłopów i wszystkich kogo mogli. Więc źle Ci się wydaje, akurat to porównanie jest w punkt.
Dzis prof to jak kiedys mgr. Oceniam chocby po poziomie tej zbędnej i wyssanej z palca "analizy'. Generalnie klasy wyzsze w PL ulegly degradacji tak jak i reszta ...
Nie istnieje Nobel z ekonomii.
Kierownik czy dyrektor w korpo nie należy do klasy wyższej, ewentualnie może być w tzw. średniej wyższej. Klasa wyższa, świetnie wykształcona z reguły zasiada w zarządach
Dyrektor z korpo nie zostanie lumpenproletariatem. Chyba że wpadnie w alkoholizm.
Ale jeśli straci pracę z dnia na dzień, to ma tyle znajomości, kontaktów że zaraz znajdzie się dla niego jakaś dobra posada na rynku.
to, ze tobie sie cos wydawalo to nie znaczy, ze tak jest
Może i nie istnieje, ale Szwedzka Akademia Nauk najwyraźniej tego nie wie, bo przyznała już 53 nagrody w dziedzinie nauk ekonomicznych.
Nie istnieje za to Nobel z matematyki - chociaż tak potocznie nazywa się Medal Fieldsa albo nagrodę Abela.
Nie. Zarządy to opłaceni menedżerowie, wynajęci do zarządzania firmą. Tzw. klasa wyższa to wspólnicy/akcjonariusze, którzy tych zarządców zatrudniają, opłacają i zwalniają w przypadku braku wyznaczonych wyników.
Przyznała, ale nie "nagrody Nobla" tylko "nagrody im. Alfreda Nobla". Taka jest różnica.
Co nie znaczy, że w pracy należy wypruwać sobie żyły. W żadnym wypadku. Należy normalnie pracować i wychodzić rowno o tej, do której nam płacą, a resztę zostawić temu spragnionemu zap* pokoleniu X, popieram. A jak będą krzyczeli (bo lubia), że trzeba zostać, to trzeba wyjść lub rozpisać nadgodziny.
To podaj rok, gdy byłeś "tym pokoleniem Z"...
Bo wbrew temu co piszesz współczynnik dostępności mieszkania zmienia się i to całkiem znacznie - wszystko jest w raportach kwartalnych NBP.
Patrząc najprostszym możliwym wskaźnikiem, czyli ile za średnią pensję można kupić m2, to tutaj dla Warszawy w miarę stabilne 0,5 plus/ minus w zależności od lat. Oczywiście o tym, co ta średnia oznacza, to można napisać 3 doktoraty, ale to jest najprostszy wskaźnik.
IDM to bardziej skomplikowane zwierzę.
No to rzuć numer wykresu z ostatniego raportu kwartalnego NBP, który pokazuje *znaczne* wahania tego współczynnika. Bo ja widzę wykres 19 i zjazd do około 0,5 w bańce 2007-2008, potem stabilny wzrost do około 0,8 w roku 2013, i potem w zasadzie płasko.
no jeśli wzrost o ~75% (właśnie ten od 0,5 do 0,85) to nie jest znaczne wahanie, a spadek o 20 (2017-22) i znowu wzrost o kilkanaście % w ostatnich 2 latach to jest płasko, no to współczucie/gratulacje...
W sumie Wasza dyskusja z @alf7red7 o tych samych liczbach skłoniła mnie do następującego zastanowienia: czy gdyby wskaźnik ten wyrażał się w innych jednostkach, np. ile metrów kw. można kupić za 100 miesięcy pracy i wynosił 100x więcej, czyli 50, a później 85, a póžniej wahał o kilkanaście, ito czy nadal pojawiłaby się argumentacja, że jest on w miarę płaski. Na ile jednostki, którymi się posługujemy, wpływają na interpretację?
Zapewne słuszna uwaga - widocznie dla niektórych procenty są zbyt trudne/abstrakcyjne i trzeba by im przeliczyć, że w tym roku zamiast M3 mogą sobie pozwolić jedynie na M2, za to x lat temu stać by ich było co najwyżej na kawalerkę ;)
Tak, wahania w zakresie 0,7-0,8 na przestrzeni 12 lat to dla mnie płasko. Patrząc na inne kraje, choćby Czechy. Wcześniej była bańka i ten spadek do 0,5, a jeszcze wcześniej, tego na wykresie z NBP nie widać, też latało w okolicy niecałego metra za pensję. Dla Ciebie, rozumiem, kilkanaście % zmiany to trzęsienie ziemi, krach i ludzie skaczą z wieżowców.
w 1997 było o wiele trudniej o kredyt. Musiałam uzbierać gotówkę, pożyczyć od rodziny i zdobyć troje żyrantów do kredytu konsumpcyjnego.
Za moją pensję mogę kupić półtora metra mieszkania.
Może dlatego, że chodziłem do szkoły i coś umiem.
A jednak nie nauczyli Pana co to średnia i statystyka.
Zmień ekonomistów, bo opowiadają jakieś bajki.
Raport NBP "Informacja o cenach mieszkań i sytuacji na rynku nieruchomości mieszkaniowych i komercyjnych w Polsce w I kwartale 2024 r." (wykres Szacowana dostępność mieszkania w 7M za przeciętne miesięczne wynagrodzenie)
Zmienia się i to całkiem znacznie - w 2007 spadło z gwałtownie do mniej niż 0,5m2, w 2016-17 wzrosło do 0,85, potem znowu spadek i ostatnie 2 lata leki wzrost, ale nadal jest gorzej niż te 6-8 lat temu. W każdym razie - nie, nie jest tak samo ciężko.
Ale za to mieszkanie kosztowało tył co dzis wklad własny albo mniej
Klasa średnia - wierzy w merytokracje
Ale za to średnia pensja była taka, jak teraz tygodniówka albo mniej.
Moja pierwsza pensja na początku tego wieku wynosiła niespełna 1000 zł netto. Obecna to ponad 8000 (nie licząc znacznie większych możliwości dodatkowych zarobków). Łączna inflacja w tym czasie wyniosła jakieś 100%.
nawet chyba gorzej bo odnoszenie danych populacyjnych do siebie jest oznaka niskiej inteligencji :( (nie moja wolna interpretacja, zbadane)
8, ale brutto
Zmiany w zakresie 0,5-0,8 nie są znaczne. Szczególnie że wiemy, że w 2007-8 była bańka. Znacznie to by było z 5 razy, a nie 1,6 między skrajnymi.
60 czy 75% (bo od poniżej 0,5 do co najmniej 0,85 jak już) wzrostu nie jest znaczne?!
Może chciałbyś więc "nieznacznie" obniżyć swoje zarobki albo płacić o taki procent więcej w sklepach?
Ale w jakim okresie ta zmiana? I czy to jest trend, czy jednak w 2008 było spadek i powrót? Mamy skrajne (!) 0,5 w roku 2008, i 0,85 w roku 2023 powiedzmy. To ja przypomnę, że kilkanaście lat temu benzyna była po 3 zł z groszami, jeszcze rok temu była po 8 zł, a dziś 6 i mniej. W latach dwutysięcznych zarabiałem jakieś 3 razy mniej niż dzisiaj. To jest znaczny wzrost.
Co za bzdury. No po prostu nie da się tego inaczej skomentować.
A co do szukania pracy przez "klasę wyższą" to mam elektryzującą wiadomość.
Klasa wyższa nie szuka pracy. Żyje z kapitału, spadku, lub w fazie upadku z długu. Klasa wyższa i praca XD.
Tak, bananowy chłopiec albo 40 letni krezus idzie pracować jak w XIX wieku do sklepiku u Wokulskiego albo w czasach współczesnych do marketu na kasę. XD
Ale przecież prawie dokładnie to jest powiedziane w tym wywiadzie . Klasa wyższa nie szuka pracy, a jeśli pracuje, to dla prestiżu, realizowania swoich pasji czy ogólnie rozumianej samorealizacji. I na pewno nie w sklepiku, gdzie to wyczytałeś..?
Klasa wyższa bawi się w pracę. To tacy ludzie jak bohaterowie Sukcesji, dzieci Kulczyka czy była żona Kulczyka. Oni to z nudów robią.
Ech... W latach 90 tych zaczynali wszyscy obecni krezusi pokroju Solorza czy Kulczyka. Ta cała klasa wyższa to ludzie, którzy wiedzieli z kim robić deale. Kaczyński, SKOKi i Bierecki. Ludzie, którzy wówczas pracowali w korpo po 3 latach zapier.olu kupowali mieszkanie za gotówkę na Szczęśliwicach czy innej Białołęce. Po 5 latach segment pod Warszawą a mieszkanie na Białołęce zamieniali na mieszkanie w centrum w kamienicy. Po 10 latach byli już finansowo ustawieni i bez kredytu. Miało być tylko lepiej a było tylko gorzej dla kolejnych pokoleń. Oczywiście kultura zap... odchodzi w niebyt, a każdy jest panem swojego losu...
to nie wywiad tylko promocja lolejnej zbędnej książki.
Ale z zasady jesteśmy różni i podzieleni. A socjologowie to badają.
Racja.
I każdorazowo te cudowne kłótnie pod takimi i podobnymi artykułami: czym dla kogo jest taka a taka klasa, kto do niej należy, a kto nie należy i że interlokutor to buc, bo nawet nie wie czym jest klasa wyższa.