Wykute w kamieniu rzeźby lwów od ponad dwóch stuleci pełnią straż przed Pałacem Prezydenckim. Przetrwały w tym miejscu wojny i powstania, ale ostatnio były w tak złym stanie, że musiały odbyć kurację w pracowni konserwatorskiej.
Pokryte zielonkawym nalotem, popękane, z widocznymi dziurami po wykruszonych fragmentach piaskowca i łatami z poprzednich napraw, które z biegiem czasu zmieniły kolor - tak jeszcze kilka miesięcy temu prezentowały się cztery rzeźby lwów sprzed Pałacu Prezydenckiego, jeden z symboli Krakowskiego Przedmieścia. Ale to już przeszłość. Rzeźby poddano kompleksowej konserwacji.
Ponad 200 lat na straży pałacu
Kamienne lwy są dziełem włoskiego rzeźbiarza Camilla Landiniego, ucznia i współpracownika Bertela Thorvaldsena, któremu Warszawa zawdzięcza pomniki Mikołaja Kopernika i księcia Józefa Poniatowskiego. Każde ze zwierząt mierzących 222 cm długości, 100 cm szerokości i 118 cm wysokości wykuto z monolitycznego bloku piaskowca. Umieszczono je na wysokich na 126 cm postumentach, które połączono masywnymi żelaznymi łańcuchami podtrzymywanymi przez stojące między nimi kamienne słupki. Wszystko razem tworzy ozdobne ogrodzenie oddzielające Krakowskie Przedmieście od tzw. przeddziedzińca pałacu. Powstało ono podczas gruntownej przebudowy tej dawnej rezydencji Radziwiłłów, zrealizowanej w latach 1818–1819 według projektu znakomitego architekta Chrystiana Piotra Aignera.
Wszystkie komentarze
na nowego lokatora.
Zamiast lokatora wolałbym męża stanu
Ja tam nikogo nie przyjmuje, same lwy też nie pomogą fdy w środku siedzi kotek z podwinietym ogonkiem
ht tps://zapodaj.net/plik-4nP8stnAIs
A propos kilku ziaren prawdy i słodkich tajemnic. Na wszystkich lwach, a są cztery, konserwatorzy wmontowali ponad 1 100 (słownie tysiąc sto), fleków, czyli uzupełnień wykonanych w kamieniu. Fleki kamienne zastąpiły w 98% dotychczasowe uzupełnienia w kitach, czyli masach imitujących kamień. Te mają istotnie ograniczoną żywotność (tracą kolor, spoistość i starzeją się inaczej niż kamień który imitują), ale dotychczas nie dało się ich wyeliminować, bo nie było innych, sprawnych metod uzupełniania nieforemnych, zwłaszcza niewielkich ubytków kamienia. Owszem, w konserwacji kamienia jest stosowana metoda flekowania, polegająca na wycinaniu geometrycznych, najczęściej prostokątnych zagłębień w miejscu występowania ubytku, aby wkleić tam prostokątne kamienne wypełnienie. Tak opracowywane uzupełnienie ma jednak istotną wadę: powoduje utratę części oryginalnej powierzchni w procesie geometryzowania kształtu ubytku pod łatkę kamienną. W przypadku tych czterech lwów postąpiono zupełnie inaczej: każdy ubytek był skanowany, aby odwzorować jego dotychczasową, całkowicie przypadkową formę. Na podstawie skanów opracowano cyfrowe modele uzupełnień, każdy o indywidualnym, niepowtarzalnym kształcie i wielkości, a następnie wycinano uzupełnienia w piaskowcu w technologii CNC (cyfrowa frezarka). Każde uzupełnienie kamienne wklejono i opracowano jego wierzchnią formę. Tak przygotowano 1100 uzupełnień. Ponieważ do tej pory to niepraktykowana metoda (chodzi o skalę przedsięwzięcia), sprawdzano jakiej wielkosci i jakie kształty ubytków można w ten sposób opracowywać. Okazało się że niemal dowolne: niektóre uzupełnienia mają wielkość kilkunastu milimetrów inne kilkudziesięciu centymetrów. Wykonano to w niespełna 3 miesiące. Po co to zrobiono? Bo uzupełnienia w kamieniu pracują i starzeją się jak kamień oryginału. To rodzaj przeszczepu. Czy są dostrzegalne? Tak, ale to są dwustuletnie rzeźby i upływ czasu widoczny na powierzchni kamienia to część tożsamości rzeźby. Czy trzeba je unifikować? Każdy flek kamienny świeżo opracowany w toku konserwcji będzie się odróżniał od kamienia, zwłaszcza czyszczonego laserem, bo ta metoda czyszczenia pozwala zachować naturalną warstewkę patyny na powierzchni rzeźby. Tej patyny nie ma siłą rzeczy nowo opracowany flek. Z czasem i on pokryje się takim cieniutkim nalotem, jednak zanim to nastąpi rzeźba bez unifikacji wyglądałaby jak skupisko łatek, wężyków i innych kształtów, całkowicie rozbijając formę lwów. Dlatego czasami unifikacja jest nieodzowna, choć zgodzę się z autorem komentaża, że jeśli to jest możliwe, to należy ją ograniczać. Tu jednak uznano, że jest konieczna. Artykuł niestety nie opisuje skali zrealizowanego w tym przypadku przedsięwzięcia, a szkoda, bo wbrew opini komentatora włożono w konserwację tych rzeźb ogrom pracy. Fakt, że tego nie widać, ale taka jest rola konserwatora: to nie jego pracę ma być widać, tylko dane dzieło sztuki. Wydaje mi się, że wartość tej konserwacji bedzie można ocenić dokładnie tak jak napisał autor komentarza: za parę lat, bowiem zastosowane tutaj niestandardowe rozwiązania znacznie lepiej powinny wytrzymać próbę czasu. Czasu, z którym toczymy jako konserwatorzy dość nierówną walkę. Pozdrawiam