Rodzice powtarzali, że niezależność to najlepszy prezent, jaki możesz sobie sprawić. Praca w kawiarni czy sklepie miała dawać wolność, bo ile lat można prosić matkę o pieniądze na buty. Kilka lat studiów, kilkadziesiąt aplikacji, kilkaset wydanych piw i kaw później Zetki wciąż tkwią w poczekalni.
Nam, dwudziestoparolatkom, coraz trudniej w Warszawie o miłość. Zastępujemy ją rozwojem osobistym, ambicjami zawodowymi i szeroko pojętą kulturą siebie. Czego tak się boimy?
W środę w Sejmie młody poseł Polski 2050 przedstawił się jako "przedstawiciel generacji Gen Z". Wzbudziło to falę uszczypliwych komentarzy z ław PiS i wesołość, która przykryła temat sytuacji finansowej studentów. - Wzbogacili się, wydają 170 zł miesięcznie na ciuchy - przekonywał poseł PiS.
Uczniowie szkół średnich coraz mniej beztrosko podchodzą do swojej przyszłości. Wciąż przygniatająca większość chce po maturze iść na studia, ale coraz częściej planują łączyć je z pracą. Rosną również ich oczekiwania finansowe wobec pierwszej pracy.
Generacja Z musi zarobić jak najwięcej tu i teraz, żeby opłacić czynsz i zabezpieczyć się na starość. Ale nie ma zamiaru się przepracowywać. Ceni sobie samorozwój w miejscu pracy, zwraca uwagę na to, czy firma dba o klimat.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.