Na osiedlach, które wyrastają na obrzeżach Warszawy, niby nowoczesna architektura, ale warunki wokół bloków jak w serialu "Alternatywy 4". Mieszkańcy nie mają ulic ani chodników, bo do ich budowy nie kwapią się deweloperzy. A urzędnicy nie naciskają.
Jesteśmy w Ursusie, który zamienił się w wielki plac budowy. Deweloperzy rozparcelowali teren po fabryce traktorów i stawiają osiedle bloków. Oplatają je dwie linie kolejowe bezpośrednio do centrum, a ratusz planuje tu kiedyś jeszcze dwie linie metra. Na razie jednak urzędnicy nie są w stanie dopilnować budowy ulic.
– Sytuacja jest gorsza niż zła. Chodniki się urywają i piesi idą jezdnią między ciężarówkami z budów a tirami – tak Sebastian Fus opisuje ul. Posag 7 Panien. Jej nietypowa nazwa nawiązuje do majątku córek założycieli fabryki, która dała początek zakładowi produkującemu traktory.
Wszystkie komentarze
I drugie: dlaczego miasto/dzielnice nie chcą lub nie potrafią tych umów egzekwować? S tekście przykłady.
Dlatego, bo miejscy urzędnicy są po prostu nieudolni.
brak dojazdu do posesji, brak mozliwosci zamiwszkaniia i drogi beda na czas
Ok. Tylko w 2-3 lata inflacja zjada te kaucje. Jeśli deweloper ja zdeponuj w 2023 roku podczas początku budowy a droga będzie robiona na jej koniec czyli w 2025 to już 30% mniej da się za te pieniądze wybudować.
Przed 2022r. przez dekadę inflacja była bardzo niska i też NIEDAŁOSIE.
Za czasów II RP 100 lat temu stosowano proste rozwiązanie. Tereny pod budowę nowych osiedli wykupowały od prywatnych właścicieli hurtem władze miejskie. Następnie na wykupionym terenie wytyczano i budowano ulice, wydzielano działki pod niezbędną infrastrukturę (szkoły, przychodnie, itp.), a działki przeznaczone pod zabudowę mieszkaniową sprzedawano inwestorom określając jednocześnie wygląd i gabaryty budynków, które mogą na nich powstać. Na przykład przy budowie Gdyni założono, że miasto mieć będzie 100 tys. mieszkańców, więc budynki mają mieć 5 kondygnacji, cztery piętra i parter. Po pięciu latach obserwując rozwój miasta uznano, że liczba mieszkańców sięgnie jednak 250 tysięcy, zatem podwyższono liczbę kondygnacji do 7, i każdy kto dziś pojedzie do Gdyni może efekt zobaczyć - budynki wcześniej powstałe w okolicach Skweru Kościuszki są niższe niż późniejsze dalej przy Swietojanskiej. Podobnie wyglądają w Warszawie Mokotów, Ochota czy Żoliborz, albo rejon Krolewskiej w Krakowie, choć tam akurat sporo zbudowali Niemcy w czasie okupacji, ale trzymając się jednak tych samych założeń.
Co więcej, władze miejskie na takim postępowaniu sporo zarabiały. Sprzedaż inwestorom działek pod zabudowę na wykupionym przez miasto terenie przynosiła średnio dwa razy więcej wpływów, niż kosztowało nabycie tego terenu i budowa infrastruktury miejskiej. Były więc środki na kolejne inwestycje.
A dziś miasta po prostu hurtem wydają WZ-tki. Efekt widzimy. Jedyną w miarę kompleksową i urbanistycznie sensowną inwestycją po 1990 roku było Miasteczko Wilanów, ale i jego wygląd wynika z założeń dewelopera który był tam jeden (poza glempią wyciskarką do cytryn, ale to inna historia), a miasto o tereny pod infrastrukturę nie zadbało i potem musiało za zbójeckie pieniądze wykupywać działki pod szkoły, itp.
nie zapominaj o wieloletniej gehennie z kanalizacją i przymuszaniem Miasta do płacenia za grunty pod drogami na terenie osiedla
zatem aż tak sensowna ta inwestycja nie była - ważne że inwestor zarobił krocie
I dziś tak się robi w cywilizowanych krajach. Ale u nas urzędnik jest ruskiego chowu: jest nie po to by służyć obywatelom (co wymaga wiedzy i brania odpowiedzialności) a jest od tego by ciągnąć kasę (co wymaga jedynie znalezienia dupochronów).
Do dzisiaj tak to działa choćby w Wiedniu tylko u nas jakoś zapomniano. Dobrze ze przypominasz.
Dzięki za przypomnienie... Tak, może to działać , nawet miasta mogą na tym zarabiać. Refleksja jest taka - 20 lat międzywojnia II Rzecz. ( w trakcie - scalanie państwa, wojna z CCCP, itd) - a dało się wybudować: Gdynię, w Warszawie- Żoliborz, częściowo Mokotów, Ochotę . A od 1989..... - miesteczko Wilanów, dokończyć Kabaty ( w skali dzielnic) .... A i obydwa plany były zaczęte przed 1989. Teraz po 30 latach Ursus jest ( w skali dzielnicy dokańczany ...) + dzika Białołęka puszczona w rwący prąd produkowania terenów budolanych przez właścicieli gruntó ( "Gospodarność" - kto śledził ten wie, nie będę rozijał). To wszystko chyba wskazuje chyba na nieudolność gminy / powiatu / Warszawy.... No, może poza Białołęką ;) , bo co miejscowi właściciele pól zarobili , to zarobili wpuszczając w rynek dziesiątki hektarów gruntów na których wpisali dopuszczenie zabudowy wielorodzinnej ;).......
Na Szamotach prościej zamiatać ulice raz w miesiącu, czyli jak 2 czerwca pojawi się błoto na ulicy to zostanie zamiecione 30 czerwca.
GRATULUJĘ dobrego samopoczucia.
Odnośnie parkowania przed przejściami dla pieszych to najłatwiej powiedzieć nie da się albo mamy w planach przebudowę. Wystarczy postawić kilka tymczasowych betonowych zapór, takie jak w weekendy na nowym świecie.
Na Szamotach jest tak, że deweloper buduje ulice miejskie m. in. wymienione w artykule i przekazuje je miastu. Jakby dzielnica miała wszystkie budować do przez kolejne 20 lat ludzie by jeździli do nowych bloków po drogach gruntowych.
Oczywiście jest to wliczone w koszt m2 mieszkania.
Ps
Pani rzecznik Ursusa nie wspomniała ze dzielnica nie dopilnował i do bloku przy ul. Ogniowej 4 dojazd jest po drodze gruntowej.
Dodam, że 90-100 lat temu się to w Warszawie jakoś udawało.
Nie trzeba pytać Happach, połowa warszawskiej platformy ma osobiste związki z Dom Dewelopment, to jest wiedza publiczna.
Kolejny raz widzę ten komentarz. O kogo chodzi? Wystarczy inicjał.
A która połowa ma związki umożliwające budowę Nycz Tower ;) ?