Święta u Karwowskich
Dziś iluminacje świąteczne Warszawy: nie tylko traktu Królewskiego od Belwederskiej po Starówkę, ale też Emilii Plater, Chmielnej, Ząbkowskiej i Francuskiej są niezwykle efektowne i eleganckie. W najbardziej nawet obfitych latach PRL-u były bez porównania uboższe. Zwykle ograniczały się do rozwieszenia żarówek o kilku barwach nad Pasażem Śródmiejskim (dziś Wiecha), ponad chodnikami, przed sklepami wzdłuż głównych ulic - Nowego Światu, Krakowskiego Przedmieścia, al. Jerozolimskich i Marszałkowskiej i na niektórych budynkach. Zwłaszcza domach towarowych: Sezamie, Juniorze Warsie i Sawie, Smyku, czyli dawnym Domu Dziecka, a jeszcze wcześniejszym Centralnym Domu Towarowym, czy fasadzie hali Mirowskiej.
Dziś Marszałkowska na swym południowym odcinku od Alej Jerozolimskich do Placu Unii tonie w mrokach, co jedynie świadczy o upadku tej ulicy. Od kilku lat nie ma też już dekoracji na fasadzie Smyka, którego architektura została całkowicie zasłonięta reklamowymi szmatami. Jednak prawdziwy regres nastąpił w świątecznej dekoracji witryn sklepowych. Owszem są one wewnątrz galerii handlowych, nawet w sklepikach w korytarzach Dworca Centralnego, ale już nie na witrynach sklepów przy ulicach. Takich dekoracji więcej można wypatrzyć w jednym tylko skupisku hal i marketów na Targówku niż w całym Śródmieściu.
Nawet "Wedel" w tym roku nawalił. Nie ma już modelu fabryki czekolady w witrynie staroświeckiego sklepu przy Szpitalnej.
W relatywnie "tłustych" czasach Gierka przed 1975 r. świątecznych witryn było sporo. Dziś pokazujemy jedną z nich - zapraszała do sklepu z zabawkami w Pasażu Śródmiejskim. Prezentujemy też dekoracje świąteczne centrum Warszawy od końca lat 60 do schyłku 70 na fotografiach Grażyny Rutowskiej. Wszystkie pochodzą ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego. Przy okazji zdjęcia te przypominają jak kupowano przed laty choinkę, jak stano w kolejce po karpa. Kto chce zresztą przypomnieć sobie te świąteczne kolejki, nie z ponurych czasów stanu wojennego gdy sklepy świeciły pustkami, lecz epoki Gierka powinien obejrzeć jeden z odcinków "Czterdziestolatka" pt. "Cudze nieszczęście - czyli świadek obrony".
Inżynier Karwowski śledząc wieczorami, rzekomo niewierną żonę kolegi wystaje za nią w długich kolejkach: a to po karpia, a to po pomarańcze. Mandarnki i pomarańcze mają zresztą swoje miejsce w propagandzie czasów PRL-u. Ilekroć zbliżały się święta w telewizji i prasie pisano, że do Polski płyną właśnie statki z cytrusami. Dodajmy jeszcze że cena na owoce południowe w latach 70 była stała. Pomarańcze i cytryny - 40 zł. Banany - co dziś wydać się może zaskakujące - były droższe o 5 złotych za kilogram.
Wszystkie komentarze