Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
1 z 20
Spacer po stuletniej fabryce
To było dziesięć lat temu - wiosną 2002 r. kierownictwo Warszawskiej Wytwórni Wódek "Koneser" przy Ząbkowskiej ogłosiło, że od kwietnia zacznie wpuszczać wycieczki. Fabryka miała być atrakcją turystyczną na miarę udostępnionych do zwiedzania starych gorzelni w Szkocji. W "Gazecie Stołecznej" zamieściliśmy wtedy dwustronicowy przewodnik po zabytkowych zakładach. Wytwórnia jeszcze działała. Przez bramy wjeżdżały i wyjeżdżały ciężarówki z alkoholem - jedne przywoziły spirytus, inne wywoziły wyprodukowaną z niego wódkę. Z hal dobiegał dźwięk butelek i upojny zapach winiaku dojrzewającego w dębowych beczkach. Jak się miało okazać, były to ostatnie dni tonącej w długach fabryki, istniejącej w tym samym miejscu i w tych samych budynkach z czerwonej cegły od 1897 r. Nie pomogli jej turyści. Zakładu nie uratowali też przyciągnięci czarem industrialnej przestrzeni artyści. "Koneser" splajtował.
Dziś zaczyna nowe życie. Zamiast odgłosu butelek słychać warkot maszyn budowlanych i pokrzykiwania robotników. Opary trunku zastąpił unoszący się w powietrzu cementowy kurz z wyburzanych hal. Ocaleją tylko chronione przez konserwatora najstarsze i najcenniejsze budynki. Po odrestaurowaniu znajdą się w nich mieszkania, biura, sklepy i restauracje. To samo przeznaczenie będą miały nowe domy, wzniesione w miejscu rozebranych obiektów. A w XIX-wiecznym budynku gorzelni, w którym kiedyś destylowano spirytus, Muzeum Narodowe być może ulokuje swoją znakomitą kolekcją polskiego wzornictwa.
Zapraszamy na wirtualny spacer po fabryce - Spacerownik po Wytwórni Wódek Koneser.
Fot. Albert Zawada / AG Fot.
2 z 20
Od bramy do strażnicy: Kapliczka w miejscu rogatki
Nasz spacer zaczynamy u zbiegu Ząbkowskiej i Markowskiej, przy "wklęsłym" narożniku ogrodzenia fabryki. Stoi tu stalowy krzyż, prawdopodobnie z lat 20., z przytwierdzoną drewnianą kapliczką, w której umieszczono reprodukcję obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Jak na setkach praskich podwórek, tak i tu krzyż, i kapliczkę zdobią przyniesione przez okolicznych mieszkańców sztuczne kwiaty. To miejsce jest jednak wyjątkowe. Tędy od 1770 r. biegł otaczający Warszawę i Pragę (z początku osobne organizmy miejskie) wał Lubomirskiego, mający chronić stolicę przed zarazą i pomóc kontrolować przepływ ludzi. Przecinał Ząbkowską, tak jak dziś Markowska, wyznaczając tu koniec miasta. Wjazdu do niego strzegła rogatka z dozorcą policyjnym i poborcą podatkowym. Aż do 1889 r. granica Warszawy znajdowała się właśnie w tym miejscu, a teren przyszłej fabryki wódek leżał już poza nią, na gruntach dawnego folwarku królewskiego bankiera Szmula Zbytkowera, skąd ich nazwa: Szmulki lub Szmulowizna. "Tuż za rogatkami ząbkowskimi zaczynały się wtedy puste pola, z rzadka urozmaicone pojedynczymi domkami lub wiatrakami" - pisał Jerzy Kasprzycki w "Warszawskich pożegnaniach". Potomek Szmula sprzedał ziemię rodzinie Bruhlów, a ta rozparcelowała ją na działki pod zabudowę. Założyciele fabryki wódek kupili plac od Emila Bruhla.
Fot. Bruno Fidrych / Agencja Wyborcza.pl
3 z 20
Główna brama
<Tu mieści się Warszawska Wytwórnia Wódek "Koneser"> - informuje mosiężna tablica na filarze głównej bramy zakładu od Ząbkowskiej. To samo, tylko w większej skali, ogłasza potężny szyld z orłem w koronie i literami na siatce, umieszczony na stalowej konstrukcji nad wjazdem. Jednak wytwórnia od trzech lat nie istnieje. Została tylko nazwa, a i ta od uruchomienia zakładu u schyłku XIX w. zmieniała się wielokrotnie. Z początku były tu dwie firmy: prywatna Rektyfikacja Warszawska i państwowy Warszawski Skarbowy Skład Win. Pierwsza oczyszczała spirytus, druga produkowała z niego wódkę. W niepodległej Polsce oba zakłady funkcjonowały pod wspólną nazwą Państwowy Monopol Spirytusowy - Rektyfikacja Spirytusu i Wytwórnia Wódek nr 1. Na rok przed wybuchem wojny fabrykę przemianowano na Polski Przemysł Wódczany Sp. Akc. Rektyfikacja Warszawska. W PRL-u działała pod szyldem Warszawskich Zakładów Przemysłu Spirytusowego i Drożdżowego "Polmos", lecz warszawiacy i tak mówili na nią "Monopol". Nazwa "Koneser" związana jest z ostatnim okresem istnienia zakładu. Obecny właściciel terenu i budynków - firma BBI Development - chce ją zachować. Nabył nieruchomość na przetargu w 2006 r. Do 2016 r. ma tu stworzyć kompleks mieszkalno-biurowo-handlowy pod hasłem Centrum Praskie Koneser.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
4 z 20
Kordegarda i dom administracji
Stojące na lewo od bramy zabytkowe budynki - kordegarda i dom administracji - są wizytówką fabryki. Wzorowane na architekturze średniowiecza, co w końcu XIX w. było niemal kanonem w budownictwie przemysłowym, cieszą wzrok mnóstwem dekoracyjnych detali. Parterowa kordegarda (wartownia) wygląda jak miniatura zamku. Czego tu nie ma: gotyckie łuki, okienka jak strzelnice, gzymsy jak obronne krenelaże, ostre kąty szczytów, wieża zakończona smukłym hełmem i kutymi z żelaza iglicami. Ale prawdziwą perełką jest okrągła narożna wieżyczka od strony Markowskiej. Jej blaszany hełm przypomina szyszkę. W połączonym z kordegardą piętrowym budynku mieściły się kiedyś biura kierownictwa fabryki. Na jego elewacjach, poza zestawem ceglanych dekoracji, zachowały się ozdobne elementy z metalu: żeliwne balustrady balkonów i przytwierdzone do ścian fantazyjne róże. W nawiązujący do średniowiecznych zamków kostium ubrane są też inne budynki "Konesera". Te same inspiracje widać w wystawnym ogrodzeniu z cegły i stalowych krat. Nie wiadomo, kto to wszystko zaprojektował. W literaturze padają nazwiska inżyniera technologa L. Iwanowskiego oraz inżyniera i architekta Kazimierza Loewego.
Kordegarda i budynek administracji jako pierwsze w całym kompleksie przeszły gruntowny remont, który właśnie się skończył. Jego projekt przygotowała firma Juvenes Projekt. Odrestaurowano ich elewacje, przywracając brakujące detale. Wymieniono dachy i stropy. Odtworzono historyczne skrzynkowe okna. W środku pozostawiono stare drzwi i fragment oryginalnej posadzki na parterze. Wyeksponowano ścianę z licznymi przemurowaniami. - Pokazujemy tu, z jakim pietyzmem będziemy rewitalizować następne zabytki "Konesera" - zapowiada Rafał Szczepański, wiceprezes BBI Development.
Budynek administracyjny stanie się siedzibą tej firmy, a kordegardę zajmie biuro sprzedaży przyszłych mieszkań i lokali użytkowych.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
5 z 20
Służbówki dla pracowników
Kordegarda z domem administracji stoją w zachodniej części terenu fabryki, od początku przeznaczonej na biura, mieszkania i potrzeby gospodarcze. Za nimi wyrasta trzypiętrowa kamienica. To dawny dom mieszkalny pracowników Warszawskiego Skarbowego Składu Win (Markowska 18a). Z początku był piętrowy, w latach 20. przekazany został tworzonej na tym terenie Mennicy Państwowej. Podwyższono go wtedy o dwie kondygnacje i zaadaptowano na biura. Po wojnie dom zmieniono w komunalną czynszówkę. Do dziś mieszkają w nim rodziny byłych pracowników wytwórni wódek. Na parterze mieści się publiczne przedszkole, którego ogródek z placem zabaw znajduje się w miejscu dawnego wału Lubomirskiego. O zatrudnionych u siebie ludzi zadbała też druga z firm spirytusowych - Rektyfikacja Warszawska. Dom dla nich zbudowała po przeciwległej stronie fabryki, przy Ząbkowskiej 33, blisko Nieporęckiej. Ten dwupiętrowy budynek z czerwonej nieotynkowanej cegły nadal istnieje, ale po skomunalizowaniu po 1945 r. też przestał należeć do zakładu.
Fot. Tomasz Wawer / Agencja Wyborcza.pl
6 z 20
Kultura u strażników
W cieniu domu mieszkalnego przy Markowskiej, po stronie fabryki, przycupnął nieduży pawilon dawnej strażnicy, z namalowanym wzdłuż ceglanej elewacji białym pasem i czarnym napisem: "Palenie zabronione p-poż". Przed nim ktoś ustawił wielkie pionki na szachownicy i skleconego z blach dinozaura. To pamiątki po odbywających się w "Koneserze" akcjach artystycznych. Nie byłoby ich bez Janusza Owsianego, niegdyś przewodnika po Warszawie, teraz prezesa Stowarzyszenia Monopol Warszawski, którego siedzibą jest pawilon. Zjawił się tu 11 lat temu na zaproszenie komisarza zarządzającego bliskim likwidacji "Koneserem". Miał pomóc uratować tę państwową firmę zatrudniającą 150 osób i nie potrafiącą zarobić na produkcji alkoholu. Było to niedługo po nieudanej próbie sprzedania wytwórni inwestorowi z branży alkoholowej. Owsiany powołał stowarzyszenie i przygotował koncepcję przekształcenia fabryki w "zespół historyczno-promocyjny", gdzie produkcję wódki pokazywanoby zwiedzającym, a w miejscu zbędnych magazynów powstałyby restauracje, teatry, sale wystawowe, pracownie artystyczne itd. Do realizacji tego pomysłu potrzebny był inwestor, którego nie znaleziono. Do niewykorzystanych przez wytwórnię budynków prezes Owsiany zaprosił artystów. Niektórzy z nich, jak prowadząca tu do dziś swoją galerię Klima Bocheńska, zadomowili się na dobre.
Deską ratunku dla "Konesera" miały być też krótkie serie luksusowych wódek, produkowane na zamówienie instytucji lub firm w projektowanych specjalnie dla nich oryginalnych butelkach. - Dla kancelarii prezydenta przygotowaliśmy wódkę Gabinetową. Butelkę zaprojektował prof. Zbigniew Horbowy z Wrocławia - Owsiany pokazuje flaszkę ze szkła wyglądającego jak popękane. - A tu jest butelka na część otwarcia mostu Siekierkowskiego. Prymas Glemp taką dostał.
To też nie ocaliło "Konesera". W tej chwili Janusz Owsiany ze stowarzyszeniem zajmuje się promocją Pragi.
Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
7 z 20
Magazyn butelek
Na prawo od głównej bramy "Konesera" zaczyna się część produkcyjno-magazynowa fabryki wódki. To tutaj w końcu XIX w. Warszawski Skarbowy Skład Win wystawił najważniejsze dla funkcjonowania zakładu obiekty: budynek filtracji, magazyn butelek, kotłownię i cztery wolnostojące magazyny, z których do dziś przetrwał tylko jeden. Nie ma też tamtej kotłowni. Najbliżej Ząbkowskiej stoją wzdłuż ogrodzenia dwa budynki. Pierwszy - piętrowy - był kiedyś magazynem butelek. Nazywany jest też "magazynem wysokiego składowania" lub "magazynem wyrobów zharmonizowanych". Gdy weszliśmy do niego dziesięć lat temu, w dębowych beczkach dojrzewał winiak. Budynek nie jest tym samym, który wzniesiono tu ponad sto lat temu. Wojnę przetrwały tylko podziemia ze stropem wspartym na żeliwnych słupach i dwie oficyny od podwórza. Reszta została odbudowana, częściowo w latach 80., w kształcie mającym niewiele wspólnego oryginałem. Obecny właściciel zamierza to rozebrać i zbudować nowy obiekt handlowo-usługowy. Zielone światło zapalił minister kultury, wykreślając magazyn - jako nieautentyczny - z rejestru zabytków.
Na razie część budynku wynajmuje od dewelopera Teatr Konsekwentny (na zdjęciu powyżej), grający dotąd w Starej Prochowni. - Umowę mamy na rok, ale chcemy ją przedłużyć. Włożyliśmy sporo pracy i pieniędzy w remont foyer i sali. Zbudowaliśmy widownię, powiesiliśmy kotary, kupiliśmy światła. Tutaj była kompletna pustka, dziewicza przestrzeń - mówi Katarzyna Grudzińska z teatru. Pierwsze spektakle w nowym miejscu zapowiada na 26 kwietnia ("Pacjent") i 27 kwietnia ("I będą święta"). W maju ma się tu odbyć IX Ogólnopolski Festiwal Monodramu Współczesnego. Widownia ma 120 miejsc plus tzw. "plażę" z leżakami.
W tym samym budynku pomieszczenia wynajmują też m.in.: Antykwariat Warszawski, bar i klubokawiarnia Czysta Ojczysta oraz malarz Paweł Korab Kowalski, prowadzący tu pracownię.
Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
8 z 20
Gmach filtracji
Drugi z budynków wzdłuż Ząbkowskiej to dwupiętrowy gmach filtracji, w sporej części też odbudowany po zniszczeniach wojennych. To obiekt szczególnie ważny, bo właśnie w nim przez wiele lat odbywała się produkcja trunków. W 1898 r. niezwykle nowoczesne jak na owe czasy wyposażenie budynku opisał "Wędrowiec": "Korpus główny mieści w sobie sale do mycia butelek na specjalnych maszynach, zbiorniki do mieszania i rozcieńczania spirytusu, kilka baterii filtracyjnych, przyrządy do automatycznego mieszania i rozlewania w butelki wódki i cały szereg urządzeń pomocniczych jak kotły i maszyny parowe, do wody i spirytusu, stację elektryczną itp. Budynek to kilkopiętrowy, z sufitami betonowymi na żelaznych belkach i filarach. Oprócz schodów żelaznych posiada on windy hydrauliczne i ręczne do podnoszenia i opuszczania skrzynek z butelkami rozwożonymi po piętrach za pośrednictwem kolejek żelaznych".
Budynek miał także pierwszą w Warszawie studnię artezyjską, głęboką na 700 stóp, z której woda samoczynnie tryskała na kilka metrów w górę. Jak pisze Michał Krasucki w "Katalogu warszawskiego dziedzictwa postindustrialnego", na jednej linii technologicznej możliwe było wyprodukowanie 250 tys. butelek wódki na dobę, ale nigdy tyle nie osiągnięto. W oddzielnym miejscu wytwarzano wódkę koszerną. Czuwał nad tym rabin. ? Do jej produkcji nie mogła być używana woda uzdatniona, a jedynie czysta źródlana - precyzuje Janusz Owsiany.
Obecnie pomieszczenia w zajmują m.in.: wydziały konserwacji i rzeźby Akademii Sztuk Pięknych (na czas remontu gmachu uczelni przy Wybrzeżu Kościuszkowskim), studio witraży Dorum Art i galeria fotografii Michała Czajki. BBI Development planuje adaptować parter na sklepy i restauracje, a piętra na biura.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
9 z 20
Linie produkcyjne
Do gmachu filtracji przylega nieciekawy piętrowy budynek z czasów PRL-u z szaro-żółtym tynkiem na ścianach (po prawej). Telewizja TVN nagrywa w nim show Szymona Majewskiego. Jeszcze kilka lat temu mieścił naszpikowane elektroniką linie produkcyjne. Trzy w pełni automatyczne i jedna półautomatyczna, mogły produkować 2 mln butelek wódki w tygodniu. - W końcówce PRL-u zakłady fundowały sobie takie "mercedesy". Sprowadzone z zagranicy urządzenia znanych firm były na prawdę na wysokim poziomie - mówi Janusz Owsiany.
Maszyny okazały się kwiatem do kożucha. Produkcja przy Ząbkowskiej była droga, administracja zakładu przerośnięta, a wódki nie udawało się szybko sprzedać. By mieć pieniądze na pensje, "Koneser" zaczął rozprowadzać flaszki po cenie produkcji, a na funkcjonowanie zakładu zaciągał długi. Nowoczesne linie co rusz zatrzymywano. Pracownicy zamiast wyrabiać wódkę, zaczęli hodować ryby w basenie przeciwpożarowym.
Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
10 z 20
Stary magazyn z wagą
Po sąsiedzku z powojenną halą (za niebieskim blaszanym parkanem) widzimy wolnostojący piętrowy budynek z czerwonej cegły. Jego powyszczerbiane ściany oplecione są pękami kabli. Budynek jest starym magazynem spirytusu wzniesionym przez Skarbowy Skład Wina jako jeden z pierwszych w kompleksie fabryki. O jego sędziwym wieku świadczy nie tylko zły stan elewacji, ale też sterczący wysoko ze ściany metalowy pałąk, na który na przełomie XIX i XX w. wciągano elektryczną lampę łukową. Takie pałąki zachowały się jeszcze na innych obiektach "Konesera". Na terenie fabryki można też zobaczyć całą gamę ceramicznych izolatorów z różnych okresów, budzących podziw wśród miłośników zabytków techniki.
Przy starym magazynie spirytusu istnieje jeszcze inny relikt - waga kolejowa (na zdjęciu). Do zakładu docierały bowiem pociągi transportujące alkohol. Z pobliskiej linii kolejowej zakończonej Dworcem Wileńskim doprowadzono tu bocznicę. Składy wjeżdżały i wyjeżdżały dwiema bramami od strony Białostockiej. W samej wytwórni przetaczano je po torach ułożonych wzdłuż i wszerz terenu. By wagony mogły skręcać, zbudowano dla nich trzy obrotnice. Stary magazyn służył ostatnio rozlewni denaturatu. W środku pozostały po nim puste zbiorniki. Obecny właściciel zamierza przeznaczyć ten obiekt na potrzeby gastronomii.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
11 z 20
Gorzelnia z kominem
Przed nami najwyższy budynek "Konesera" - niegdyś główny obiekt prywatnej Rektyfikacji Warszawskiej. Tutaj od 1897 r. oczyszczano spirytus, który do zakładu dostarczano z lokalnych wytwórni w postaci surowej okowity. Proces polegał na jej podgrzaniu i destylacji w wysokich kolumnach rektyfikacyjnych. Odbywało się to w pięciokondygnacyjnej wieży, ujętej po bokach piętrową salą odbieralników oczyszczonego spirytusu i parterową kotłownią. Z tyłu wybudowano wolnostojący ośmioboczny komin, który niczym kolumna wyrasta z dekoracyjnie opracowanego cokołu. W trzech zainstalowanych w budynku aparatach można było wyprodukować 1,5 mln wiader spirytusu rocznie. Podczas wojny mury rektyfikacji częściowo uległy zniszczeniu. Odbudowano je w oszczędnościowej wersji. Produkcja w tym miejscu trwała do 1970 r., o czym informuje pamiątkowy napis nad wielkim oknem od strony Ząbkowskiej: "Rektyfikacja spirytusu 1897 ? 1970". Zakończono ją, bo dym z węglowej kotłowni był zbyt uciążliwy dla Pragi. Od tej pory spirytus do produkcji wódki przywożono z innych gorzelni, a w budynku rektyfikacji działało laboratorium badające jego jakość. Do dziś zachowała się w pełni wyposażona kotłownia, ze stojącymi w rzędzie pięcioma kotłami. Z odlanych na pokrywach napisów dowiadujemy się, że najstarszy powstał w 1937 r. i jest dziełem firmy W. Fitzner z Siemianowic Śląskich, najmłodszy dostarczyły w 1959 r. Sosnowieckie Zakłady Budowy Kotłów.
Rafał Szczepański z BBI Development obiecuje pozostawienie ich tu jako zabytków techniki. Deweloper chce, by budynek rektyfikacji służył kulturze. Tak jest zresztą już teraz. Od 2005 r. swoją galerię sztuki prowadzi na drugim piętrze Klima Bocheńska. Pokazuje malarstwo, grafikę i fotografię. - Mam wspaniałą przestrzeń: 300 metrów sali ekspozycyjnej we wnętrzu i możliwość działania na zewnątrz - mówi, patrząc przez okno z góry na teren "Konesera" i majaczącą w oddali iglicę Pałacu Kultury.
Piętro niżej przytulisko znalazła galeria Muzeum Warszawskiej Pragi, którego siedziba przy Targowej wciąż jest w budowie. Nie wiadomo, jak długo, bo trwają rozmowy o przeznaczeniu całego budynku na potrzeby kolekcji polskiego wzornictwa XX w., którą Muzeum Narodowe przechowuje w magazynach w Otwocku Wielkim. To ponad 24 tys. obiektów: tkanin, mebli, porcelany, zabawek, w niczym nie ustępujących dziełom światowego designu. Muzeum Narodowe od lat szuka miejsca, gdzie można je pokazać.
Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
12 z 20
Nowy magazyn z cysternami
Na lewo od gorzelni stoi główny magazyn spirytusu. Zbudowała go Rektyfikacja Warszawska. W odróżnieniu od oglądanego wcześniej magazynu, ten określany jest mianem "nowy", choć oba powstały na przestrzeni zaledwie dwóch lat (1895-97). Jego obecny wygląd to pamiątka przebudowy z przełomu lat 80. i 90., gdy w modernizację fabryki wpompowano duże państwowe pieniądze. W 1992 r. wnętrze magazynu wypełniły wysokie na ponad dziesięć metrów stalowe zbiorniki do przechowywania oczyszczonego spirytusu. Każdy mieścił 400 tys. litrów cieczy, czyli tyle co w 20 cysternach samochodowych. We wszystkich zbiornikach razem można było przechowywać 4 mln litrów. Przestrzeń magazynu sięgała trzech pięter pod ziemią, a niżej był jeszcze basen, do którego w razie pożaru można było spuścić zawartość zbiorników i zalać ochronną pianą. Bankrutujący "Koneser" pozostawił tu 132 tys. litrów spirytusu, którego długo nie można było sprzedać. Z powodu długiego przechowywania jego cena wzrosła dziesięć razy. - To był najdroższy spirytus w Europie - wspomina Janusz Owsiany.
W końcu udało się go sprzedać. Olbrzymie zbiorniki pocięto i wywieziono na polecenie syndyka masy upadłościowej "Konesera". W przyszłości magazyn ma mieć funkcję handlową.
materiały inwestora
13 z 20
Miasteczko zamiast fabryki: plac pod zabudowę
Obszar "Konesera" przedzielony jest teraz niebieskim blaszanym parkanem. Za nim znalazła się ponad połowa terenu w stronę Białostockiej. Widać tam pracujące koparki. Tu gdzie do niedawna gęsto było od wiat, warsztatów i magazynów po wyburzeniach powstała pusta przestrzeń. Gdy przygotowywaliśmy ten "Spacerownik", w centrum dawnej fabryki trwała rozbiórka żelbetowej konstrukcji, tzw. hali miodowej (miała szyby w oknach w kolorze miodowym). Wzniesiona w epoce Gierka służyła jako magazyn. Od 2003 r. przez kilka lat odbywały się w niej koncerty festiwalu Warszawska Jesień.
Ocaleje za to przylegający do Białostockiej parterowy dom pełniący kiedyś rolę warsztatu. Po remoncie znajdzie się w nim restauracja. Deweloper już podpisał list intencyjny z przyszłym najemcą. - Chcemy, żeby powstało tutaj prawdziwe miasto ze wszystkimi jego funkcjami: mieszkaniową, biurową, handlową, gastronomiczną - mówi Rafał Szczepański.
Pustkę mają wypełnić budynki projektowane przez trzy warszawskie pracownie: Juvenes Projekt, Are i Bulanda & Mucha Architekci. W środku działki będą niższe, zbliżone do wysokości historycznych obiektów, na obrzeżu urosną do sześciu kondygnacji. Pierwszy nowy budynek o nazwie "Wytwórnia" (proj. Juvenes) stanie wzdłuż Białostockiej, między zachowanym warsztatem a Markowską. Będzie domem mieszkalnym. Jego budowa ma się zacząć lada moment i zakończyć za półtora roku. Budynki mieszkalne zaplanowano też w głębi działki (proj. Are) i wzdłuż Nieporęckiej (proj. B&M). Przy Białostockiej, między warsztatem a Nieporęcką, zrobiono już miejsce pod biurowiec z handlem i usługami w parterach (proj. Juvenes), podobną funkcję będą miały nowe budynki w centralnym kwartale "Konesera". Całe to przedsięwzięcie, łącznie z adaptacją pofabrycznych zabytków, może pochłonąć 410 mln zł. Za te pieniądze powstanie 330 mieszkań, 20 tys. m kw. biur i 22,5 tys. m kw. sklepów i usług.
fot. Grazyna Jaworska
14 z 20
Scena w fabryce groszków
Na rogu Markowskiej i Białostockiej jakimś trafem ostał się kawałek piętrowego budynku, którego resztę już zburzono. Żeby go zobaczyć, trzeba ulicami obejść "Konesera". Na otynkowanych ścianach wiszą jeszcze szyldy działającego w nim do niedawna Teatru Wytwórnia. Była to pierwsza stała scena w fabryce wódek, choć aktorzy zaczęli tu występować już wcześniej. Zapraszał ich Janusz Owsiany. W 2002 r. ściągnął Olgierda Łukaszewicza, który zapragnął w hali od strony Białostockiej, dziś już nieistniejącej, urządzić teatr offowy dla aktorów nie mających etatów. Wymyślił nazwę dla nowej sceny: "Białostocka off" i zorganizował pierwsze przedstawienie w formie happeningu. Przyszedł na nie nawet ówczesny minister kultury Andrzej Celiński. Z projektu nic nie wyszło, bo szklany dach hali zaczął się walić na głowy. O stworzeniu teatru w "Koneserze" Janusz Owsiany rozmawiał też z Krystyną Jandą, ale wybrała inne miejsce ? dawne kino Polonia. Teatr w fabryce założyła dopiero jego żona Małgorzata Owsiany z reżyserami i dramaturgami z grupy G8 (Monika Powalisz, Jacek Papis, Paweł Sala, Radek Dobrowolski). W 2005 r. powołali do życia Wytwórnię. Jej siedzibą stał się narożny budynek zwany Planiką, od nazwy firmy polonijnej produkującej wcześniej w tym miejscu owocowe groszki przy użyciu betoniarki. Po niej działały tu jeszcze: gabinet odnowy biologicznej i zakład naprawy organów. Niezależny teatr wystartował z impetem: młodzi twórcy, nagradzane spektakle, widowiska dla dzieci, scena tańca, kino. Wśród najbardziej znanych przedstawień były "Kalimorfa" Johna Fowlesa, "Paw królowej" Doroty Masłowskiej i "Uwaga, złe psy" Remigiusza Grzeli. Potem coś się popsuło. Prasa donosiła o konflikcie wśród założycieli teatru, kłopotach finansowych i organizacyjnych. Po sześciu latach Wytwórnia zakończyła działalność.
Do "Konesera" aktorzy przyjeżdżali także na plan filmowy. Fabryka grała np. w serialu telewizyjnym "Londyńczycy".
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
15 z 20
Mennica i podziemny skarbiec
Będąc na rogu Markowskiej i Białostockiej, zwróćmy uwagę na znajdujący się za parkanem "Konesera" piętrowy dom z elewacjami z nieotynkowanej cegły (w tle). W tej chwili nie ma dachu, okien ani drzwi, a robotnicy wyrzucają ze środka gruz. W jego murach urządzone będą luksusowe mieszkania.
W przeszłości dom był budynkiem biurowo-mieszkalnym Mennicy Państwowej, uruchomionej przy Markowskiej w 1924 r. i dopiero w 1952 r. przeniesionej stąd na Żelazną. Uroczyście otwarta przez prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, biła monety, medale, odznaki, pieczęcie. W części produkcyjnej posiadała piece hutnicze, walcownię metali i tłocznię monet, pod którą usytuowany był podziemny skarbiec. Do niego w końcu lat 30. trafiały biżuteria, zegarki i inne kosztowności przekazywane przez społeczeństwo na Fundusz Obrony Narodowej. Ze wspomnień mieszkającego wtedy na terenie Mennicy Tadeusza Kulbickiego wiemy, że w 1937 r. skarbcem byli zainteresowani szpiedzy (prawdopodobnie niemieccy), którzy udając delegację rumuńskiego banku centralnego zostali z honorami przyjęci w Mennicy. Dopiero po ich wyjeździe wyszło na jaw, że Ambasada Rumunii nic o takiej delegacji nie wie. Co się stało ze skarbem FON? Metale szlachetne przetopiono w sztaby, resztę - w tym mechanizmy pozbawionych złotych kopert zegarków - wrzucano do pojemników jako odpad. Po wybuchu wojny złote i srebrne sztaby wywieziono z Polski przez Rumunię na Zachód, a warsztaty zegarmistrzowskie w Warszawie zasypane zostały werkami Omeg i Tissotów.
Przed wojną dumą Mennicy był Gabinet Numizmatyczny, z pamiątkami pochodzącymi m.in. z kolekcji Stanisława Augusta Poniatowskiego. Podczas okupacji personelowi udało się go ukryć. W wytwórni monet działała komórka konspiracyjna: wytwarzała części do pistoletów, elementy zapalników granatów i fałszowała dokumenty. Gdy w 1944 r. Niemcy opuszczali Pragę, wysadzili prawie wszystkie budynki mennicy. Dom biurowo-mieszkalny oszczędzili za łapówkę. Miejsce zniszczonych budynków zajęły nowe, w których przez lata produkowano zestawy medyczne dla wojska. Po rozbiórce spod ziemi wyłonił się dawny skarbiec Mennicy. Nic w nim już nie było.
Do Mennicy należał też niski budynek na tyłach kapliczki u zbiegu Ząbkowskiej i Markowskiej, w którym do niedawna istniało ujęcie wody oligoceńskiej. W planach inwestora przeznaczony jest do rozbiórki.
Fot. Albert Zawada / AG Fot.
16 z 20
Ulica Ząbkowska
Może to porównanie trochę na wyrost, ale Ząbkowska jest tym dla Pragi, czym Nowy Świat dla lewobrzeżnej Warszawy. Istniała już w XVI w. Była wtedy wyboistą drogą prowadzącą w kierunku wsi Wola Ząbkowska (obecnych Ząbek). Do XVIII w. stanowiła też granicę między dwoma miastami: Pragą i Skaryszewem. Z początku nazywano ją Brukowa, bo jako ważny trakt wiodący na wschód została częściowo wybrukowana. Obecną nazwę nosi od chwili przyłączenia w 1791 r. Pragi do Warszawy, zaś dzisiejszą długość - od Targowej do Radzymińskiej - od przesunięcia granicy miasta do nasypu kolejowego w 1889 r. (wcześniej kończyła się na rogatkach przy obecnej Markowskiej). W 1868 r. prawie całą zabudowę, głównie drewnianą, strawił pożar. Za odszkodowania właściciele posesji mogli wznosić już tylko domy murowane. Jak grzyby po deszczu wyrosły kamienice, z których nadal stoją budynki nr: 7, 9, 11, 13, zaś najstarszy ? nr 14 ? pochodzi jeszcze sprzed pożaru.
Ząbkowska stała się ulicą sklepików i warsztatów. Po dwóch jej stronach działały bazary, na których można było kupić prawie wszystko. "Była herbata najwyższych gatunków, chałwa grecka, czekolada w kilkukilogramowych blokach. A śledzie, palce lizać, i to kilkadziesiąt gatunków" - wspominał Michał Gawałkiewicz ("Stolica" 44/1981). Język polski mieszał się tu z jidysz, w kilku kamienicach mieściły się żydowskie modlitewnie. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Ząbkowską pojechał tramwaj. Po wojnie kamienice skomunalizowano, ale nie remontowano. Upadający PRL pozostawił ulicę jak z filmów grozy. Zmiany zaczęły się w połowie lat 90. od budowy czynszówek między Brzeską a Markowską. Potem był remont nawierzchni Ząbkowskiej. Społecznicy wywalczyli pozostawienie fragmentu historycznej jezdni z granitowej rzędowej kostki. Jednak prawdziwy cud zdarzył się w 2001 r., gdy przygotowany przez varsavianistów Janusza Sujeckiego i Jarosława Zielińskiego społeczny projekt rewaloryzacji ulicy tak spodobał się ówczesnym władzom Pragi-Północ, że przystąpiły do remontu domów. W ciągu dwóch lat dawny blask odzyskało pięć kamienic. Po wyborach nowe władze dzielnicy przyhamowały projekt. Ostatecznie odrestaurowano siedem budynków.
Warszawska Praga. Fabryka wódki / Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
17 z 20
Praski Schindler
Podczas okupacji fabryka podlegała Generalnej Dyrekcji Monopoli w Generalnej Guberni. W 1940 r. kierownikiem wytwórni wódek został dr inż. Wilhelm Horak, Czech pochodzący ze Śląska, absolwent niemieckiej politechniki w Pradze. Z żoną i synkiem zamieszkał w domu zakładowym przy Markowskiej. Ze wspomnień byłego pracownika Bogusława Skrzypczaka dowiadujemy się, że Horak był średniego wzrostu, dość korpulentny, utykał na nogę. Dbał o pracowników. Wszyscy mieli wkładki w legitymacji, że są zatrudnieni w "ważnym wojskowym zakładzie". A jeśli któregoś zatrzymano podczas łapanki, Horak brał skrzynkę wódki, jechał do siedziby Gestapo w al. Szucha lub obozu przejściowego przed wywózką do Niemiec przy Skaryszewskiej i uwalniał człowieka. Uratował życie m.in. swojemu woźnemu Tadeuszowi Piestrzyńskiemu, którego nazwisko było już na afiszu do rozstrzelania. Pracownikom w najcięższej sytuacji wypisywał na świstkach papieru (raz zdarzyło się, że i na desce, którą miał pod ręką) kwity na odbiór wódki z magazynu. Odwdzięczyli się, pomagając mu uciec przed Armią Czerwoną. Wrócił do Czech, gdzie został aresztowany i przekazany Rosjanom. W radzieckim obozie dla jeńców jako chemik lakierował samochody. Po uwolnieniu zamieszkał w RFN. Zmarł w latach 70.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
18 z 20
Wódka polsko-rosyjska
Z początku wytwórnie były dwie. Ulokowały się na kupionym od Emila Bruhla pięciohektarowym gruncie otoczonym ulicami: Ząbkowską, Markowską, Białostocką i Nieporęcką. Jego atutem było położenie tuż obok linii kolejowej, z której do zakładów poprowadzono bocznicę. Większość terenu zajął należący do rosyjskiego państwa Warszawski Skarbowy Skład Win zwany "Monopolem" (wino też służyło do produkcji wódki). Z kolei działkę od strony Nieporęckiej, na prawo od prowadzącej do fabryki drugiej bramy przy Ząbkowskiej, zagospodarowała prywatna "Rektyfikacja Warszawska", powołana przez mieszane polsko-rosyjskie Warszawskie Towarzystwo Oczyszczania i Sprzedaży Spirytusu. W zarządzie zasiadali ziemianie i finansiści. W latach 1895-97 obie firmy postawiły budynki i rozpoczęły produkcję. Działały w ścisłej symbiozie. "Rektyfikacja" oczyszczała spirytus, a "Monopol" produkował z niego wódkę. Powstała jedna z największych i najnowocześniejszych wytwórni tego typu w Imperium Rosyjskim. Na surowej działce stworzyła całą infrastrukturę. Czerpała wodę z własnych studni głębinowych, produkowała prąd, prowadziła gospodarstwo z hodowlą świń. W kompleksie fabrycznym były domy dla pracowników, a nawet szkoła. Rocznie przy Ząbkowskiej przerabiano 150 mln litrów spirytusu. Odbiorca towaru był gwarantowany. Na pierwszym miejscu - carska armia. Polsko-rosyjska współpraca przy produkcji wódki skończyła się w 1915 r. Wypierani z Warszawy przez Niemców Rosjanie zniszczyli zapas spirytusu. Ulicznymi rynsztokami popłynęło 10 mln litrów gorzałki. "W Monopolu na Ząbkowskiej, na Pradze, kiedy zaczęto spuszczać gorzałkę z olbrzymich cystern, ludzie rzucali się do rynsztoków, którymi płynęła wódka, z różnymi naczyniami, nawet wiadrami, aby nabrać jej jak najwięcej. Byli też tacy, którzy padli na ziemię, aby pić gołdę prosto z rynsztoków. W parę minut cała ulica była uchlana w pestkę" - pisał Jerzy Kasprzycki w "Warszawskich pożegnaniach".
W 1919 r. wytwórnie wódki w Polsce przejął Państwowy Monopol Spirytusowy, lecz "Rektyfikacja" przy Ząbkowskiej pozostawała własnością prywatną. Dopiero w 1936 r. nabył ją Państwowy Monopol i połączył z resztą fabryki. Po wojnie pod szyldem "Polmos" zakład przy Ząbkowskiej połączono wytwórniami wódek w Siedlcach i Józefowie koło Błonia.
Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.pl
19 z 20
Tajemnica wódki "Ratuszowej"
Po plajcie "Konesera" w opuszczonych biurach pozostały książki z recepturami wódek. Dzięki nim wiemy np., że w 1966 r. poza zwykłą gorzałką przedsiębiorstwo produkowało 22 wódki gatunkowe: "Aksamit", "Angielską gorzką", "Cytrynową wytrawną", "Cytrynową słodką", "Jałowcówkę", "Likier cytrynowy", "Likier miętowy", "Miętówkę", "Myśliwską", "Orzechówkę", "Pieprzówkę", "Pomarańczową białą", "Pomarańczową słodką", "Pomarańczową wytrawną", "Porterówkę", "Ratafię podlaską", "Śliwówkę podlaską", "Wiśniówkę słodką", "Wiśniówkę wytrawną", "Żołądkową gorzką", "Żubrówkę" i "Kryształ".
Produkcja takich trunków wymagała nie lada zachodu. Do przygotowania tysiąca litrów "Ratuszowej", wg receptury zatwierdzonej z 1989 r., potrzeba było: 194,6 l spirytusu rektyfikowanego zwykłego, 150 l spirytusu surowego żytniego, 50 l destylatu winnego, 10 l nalewu na mirabelki, 5 l nalewu na śliwki węgierki suszone, 1 l nalewu na orzechy włoskie zielone, 25 l wina gronowego deserowego bardzo słodkiego, karmelu z 2 kg cukru i 562,4 l wody zmiękczonej.
Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.pl
20 z 20
Spirytus z ramy rowerowej
W wytwórni wódek zdarzały się kradzieże. Jedną z nich zapamiętał pracujący tu w czasie okupacji Bogusław Skrzypczak. "Którejś nocy policja, na szczęście polska, napotkała na Ząbkowskiej stojącą przy chodniku konną dorożkę z 2 balonami, do których wężem gumowym spływała syfonem wódka ze zbiorników na drugim piętrze, dalej jakieś siedem metrów od budynku do muru, i siedem od muru na szerokość chodnika". Inną metodę przemytu zapamiętał śpiewak Wiesław Ochman, mieszkający w dzieciństwie - od 1937 do 1950 r. - przy Ząbkowskiej vis a vis wytwórni. W wywiadzie dla "Gazety" opowiadał: "W pamięci szczególnie zapisał mi się budynek Monopolu Spirytusowego z czerwonej cegły. Nasz sąsiad jeździł tam rowerem do pracy i w ramie tego roweru przywoził z zakładu spirytus". Metoda "na rower" miała swoją odmianę "na dyszel", o której słyszał Janusz Owsiany. Spirytus przemycano za bramę w dyszlach konnych wozów, które kursowały tu z towarem.
Wszystkie komentarze