Jedna z najtragiczniejszych kart w historii rocka, a już na pewno w historii kultury hippisowskiej. Wydarzenie to miało przyćmić słynny festiwal Woodstock, ale zupełnie nieoczekiwanie stało się symbolicznym zakończeniem ery niewinności dzieci kwiatów.
Festiwal w kalifornijskiej miejscowości Altamont obywał się w grudniu 1969 roku. Atmosfera pod samego początku była bardzo napięta, napędzała ją m.in. agresywna ochrona złożona z członków motocyklowego gangu Hells Angels. Właśnie podczas występu grupy The Rolling Stones doszło do tragedii: jeden z ochroniarzy śmiertelnie ugodził nożem czarnoskórego widza - w późniejszych zamieszkach ucierpiało wiele innych osób.
Smutny polski wkład w tragiczną historię koncertów. W listopadzie 1994 roku w Gdańsku odbywała się gala rozdania nagród MTV, poprzedzona koncertem niezwykle wówczas popularnej trójmiejskiej formacji Golden Life. Po zakończeniu jej występu w hali wybuchł pożar -początkowo niewielki, wielu widzów było przekonanych, że to efekty specjalne z okazji koncertu. Ogień błyskawicznie się rozprzestrzenił i w hali wybuchła panika. Publiczność rzuciła się do ucieczki i wtedy okazało się, że z hali jest tylko jedno wyjście.
W zamieszaniu zginęły dwie osoby: jedna za sprawą poparzeń, druga - stratowania przez tłum. Do szpitali z mniej lub bardziej rozległymi oparzeniami trafiło kilkaset osób, w ciągu kilku dni po tragedii liczba ofiar zwiększyła się o kolejne pięć osób.
Kalifornijski festiwal Coachella słynie m.in. z tego, że występujący tam artyści specjalnie na swoje koncerty przygotowują wielkie atrakcje. Tak było w 2012 roku, kiedy na scenie występował Snoop Dogg. Muzyk, znany z najróżniejszych zaskakujących pomysłów i ekstrawagancji, tym razem postanowił wystąpić ze swoim przyjacielem i współpracownikiem Tupakiem Shakurem. Rzecz w tym, że ten ostatni został zamordowany w 1996 roku. Snoop zamówił więc w firmie, specjalizującej się w tego typu efektach... hologram nieżyjącego muzyka.
Efekt okazał się oszałamiający wizualnie i szokujący pod wieloma innymi względami - stał się ważnym argumentem w debacie na temat przyszłości przemysłu muzycznego, ale i filmowego, który z pewnością także chętnie wykorzystywałby hologramy nieżyjących, a może i żyjących artystów.
Jeden z najtragiczniejszych wypadków związanych z festiwalami w ostatnich latach. Rzecz wydarzyła się podczas tegorocznej edycji odbywającej się w Austin w Teksasie imprezy South By South West. To miejskie przedsięwzięcie, za sprawą którego centrum tej niewielkiej miejscowości zamienia się w wielki, bardzo mocno zatłoczony teren festiwalowy. Wieczorem jednego z pierwszych dni imprezy pijany kierowca, którego próbowała zatrzymać policja, z impetem wbił się w tłum, czekający na koncert przed klubem.
Na miejscu zginęły dwie osoby, dziesiątki trafiły do szpitali z obrażeniami. Na skutek ran zmarły potem jeszcze dwie osoby. Dochodzenie wykazało, że kierowca był jednym z mało znanych artystów występujących podczas festiwalu.
Najnowszy koncert, który ma szansę przejść do historii. Napięcie wokół występu królów heavy metalu na najważniejszym festiwalu świata narastało właściwie od dnia ogłoszenia tej decyzji przez organizatorów. Protestujących było wielu: od tych, którzy nie chcieli metalu w Glastonbury, przez tych, którzy nie chcieli muzyków z Ameryki w roli głównych gwiazd tego do cna angielskiego festiwalu, aż do tych, którym w kontekście ekologicznego wizerunku imprezy nie podobało się promowanie polowań przez członków zespołu.
Gorącą atmosferę rozładowali sami muzycy: przed koncertem zaprezentowali zabawny film, w którym, przebrani za niedźwiedzie, rozstrzeliwują żądnych krwi myśliwych.
Po takim wstępie lody zostały przełamane, koncert wypadł znakomicie, a przyjęcie przez publiczność było zaskakująco gorące.
Fot. CATHAL MCNAUGHTON
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze