W hali po byłej odlewni Huty Warszawa ponad rok temu powstała ścianka wspinaczkowa Arena "Makak". - Chcieliśmy stworzyć miejsce, w którym będzie wszystko, co jest potrzebne wspinaczowi mieszkającemu w mieście - mówi Patrycja Kwas, współwłaścicielka Makaka. Ściany, po których można się wspinać, mają aż 19 m wysokości. W ogromnej hali znajdziemy zarówno łatwe drogi dla początkujących, nawet dla dzieci, jak i bardzo trudne technicznie fragmenty z przewieszeniami, gdzie trzeba faktycznie sprawności makaka. Jest też campus, czyli ścianka treningowa do wzmacniania siły palców.
- Zarówno w Polsce, jak i w Europie tak wysokie ściany o zróżnicowanych formacjach to rzadkość - podkreśla Kwas. - Właśnie uruchamiamy część boulderową, nie wyższą niż pięć metrów, do wspinaczki bez lin, ale nad materacem.
Swoją bazę mają tutaj też slacklinerzy - osoby chodzące po taśmach rozwieszonych na różnych wysokościach. Można spróbować przejść po nich kilkadziesiąt centymetrów lub kilka metrów nad ziemią albo z asekuracją pod samym sufitem. - Slacklinerzy z grupy 2trees przyszli do nas i zaproponowali, że rozwieszą swoje taśmy i będą uczyć chętnych. Tak powstała sekcja slackline'owa - dodaje Kwas.
JACEK MARCZEWSKI
W Makaku niekoniecznie trzeba się wspinać w parach - można skorzystać z automatycznego systemu asekuracji, który w odpowiednim momencie zareaguje i bezpiecznie opuści wspinacza na ziemię. Dla osób, które nigdy wcześniej się nie wspinały, instruktorzy przeprowadzą półgodzinne obowiązkowe szkolenie, na którym nauczą podstaw bezpieczeństwa i prawidłowej asekuracji. Patrycja Kwas: - To mit, że do wspinaczki trzeba mieć silne ręce. Wspinamy się przede wszystkim na nogach. Każdy przeciętny, zdrowy człowiek jest w stanie wejść na samą górę. Wspinanie rozwija wszystkie partie ciała, rozciąga mięśnie, ćwiczy balans.
Arena Wspinaczkowa "Makak"
ul. Palisadowa 20/22, Arenamakak.pl
Wejście: 5 zł do godz. 16 (studenci 10 zł), 25 zł (20 zł) po godz. 16 i w weekendy; wypożyczenie uprzęży: 3 zł, butów -6 zł; karnet miesięczny: 100-180 zł.
JACEK MARCZEWSKI
30-metrowe silosy byłych Zakładów Zbożowych na Białołęce idealnie nadają się do uprawiania sportów ekstremalnych. Księżycowy krajobraz wokół wygląda jak scenografia filmu science fiction. - Możliwości są tu ogromne, zależą tylko od budżetu, jakim się dysponuje - mówi Jacek Chojnacki, właściciel Centrum Sportów Ekstremalnych "Mart Jack". Dzierżawi to miejsce od prywatnego właściciela.
BARTOSZ BOBKOWSKI
Z dachu jednego z silosów można zjechać na linie najdłuższą na Mazowszu, 250-metrową tyrolką. Na szczyt innego silosu można wejść po jednej z najwyższych w Polsce ścianek wspinaczkowych. Na wysokości ponad 30 metrów nad ziemią można się przejść po kładce między budynkami albo przejechać po linie... rowerem.
Mało? - Mamy jeszcze skoki dream jump, w jednym silosie można poćwiczyć zjazdy na linie do jaskini, mamy przygotowaną klatkę, aby robić kursy wspinaczkowe do prac na wysokościach. Mamy też najgłębszy basen nurkowy w Polsce, na 10 metrów, ale teraz jest nieczynny, bo na zimę spuszczamy z niego wodę. W podziemiach są potężne labirynty do strzelanek, mamy do wyboru paintball zwykły i laserowy - wylicza Chojnacki, który jest instruktorem m.in. nurkowania, wspinaczki i sportów motorowodnych.
Obok silosów jest teren, na którym można się wyżyć, zasiadając za kierownicą ogromnego monster trucka i miażdżąc kołami wraki samochodów. Wynająć można też inne pojazdy: poduszkowiec, amfibię, a nawet wóz pancerny.
Centrum Sportów Ekstremalnych "Mart Jack"
ul. Płochocińska 65, Centrummartjack.pl
Przejazd tyrolką - 80 zł, przejazd rowerem na linie - 40 zł, wynajęcie pojazdu - 200 zł, wejście na ściankę wspinaczkową - 25 zł.
BARTOSZ BOBKOWSKI
W hali magazynowej na Młocinach jeszcze kilka lat temu próby miał Mazowiecki Teatr Muzyczny. Od października 2013 r. ćwiczą tu nie artyści, lecz sportowcy. Warszawskie Centrum Atletyki to połączenie sali treningowej do sportów walki, siłowni i ośrodka fizjoterapeutycznego. W dużej hali o powierzchni 900 m kw. i wysokości ośmiu metrów można trenować boks tajski (działają sekcje zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet), MMA (mieszane sztuki walki), boks, zapasy, street workout (kalistenika) i podnoszenie ciężarów.
Chcesz się odstresować po pracy? Możesz tu przyjść i powalić młotem w ogromne opony od ciągnika.
KUBA ATYS
- Jesteśmy już znani w Warszawie, zwłaszcza ze sztuk walki, bo mamy naprawdę niesamowitą kadrę. Wśród naszych trenerów są na przykład Anzor Azhiev i Marcin Różalski, czołowi zawodnicy federacji KSW, oraz Michał Olaś, były mistrz Polski w boksie. Jeśli ktoś myśli o występach amatorskich czy zawodowych w świecie sztuk walki, jesteśmy idealnym miejscem, aby się rozwijać - mówi Aleksandra Piątkowska. - Zajęcia ze street workoutu prowadzi dwukrotny mistrz świata Wadim Olejnik, a za sekcję podnoszenia ciężarów odpowiada aktualny trener kadry narodowej mężczyzn Grzegorz Chruściewicz.
W WCA można trenować albo walczyć w prawdziwym oktagonie, specjalnym ringu do walk MMA. Od maja ub. roku działa tu profesjonalny WCA Fight Team, który organizuje profesjonalne i amatorskie walki. Trenują tu nie tylko dorośli. - Może nasz klub na pierwszy rzut oka nie kojarzy się z dziećmi, ale i dla nich mamy zajęcia. Prowadzi je utalentowany zawodnik MMA Emil Różewski, to ogólnorozwojowe treningi dla dzieci od czwartego roku życia. Kiedy już wejdą do oktagonu, to trudno je stamtąd wyciągnąć - dodaje Piątkowska.
Jeżeli zaboli nas kolano, na miejscu możemy udać się do fizjoterapeuty, są tu też gabinety Centrum Rehabilitacji "Sportmed", gdzie można np. umówić się na masaż sportowy.
Warszawskie Centrum Atletyki
ul. Kolumbijska 3, Wcapro.pl
Karnet open: od 75 zł, karnet sekcyjny: od 60 zł, karnet open plus zajęcia sekcyjne - od 125 zł.
Ogromna hala o powierzchni 2700 m kw., a w niej mnóstwo trampolin, basen z gąbkami, rampa, z której można zjechać na BMX-ie. Drugie życie w były hangar lotniczy na Gocławiu tchnęli dwaj bracia: Marcin, całe życie związany ze sportem, i Igor, który pracował w klubach, m.in. w Plażowej.
- Brat chciał otworzyć halę do crossfitu, ale znalazł miejsce dziesięć razy większe, niż potrzebował. Wcześniej trenował akrobatykę, więc postanowił zrobić miejsce dla takich jak on - mówi Igor Konefał, współwłaściciel Hangaru 646.
ADAM STĘPIEŃ
Pod zwisającym z sufitu samolotem, prezentem od Aeroklubu Warszawskiego, szaleją głównie dzieciaki, ale nie brakuje też dorosłych. - Mamy strefę do gry w zbijaka, strefę parkourową z przeszkodami, kosze do koszykówki, do których można "pakować", skacząc jak w NBA, basen z gąbkami dla początkujących - wylicza.
Po drugiej stronie hali znajdują się strefa akrobatyczna ze sprężynującą podłogą i trzy trampoliny sportowe, z których można się wybić na pięć metrów w górę. Największe wrażenie robi jednak ogromna rampa, z której można zjeżdżać na BMX-ach, hulajnogach, deskorolkach, rolkach, nartach i deskach snowboardowych. Ląduje się na poduszce powietrznej, która jest cały czas pompowana. Zajęcia na rampie prowadzi m.in. olimpijczyk, snowboardzista Michał Ligocki, który w Hangarze 646 uczy ewolucji na desce "na sucho".
Zainteresowanie skakaniem na trampolinach jest tak duże, że raczej nie ma szans, żeby wejść z ulicy, bo nie będzie wolnych miejsc. - Zwykle wszystkie terminy mamy zajęte na kilka dni do przodu, najlepiej zrobić rezerwację przez internet - radzi Konefał. - Nie spodziewaliśmy się takiego zainteresowania, autokary z dzieciakami przyjeżdżają do nas codziennie, nie tylko z Warszawy.
Bracia planują wkrótce otwarcie drugiej części hangaru na Gocławiu, a w maju kolejnej hali przy Domaniewskiej.
Hangar 646
ul. Wał Miedzeszyński 646, Hangar646.pl
Wejście na godzinę na trampoliny lub rampę: 29 zł (płatne przez internet) lub 34 zł (na miejscu), bilet grupowy (od 8 osób) - 24 zł (29 zł). Trzeba kupić skarpety antypoślizgowe (5 zł). Dzieci do lat 14 wchodzą z opiekunem, od 14 do 18 muszą mieć zgodę rodzica na piśmie.
W podziemiach budynku, w którym kiedyś mieściła się Specjalistyczna Spółdzielnia Pracy "Elektromoc" na Bielanach, od ponad dwóch lat działa hala do crossfitu. Ludzie przychodzą tu pracować nad ciałem według przepisu, który przywędrował do Polski z USA. Crossfit Elektromoc otworzył się jako jeden z pierwszych tego typu obiektów w stolicy. Regularnie ćwiczy w nim 350 osób.
Kwintesencją crossfitu jest wycisk w surowych, garażowych warunkach: mało sprzętu, dużo wysiłku. I taka jest hala na Bielanach. - Kiedy tu przyszliśmy pierwszy raz, to była totalna ruina - wspomina Łukasz Wysocki, współwłaściciel Elektromocy. - Ale zobaczyliśmy te filary w głównej sali i przestrzeń i uznaliśmy, że to supermiejsce do crossfitu. Ma charakter.
KUBA ATYS
Crossfit to wszechstronny trening, który składa się z trzech rodzajów ćwiczeń: wytrzymałościowych, gimnastycznych i siłowych. Wykonuje się je intensywnie, na zmianę, w krótkim czasie i w grupie. - Nie ma tu wymyślnych ćwiczeń na maszynach, wykonujemy proste ruchy, które robi się w życiu, jak siadanie czy wstawanie. Takie ćwiczenia podnoszą ogólną sprawność fizyczną i przydadzą się każdemu, zarówno starszej osobie, która musi dźwigać siatki z zakupami, jak i strażakowi, od którego sprawności może zależeć czyjeś życie - tłumaczy Wysocki.
Strażacy przychodzą na zajęcia do Elektromocy od samego początku, niedaleko znajduje się Szkoła Główna Służby Pożarniczej. Ćwiczą też byli sportowcy, którzy nie chcą stracić z formy, zawodnicy rugby, wioślarze, karatecy. - Znamy wszystkich klubowiczów z imienia, mamy bardzo fajną społeczność - podkreśla Wysocki.
Są tu też mniejsza hala do ćwiczeń indywidualnych, gabinet fizjoterapii i pokój z miękkimi ścianami przeznaczony na zajęcia dla dzieci i młodzieży. - Każdy, kto do nas przyjedzie, może nas za darmo sprawdzić przez tydzień. Jeśli ktoś zostanie, najpierw musi przychodzić na zajęcia dla początkujących, żeby się nauczył, jak właściwie wykonywać ćwiczenia, ale nie ma się czego bać: szyjemy dla każdego trening na miarę jak garnitur - śmieje się Wysocki.
Crossfit Elektromoc
ul. Żeromskiego 17C, Crossfitelektromoc.pl
Karnet miesięczny - 250 zł (studencki - 200 zł), karnet na 10 wejść - 300 zł.
KUBA ATYS
Rzuć się przed siebie i daj się unieść strumieniowi powietrza. Tunel, w którym się znajdujesz, ma wysokość kilkunastu metrów, ale nie spadniesz, pod tobą jest siatka. Połóż się w locie na plecach lub na brzuchu, możesz wykonywać ewolucje. Tak wygląda Flyspot, jeden z najnowocześniejszych na świecie tuneli aerodynamicznych symulujących swobodne spadanie z samolotu. Powstał w 2014 r. w Morach na granicy Warszawy i Ożarowa Maz. Żelbetowo-szklana konstrukcja kosztowała 24 mln zł, w ubiegłym roku była nominowana do prestiżowej nagrody architektonicznej im. Miesa van der Rohe.
Wysoki na 38 m budynek jest naszpikowany nowoczesną technologią. Sercem Flyspotu jest komora latania o średnicy 4,5 m, w której turbiny rozpędzają powietrze do prędkości 300 km/godz. To wystarczy, aby unieść w powietrzu kilka osób. - Powietrze musi być odpowiednio szybkie, bardzo gładkie i równe, bez turbulencji. Symulujemy warunki, jakie mają spadochroniarze, którzy wyskoczą z samolotu - tłumaczy Michał Braszczyński, prezes spółki, która jest właścicielem Flyspotu.
MICHAŁ BRASZCZYŃSKI
W ciągu tygodnia z tunelu korzystają głównie skydiverzy, czyli ludzie uprawiający wyczynowo podniebne latanie i ewolucje w powietrzu. W weekend przychodzą ci, którzy chcą spróbować latania po raz pierwszy. - Taka osoba ma w tunelu dwie sesje po półtorej minuty. To tyle, ile zajął Feliksowi Baumgartnerowi skok ze stratosfery. Może się wydawać, że to krótko, ale gwarantuję, że te trzy minuty zapewniają wystarczająco dużo przeżyć - zapewnia Braszczyński.
Loty są krótkie, ale bardzo wyczerpujące fizycznie, trzeba cały czas regulować opór, jaki ciało stawia pędowi powietrza. - Podczas latania w tunelu pracują zupełnie inne mięśnie niż na co dzień, co wymaga dużego wysiłku - opisuje Braszczyński.
Termin w tunelu najlepiej zarezerwować z wyprzedzeniem, na miejscu dostaje się kombinezon, kask i rękawiczki. Jak ktoś się wciągnie w latanie, może skorzystać z usług instruktorów, połowa z nich to cudzoziemcy. Szefem kadry jest Australijczyk, pracują tu też Amerykanie, Belg, Łotysz.
Flyspot
ul. Wspólna Droga 1, Mory, Flyspot.com
Trzy minuty latania kosztują 250 zł, młodzież do 18. roku życia płaci 219 zł
MICHAŁ BRASZCZYŃSKI
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze