W tym czasie na zgromadzeniu narodowców trwały śpiewy, ale uczestników jest już coraz mniej. Zdecydowanie więc w tym roku frekwencja nie dopisała.
Na tym kończymy więc naszą relację z uroczystości upamiętniających Godzinę W i wybuch powstania warszawskiego.
Na bulwarach w godzinach popołudniowych najwięcej było, co nie jest zaskoczeniem, młodych. O Godzinie W bulwary na chwilę zamarły, wyciszyły się nawet okoliczne kluby. Chwilę potem rozmawialiśmy z warszawiakami o rocznicy i powstaniu. - Ludzie poszli na śmierć, bo chcieli bronić własnej ojczyzny. Zrobili to, choć nie wiedzieli, co z nimi będzie. Poszli umrzeć za ideę. To jest przykre, ale imponuje mi to - mówi 19-letnia Marta.
Jej dziadek brał udział w powstaniu. - Był pułkownikiem i saperem, ale nigdy nie lubił o tym mówić. Zmarł i właściwie dopiero wtedy dowiedziałam się jak duże były jego zasługi - przyznaje.
- Gdy o Godzinie W wybrzmiał dźwięk syren poczułem na rękach ciarki i ogromny szacunek - przyznaje 20-letni Kamil z Ursynowa. - Urodziłem się w Warszawie i podchodzę do tego dość sentymentalne. Pierwszy raz 1 sierpnia świętowałem, gdy miałem 14 lat. Mama zabrała mnie na uroczystości i wytłumaczyła mi, czym było powstanie. Od tamtego czasu 1 sierpnia jest dla mnie ważnym dniem.
Weronika, Len i Jan w Godzinę W byli przed Sejmem. Len i Jan są harcerzami, wspierali powstańców podając im wodę.
- Najbardziej boli mnie to, że powstanie jest używane do tworzenia partyjnych narracji przez polityków. Rozumiem ich obecność na uroczystościach, jednak najważniejsi byli dla mnie tam powstańcy. To ogromny paradoks, bo czuję, że są oni tylko figurkami, bo tak naprawdę nikt ich nie słucha. Szkoda, bo mają do powiedzenia bardzo ważne rzeczy. Wszyscy zgodnie mówią, aby się nawzajem szanować, bo oni doświadczyli nienawiści na własnej skórze - mówi Len.
Słowa wdzięczności z ust Bąkiewicza to jednak tylko uszczypliwość. Paweł Kryszczak nie zostawia złudzeń. - Próbuje się nas oskarżać, że jesteśmy faszystami. My obchodzimy pamięć o zniszczonym mieście. A prezydent Rafał Trzaskowski, który próbował zakazać tego marszu, nie po raz pierwszy, jako przedstawiciel partii założonej za niemieckie pieniądze, przez tych, którzy służyli Hitlerowi, próbuje nas oczerniać, wymazać pamięć o Polsce.
Marsz narodowców minął już pl. Zamkowego i wchodzi na pl. Krasińskich. Po drodze wiele osób jednak odłącza się od niego i przyłącz się do słuchających „Pałacyk Michla” i inne pieśni patriotyczne śpiewane na żywo. Pochód mocno się przerzedził.
Na pl. Krasińskich wita ich transparent przed Pomnikiem Powstania - "Wolna Polska nie naziolska". Trzymają uniesione w górę białe róże, symbol antyfaszystowski. Gdy przemawiać na placu zaczyna Robert Bąkiewicz, wznoszą hasło: "Hańba!"
Ale Bąkiewicz "bardzo dziękuje" tylko miastu za pomoc w organizacji i cieszy się, że marsz był taki piękny. Potem inicjuje modlitwę za powstańców.
Na placu jest też transparent z hasłami narodowców przeciwko totalitaryzmom i przeciwko prezydentowi Trzaskowskiemu. Uczestnicy, którzy go niosą podchodzi do bramek ustawionych dookoła pomnika. Stoi tu kordon policji. - Panie Sławku, pan nas wpuści - mówi ktoś z uczestników do jednego z policjantów. I po chwili, po interwencji jednego z organizatorów marszu, baner narodowców zostaje wpuszczony za barierki.
Na koniec Marszu Milczenia na ul. Waliców przemawia były rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. - Chciałbym, żebyśmy chwilę zadumy poświęcili pani Annie Jakubowskiej "Paulince". Walczyła o wolną Polskę. Na sam koniec Polska nie doceniła jej życia i poświęcenia - mówi, wspominając zmarła niedawną weterankę, która starała się o odszkodowanie za stalinowskie prześladowania. Nie doczekała się. Ludzie min. Ziobry walczyli, by dostała o wiele mniejsze zadośćuczynienie, niż zasądził początkowo sąd.
Bodnar kontynuował: - Pani Anna Jakubowska była w radzie społecznej przy biurze rzecznika praw obywatelskich. Powtarzała, że ideą powstania warszawskiego było to, by każdy mógł żyć w wolnej Polsce. Tej wolności nie ma teraz naród ukraiński, który o nią walczy. Pamiętajmy o walce Ukraińców o swoją wolność, wolny naród i o demokrację.
Uczestnicy marszu organizowanego przez narodowców dziwią się, skąd tak mała frekwencja na nim. - Rzeczywiście, w tym roku jest mniej osób. Trudno powiedzieć dlatego. Przecież pogoda jest dobra... Myśleliśmy, że więcej uda się nam sprzedać - mówi pani Krystyna, która sprzedaje biało-czerwone flagi, opaski i wstążki niedaleko wejścia do metra Świętokrzyska.
Jak dodaje, największym zainteresowaniem cieszą się flagi, szczególnie wśród dzieci i młodych osób. - Cała nadzieja, że na śpiewanie (nie)zakazanych piosenek przyjdzie więcej ludzi - dodaje.
Choć uroczystości na Powązkach skończyły się już kilkanaście minut temu, wielu młodych ludzi, zwłaszcza harcerzy, można jeszcze spotkać w kwaterze słynnego Batalionu "Zośka". Jego żołnierze leżą tu w mogiłach z charakterystycznymi brzozowymi krzyżami. - Zaprowadzę pana do grobu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. To niedaleko - proponuje harcerka Zosia Kielczyk, która przyjechała na Powązki z Siedlec.
Po godzinie od wyruszenia kończy się Marsz Milczenia. Uczestnicy doszli do kamienicy na Waliców 14, której front runął podczas powstania warszawskiego. Jest też pamiątką po getcie warszawskim. Ulicę Waliców dzielił mur. W grupie, która rozrosła się do blisko 500 osób, jest m.in. sędzia Igor Tuleya.
Kolejny raz w Marszu Milczenia wziął udział Piotr Kozioł. Niczym relikwię niesie czarno-białe fotografie. - To jest pismo mojej mamy, Wandy Chełmińskiej, podczas powstania miała 25 lat - opowiada. Na zdjęciach są dwie dziewczynki z warkoczami. Pan Piotr: - Mama i jej siostra, która zginęła wcześniej podczas okupacji. Mama przeżyła powstanie na Nowogrodzkiej. Niedaleko przy Brackiej była barykada pod dowództwem Antka Rozpylacza. Zakopali zdjęcia rodzinne w piwnicy i po powrocie do Warszawy udało się je odzyskać, choć wszystko wokół spłonęło.
- Historia Polski to jest historia narodów, codziennej współpracy. Warto też o tym pamiętać w rocznicę powstania warszawskiego - mówi na koniec organizator Marszu Milczenia.
Marsz narodowców idzie przez Warszawę. Na chwilę tylko się zatrzymał, gdy na jego drodze stanęła samotnie kobieta, co wyglądało na jej sprzeciw wobec narodowców. Policja próbuje ją przegonić, tłum ją obstępuje i rozrywa transparent, który trzymała w ręku. Napis na nim głosił: "Faszyści Bąkiewicza idą za 5 mln zł od faszystów Glińskiego" - co ma nawiązywać do dotacji przyznawanych przez instytucje rządowe organizacjom, z którymi związany jest Robert Bąkiewicz, jeden z organizatorów dzisiejszego marszo.
"Faszystko, won z Polski! Ścierwo!" - krzyczą do kobiety uczestnicy marszu.
- Naucz się, co to jest faszyzm. Doszkol się! - woła starsza kobieta do protestującej, otoczonej teraz przez policyjny kordon. Policjanci manifestującą legitymuje.
Czoło marszu jest obecnie koło pomnika Kopernika na Krakowskim Przedmieściu.
Choć uroczystości na Powązkach już się skończyły, na spacer po Cmentarzu Wojskowym wybrał się premier Mateusz Morawiecki. Co rusz przystaje, żeby ktoś mógł się z nim sfotografować. - Brawo panie premierze. Dopóki rządzi Zjednoczona Prawica, Polska nie zginie - powiedział do Morawieckiego mężczyzna w średnim wieku.
W Marszu Milczenia idzie też Bożena Bąk z Gocławia. Włożyła białą bluzkę i trampki, do tego czerwony komplet: kapelusz, kurtkę dżinsową i spodnie. W ręku żółto-czerwona chorągiewka w barwach Warszawy. Na ramieniu biało-czerwona przepaska z kotwicą Polski Walczącej. - Mam pozwolenie [na opaskę] od pani Teresy Stadnik że Światowego Związku Żołnierzy AK. Tę opaskę zakładam tylko raz w roku. I na ten dzień czekam cały rok - mówi. - W tym marszu jest pięknie, spokojnie i bez polityki.
Przez Warszawę idzie też Marsz Milczenie. Na pl. Krasińskich przecina się z uczestniczącą w uroczystościach ekipą Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów. Jest też tu grupa rekonstrukcyjna z motocyklami, zatrzymał się autobus piętrowy z okolicznościową dekoracja, ludzie składają kwiaty i zapalają znicze przy wejściu do kanału, którym przechodzili powstańcy. Przed pomnikiem Powstańców Warszawskich słychać dzieci wykonujące piosenki popularne 78 lat temu.
W marszu spotykamy Krystynę Zowczak-Jastrzębską. Przedstawia się jako "powstańcze dziecko". Niesie zdjęcia rodziców. - Moja mama Barbara Szczepańska, sanitariuszka "Lidzia" z Batalionu AK "Kiliński". Mój tata Zbigniew Zowczak, podchorąży "Karo" z Batalionu AK "Gozdawa". Walczył na Starym Mieście i kanałami przedostał się do Śródmieścia. I tak ich teraz obnoszę - mówi pani Krystyna, trzymając wysoko antyramę z czarno-białymi fotografiami.
Na Powązkach tymczasem pierwszy wieniec w hołdzie powstańcom złożył prezydent Andrzej Duda z dwoma uczestnikami powstania warszawskiego - Tadeuszem Dernfeldem i Jakubem Nowakowskim. Następne wieńce składają marszałkowie Sejmu Elżbieta Witek i Senatu Tomasz Grodzki, premier Mateusz Morawiecki z wicepremierami Piotrem Glińskim i Mariuszem Błaszczakiem. W imieniu warszawiaków wieniec składa prezydent stolicy Rafał Trzaskowski, przewodnicząca Rady Warszawy Ewa Malinowska-Grupińska i kilkoro kombatantów.
Gdy uroczystość na Cmentarzu Wojskowym się kończy teren powstańczych kwater opuszcza garstka ostatnich uczestników zrywu sprzed 78 lat. Niektórzy więzieni są na wózkach inwalidzkich, inni prowadzeni pod rękę przez młodsze osoby. Powstańców żegnają gromkie brawa i skandowane hasło: "Cześć i chwała bohaterom".
- Proszę państwa, gdyby ktoś nie wiedział, kto idzie w tym marszu, to się przedstawmy! - woła głos z samochodu jadącego na czele. - To my, to my, Polacy! - odpowiada sobie zachrypniętym głosem, co podchwytują idący blisko czoła.
Rondo de Gaulla mija właśnie Młodzież Wszechpolska krzycząc m.in. stadionową przyśpiewkę „Biało-czerwone to barwy niezwyciężone”. Widoczna jest też miejscami flaga Węgier, a tłum skanduje „Polak, Węgier dwa bratanki”.
Ludzie mijający marsz się zastanawiają, czy marsz narodowców na pewno nie ma żadnej zgody? Policja idzie wzdłuż kolumny spokojnie i w małej liczbie, o żadnych białych hełmach i blokadach, które miałyby powstrzymać maszerujących, nie ma mowy.
Wśród obchodzących rocznicę powstania, nie brakuje takich, którzy chcą się popisać innym rodzajem odwagi.
Czoło marszu skręciło już w Nowy Świat. Z głośników słychać "Czuwaj wiaro!", blisko czoła widać transparenty osób internowanych i represjonowanych. Zniknęła za to grupa z flagami Ruchu Narodowego, która wcześniej stała z przodu z racami.
Nie wszyscy uczestnicy zgromadzenia na rondzie Dmowskiego poszli z narodowcami. Część wraca właśnie z ronda, idąc w kierunku Świętokrzyskiej. - Chcieliśmy tylko uczcić przez chwilę powstańców, to nam wystarczy - słyszymy od kilku osób.
Ostatnie chwile przed rozpoczęciem marszu narodowców.
Mimo braku zgody na przemarsz, narodowcy, którzy zarejestrowali zgromadzenie stacjonarne z okazji 1 sierpnia, wyruszyli trasą przez Warszawę. Idą w kierunku rondo de Gaulle'a, lewą stroną Alei Jerozolimskich. Tłum skanduje za organizatorami „Cześć i chwała bohaterom” lub „Duma, duma narodowa duma”.
Na pl. Zamkowym po kilkuminutowej ciszy zgromadzeni odśpiewali hymn Polski w pełnej, czterozwrotkowej formie. Następnie także nieoficjalny hymn powstania "Warszawskie dzieci". Organizatorzy zaprosili potem na wspólne śpiewanie piosenek powstańczych, które wkrótce zaczyna się na pl. Krasińskich.
A to widok na uformowaną przez zgromadzonych żywą kotwicę na pl. Zamkowym.