Gdy ostatni pasażerowie wysiedli z bezpośredniego pociągu między Warszawą a Lwowem, Polska ledwie od roku była członkiem UE, a Ukraina otrząsała się po Pomarańczowej Rewolucji. Teraz połączenie wraca. Udział PKP jest w nim jednak zerowy. Można wręcz powiedzieć, że polska administracja przeszkadza w projekcie.
Pomalowany kawałek rosyjskiej rakiety, która spadła na miasto, podarował mer Lwowa Andrij Sadowy prezydentowi Rafałowi Trzaskowskiemu na zakończenie spotkania w stołecznym ratuszu. Wcześniej padło kilka ważnych deklaracji pomocy. Zwłaszcza w związku z niszczeniem ukraińskiej infrastruktury krytycznej.
- Nie wiemy, kiedy ta wojna się zakończy i jak się zakończy, ale głęboko w to wierzę, że już niebawem będziemy mogli pojechać do Czerniowców i do Lwowa. Być na Ukrainie, ale zarazem nie opuszczać cywilizacji Zachodu i Środkowej Europy - powiedział Robert Makłowicz na Uniwersytecie Warszawskim.
Nie mogę uwierzyć, że to prawda. Nasze życie, nasze plany, wszystko zmieniło się w jeden dzień. Nie mogę w to uwierzyć, że mój mąż teraz nie śpi w naszym łóżku, tylko nie wiadomo gdzie - opowiada Natalia Rajinyk, psychoterapeutka, która drugiego dnia wojny wyjechała z Ukrainy do Warszawy.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.