Mówi się, że nie samym chlebem człowiek żyje. Jednak ja bez dobrego chleba żyć bym nie mogła. Kromka z wciąż zimnym masłem i gruboziarnistą solą to przysmak przyćmiewający wiele wymyślnych dzieł sztuki kulinarnej. Podkreślam - dobrego chleba.
Chleb jest szczery i wszelkie próby oszustwa, chodzenia na skróty czy łamania zasad przy jego wypieku prędzej czy później dadzą o sobie znać - czy to w postaci smaku, trwałości, czy wreszcie - naszego samopoczucia. W teorii to nic skomplikowanego - ot, mąka, woda, nieco soli. Do tego należy jednak dodać wiedzę, doświadczenie oraz piekarskie wyczucie pozwalające okiełznać humory zakwasu, fochy pieca i chimeryczne ciasto. Jednak smak dobrze wypieczonego bochenka na zakwasie lub złocista skórka jeszcze ciepłej, pachnącej chałki z kruszonką są warte wszelkich trudów. Na pewno macie znajomych, którzy zdecydowali się sami wypiekać. Inni (w tym ja) po ulubiony chleb są w stanie przejechać kilka kilometrów lub odstać swoje w kolejce.
Przyznam się, że chleb to mój mały fetysz i zamiast zjeść zły (niestety, o dobry coraz trudniej), wolę nie jeść go w ogóle. Traktuję go jak smakołyk. Gdy jest dobry, nawet po kilku dniach - i ewentualnym potraktowaniu tosterem - będzie smakować. Lubię, gdy na pieczywo, którym wita się gości i buduje pierwsze wrażenie, zwracają uwagę restauracje. Nie trzeba od razu porywać się na kilka rodzajów wypieków robionych na miejscu (choć i takie miejsca się zdarzają, np. L'Enfant Terrible). Wystarczy piec chleb jeden, ale bardzo dobry, jak to robi Ale Wino albo popularne Na Lato, czy zamawiać go w zaprzyjaźnionej piekarni (np. w Nowej Próżnej można zjeść chleb ze znajdującego się nieopodal Aromatu).
Pytanie, gdzie kupić ten najlepszy, zwykle wywołuje emocje i gorące dyskusje, padają adresy. Czasem kierujemy się oryginalną ofertą, a czasem sentymentem do smaków znanych z dzieciństwa. Oto, przewodnik po warszawskich piekarniach i chlebowych miejscach - tych małych i tych, których punkty rozsiane są po całym mieście, tych prowadzonych od pokoleń, tych, które wprowadzały nowe piekarnicze mody, jak i tych zupełnie nowych, a jednak już mających grono stałych klientów.
A wy gdzie kupujecie swojskie razowce, filuterne kajzerki i kosmopolityczne bagietki? Piszcie: malgorzata.minta@wyborcza.pl
Wszystkie komentarze
Stary, po co ten sentymentalny ton? Wystarczy, że wrócisz do siebie i już będziesz jadł pycha tani chlebuś. A w Warszawie sieć dystrybucji kosztuje, ale pewnie nie pomyślało się o tym, bo w rodzinnym słoikowie chlebek pewnie sprzedają w sklepiku przy piekarni i wszyscy tam kupują, bo mają blisko…