Pomarańczowy kolor namiotów obok szpitala zakaźnego na Woli przyciąga wzrok. Strażacy ustawili je w środę wieczorem. W ramach ćwiczeń, ale zostały. Gdyby epidemia koronawirusa się rozwinęła, namioty mogą służyć za polową izbę przyjęć. Podejrzewani o zainfekowanie wirusem nie będą tu mieli kontaktu z innymi chorymi zgłaszającymi się do szpitala.
A szpital wolski to jeden z dwóch warszawskich szpitali zakaźnych, gdzie od kilku tygodniu zgłaszają się pacjenci podejrzewani o koronawirusa. Tu i w Wojskowym Instytucie Medycznym przy ul. Szaserów na obserwacji i badaniach przebywało ostatnio ok. 20 osób. Tych objętych nadzorem epidemiologicznym było w Warszawie prawie tysiąc.
Kolejne instytucje, urzędy i firmy ogłaszają, że jeśli ktoś wrócił z krajów, w których jest ognisko epidemii, ma przez dwa tygodnie zostać na domowej kwarantannie. Tak jest też na uczelniach. Politechnika ogłosiła, że kasuje zaplanowane wcześniej wyjazdy zagraniczne.
Nikt nie wie, jak długo będzie trwał stan zawieszenia. Na Uniwersytecie Warszawskim studenci objęci kwarantanną oraz nieobecni z powodu kataru czy kaszlu będą mieli usprawiedliwione nieobecności przez dwa tygodnie. Przy dłuższej nieobecności muszą przesłać zwolnienie lekarskie.
Obserwujemy, jak wirus zmienia Warszawę. Jeszcze miesiąc temu zakatarzeni ludzie w tramwajach byli niewidzialni, a znajomi powracający z wypadu do Włoch chętnie dzielili się wrażeniami z podróży
Część warszawiaków już od wielu dni nie dowierza, że koronawirusa w mieście jeszcze nie ma. – Nie ogłaszają, bo się boją. Ale i tak ludzie wiedzą, że na przykład w Poznaniu dwoje dzieci ma tego wirusa – usłyszałem wieczorem rozmowę przed barem Piotruś na Nowym Świecie, gdzie wiadomościami dzieliło się dwóch bywalców lokalu.
Inny przykład: sala chorych. Sześć pacjentek na łóżkach. Dzień, kiedy niektóre media napisały o 25-letniej mieszkance Łodzi, u której badanie na koronawirusa dało raz wynik pozytywny, a dwa razy razy negatywny, więc materiał pobrany od dziewczyny wymagał dalszego badania. Pacjentki gadają o koronawirusie we Włoszech. Jedna mówi, że ma wiadomości od znajomych lekarzy, że koronawirus jest już w Polsce, konkretnie w Łodzi. – Lekarze to wiedzą, tylko trzymają tę wiadomość, bo, wiadomo, boją paniki. A dziewczyna z wirusem sama przyszła do szpitala. Jest szlaban na tę wiadomość, nie wolno lekarzom nic mówić.
Za chwilę sąsiadka z łóżka obok bierze telefon i opowiada swojemu mężowi to, co właśnie usłyszała. Żeby uważał, bo „oni pewnie kiedyś ogłoszą, ale to już wiadomo”. Po rozmowie pacjentka stuka jeszcze jakiś czas w telefon i mówi: – Wrzuciłam to wszystko na grupę, niech ludzie wiedzą.
Niedobre myśli przelatują przez głowę
Wirus przyszedł do Europy z Azji, więc każdy, kto ma choć trochę skośne oczy, może się wydać podejrzany. Nie tak, żeby jakoś okazywać mu niechęć, ale raczej na wszelki wypadek zachować dystans.
– Łapię się na tym, że kiedy widzę kogoś z Azji, to przelatuje mi przez głowę myśl: koronawirus. Czuję, że to coś niedobrego i za chwilę odzyskuję rozum, ale jednocześnie jestem wściekła, że w ogóle przychodzą mi do głowy takie skojarzenia – mówi koleżanka.
Inną sytuację opisuje kolega na Facebooku. Kolejka w hipermarkecie. Do wszystkich kas stoją gigantyczne kolejki. Oprócz jednej, przy której zatrzymali się Wietnamczycy. – Byłem w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. I wiesz, w czytelni nikt nie usiadł obok studenta o azjatyckim wyglądzie – relacjonuje inny kolega.
Pracownik jednej z saun gejowskich opowiada, że kiedy jeden z klientów przyznał, że wrócił ostatnio z Chin, to wszyscy trzymali do niego dystans.
Joanna Jędrzejczak, zawodniczka boksu, wrzuciła kilka dni temu na swojego Instagrama przerobiony plakat zapowiadający jej walkę z Zhang Weili, chińską zawodniczka MMA. Polka miała maskę przeciwgazową. – Robienie sobie żartów z tragedii to znak czyjegoś charakteru. Ludzie umierają, ojcowie, matki, czyjeś dzieci – odpowiedziała Chinka.
W pociągu relacji Warszawa-Poznań współpasażerka trzyma przy twarzy chusteczkę higieniczną, którą zasłania nos i usta, od momentu, kiedy do przedziału wsiadła Azjatka. Jedna ze znajomych opowiadała mi, że nie weszła do windy, w której jechał jej sąsiad pochodzący z Chin.
Polska na tle innych krajów nie stanowi jednak w tej sytuacji wyjątku. 30 stycznia Komitet Nadzwyczajny Światowej Organizacji Zdrowia nie bez powodu wydał oświadczenie, w którym radził wszystkim krajom, żeby pamiętały o zasadach art. 3 międzynarodowych przepisów zdrowotnych. Przestrzegają one przed dyskryminacją i piętnowaniem podczas reakcji instytucji państwowych na wybuch epidemii. Angielska wersja wymienia przypadki rasizmu odnotowane w 30 krajach (znajdziecie je pod hasłem: Xenophobia and racism related to the 2019–20 coronavirus outbreak).
Skutki kichania w autobusie
Okołowirusowa atmosfera wdziera się także do środków komunikacji miejskiej. Znajoma widziała kontrolerów w SKM sprawdzających bilety w maseczkach i rękawiczkach.
W autobusie zapatrzony w smartfon chłopak zaczyna kichać, mocno, serią. Pasażerowie kierują wzrok na niego. Kto ma możliwość, przynajmniej się odchyla od chłopaka, pasażerka po usłyszeniu kichnięcia zaciąga głęboko kaptur. Ktoś przechodzi w inną część autobusu. Wszyscy patrzą na siebie i na chłopaka, który już skończył kichać. Niektórzy się uśmiechają, ale wszyscy rozumieją się bez słów. Taki kaszel jeszcze niedawno nie wywołałby niepokoju, teraz już tak.
Jadę taksówką. Na zakręcie, gdy zwalniamy, przed maską wyłania się nagle postać w zniszczonej kurtce, macha rękami.
– Ja pierd… – syczy taksówkarz, raptownie hamując. – Brudas jeden wyłazi na drogę. Bezdomny, a ku...a, jakby mu się zechciało jechać. Ale jak? Pełno na nim smrodów, brudów, tałatajstwa. Koronawirusa może nosi.
– Ale on chyba nie był za granicą – wtrącam.
– No i co, siedzi w tych śmietnikach, ociera się o te odpady, pleśni, gówna. Robactwo tam chodzi, wirusy. I taki złapie i wynosi.
Komunia na rękę
Koronawirus to problem także dla Kościoła. Przewodniczący Episkopatu Polski wydał oświadczenie, w którym prosi, „aby księża biskupi w swoich diecezjach, w ośrodkach, w których pojawiłoby się takie zagrożenie [koronawirusem], przekazali wiernym informację o możliwości przyjmowania na ten czas Komunii świętej duchowej lub na rękę”. W podobnym tonie wypowiedział się Jerzy Samiec, biskup luterański, który poprosił duchownych, aby myli i dezynfekowali swoje dłonie przed rozdawaniem Komunii i szczególnie starannie dezynfekowali naczynia komunijne.
Ale problemem jest nie tylko forma przyjmowania komunii (nie można mieć pewności, że dłonie kapłana są zdezynfekowane), ale także przekazywanie przez wiernych znaku pokoju przez podanie rąk czy całowanie relikwii. Kościół ma na to gotowe odpowiedzi, może dlatego, że to nie pierwsza epidemia w jego 2000-letniej tradycji. Znak pokoju można przekazać skinieniem głowy, szacunek relikwiom można oddać poprzez pokłon, a wodę święconą po prostu na jakiś czas wycofać.
Myjemy ręce w biurze tak jak w szpitalu
– W tej sytuacji z koronawirusem jest przynajmniej jeden plus: częstsze mycie rąk – mówi znajomy lekarz. Ale zdarzają się sytuacje przykre. Cierpiąca na chorobę dermatologiczną kobieta, która od wielu tygodni chodzi do łazienki z własnym mydłem, stała się w ostatnich dniach przedmiotem ataków niewybrednymi żartami. Jedna z pacjentek szpitala na Kopernika doniosła nam, że przy jednej z rejestracji wisi wielka kartka z instrukcją, jak myć ręce i jak uważać na koronawirusa. Po czym w toalecie dozownik na mydło jest pusty już drugą dobę.
Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka z Akademii Leona Koźminskiego, zwraca uwagę, że te instrukcje są w gruncie rzeczy na poziomie oczywistości. – Mam często i dokładnie myć ręce i nie kupować maseczki, o ile sama nie jestem chora. To po prostu zdrowy rozsądek. Noszenie maseczek swoją drogą kojarzy się z czasami ostatecznymi, a przecież np. w Japonii używanie ich przez osoby chore w miejscach publicznych jest czymś codziennym od wielu lat.
Lekarz asystujący przy operacji: – Ostatnio brakowało na bloku operacyjnym jednorazowych maseczek. Zazwyczaj leżało kilkanaście paczek, teraz była jedna, której pilnowała pielęgniarka.
Ludzie wykupili maseczki, chociaż zdrowe osoby ich w zasadzie nie potrzebują, chyba że przebywają w tym samym pomieszczeniu co zainfekowani. Lekarze zalecają noszenie maseczek i wizytę w gabinecie lekarskim tym, którzy mają gorączkę, trudności z oddychaniem, kaszlą.
Tymczasem ceny maseczek skoczyły. Kiedyś można było je kupić po 20 gr za sztukę, teraz za 2,5 zł. Słyszy się też o cenach dochodzących do kilkudziesięciu złotych. – Tak jest, bo panika rośnie – mówi farmaceutka z apteki w Śródmieściu.
Puste półki
Przeglądam informacje z ostatnich dni. W Lidlu kilka dni temu na makaronach były prawie puste półki. Towar został uzupełniony. Ale odwołano show tatuażu, podobno największą imprezę tego typu w Europie Środkowo-Wschodniej. Już wiadomo, że kilkanaście wycieczek do Centrum Nauki Kopernik zostało odwołanych.
Na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym powstał uczelniany zespół ds. zagrożenia koronawirusem, którego zadaniem ma być monitorowanie bieżącej sytuacji epidemiologicznej oraz dostosowanie do „zaistniałej sytuacji procedur wewnętrzuczelnianych”. Władze WUM zarekomendowały odwołanie konferencji naukowych. Na UW wykładowcy mają obowiązek umożliwić nieobecnym studentom korzystanie z materiałów przerobionych na zajęciach oraz konsultować się z nimi mailowo lub przez Skype’a. A targi opakowań Warsaw Pack poinformowały, że w tym roku nie będzie wystawców i odwiedzających z Chin oraz innych państw najbardziej zagrożonych rozprzestrzenianiem się koronawirusa.
Jakie jest lekarstwo na strach przez epidemią? – Zdrowy rozsądek. Skoro lekarze na całym świecie mówią: myj często i porządnie ręce, to warto się do tego zastosować. Skoro ci sami lekarze sugerują, żeby unikać wielkich zgromadzeń, też warto to przemyśleć – mówi Helena Chmielewska-Szlajfer. – Nic nie wskazuje na to, że padniemy wszyscy jak muchy przy dżumie. Histerycznym nastrojem sami zrobilibyśmy sobie krzywdę.
O koronawirusie można się dowiedzieć, dzwoniąc na infolinię Powiatowego Inspektora Sanitarnego w m.st. Warszawie pod numerem: 223 107 936; 223 107 904; 223 118 025. Infolinia działa od poniedziałku do piątku w godz. 8.15-15.15. Można też pisać na adres e-mail: koronawirus@pssewawa.pl. NFZ także uruchomił infolinię, gdzie można uzyskać informację o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem: 800 190 590. Jest czynna całą dobę.
Wszystkie komentarze
:D
nie szerz paniki
O, kolejny "spiskowiec" się odezwał. Tak, tak, ta epidemia to na pewno celowa, pewnie wirus zrobiony w laboratorium, tak samo jak dżuma w średniowieczu.