Noc Muzeów 2015 już za tydzień, w sobotę 16 maja. Przed wieloma miejscami ustawią się gigantyczne kolejki, amatorów nocnego zwiedzania wozić będą między nimi jelcze "ogórki". Zwiedzających zapraszają też małe muzea, gdzie próżno wypatrywać tłumów turystów, rzadko też pisze się o nich w przewodnikach. A kryją się w nich rzeczy niezwykłe: stare plakaty reklamujące Polskie Linie Lotnicze LOT, latarnie zasilane gazem z węgla kamiennego, harpun do polowania na wieloryby czy wiekowe przyrządy medyczne.
- Zwykle przychodzą do nas umówione wcześniej wycieczki szkolne, bo stara kuźnia jest atrakcją dla dzieci. Ale czasem ludzie zaglądają zupełnie z ulicy, przystają i dziwią się, że coś takiego działa w Warszawie - opowiada Kamil Gałecki, opiekun działającego na Służewie Muzeum Kowalstwa.
Większość takich miejsc powstała z inicjatywy prywatnych osób i ma początek w domowych kolekcjach: zbiorze urządzeń do wypieku chleba czy sprzętu do nurkowania. Na zwiedzanie warto umówić się wcześniej, bo kustosz nie zawsze jest na miejscu ("Czasem wpadnie kilka osób, a czasem przez cały dzień nikt").
W progu stoi ubrany w biały fartuch Marian Pozorek. Jest piekarzem od 56 lat, od 30 w swojej własnej piekarni na Szmulkach. W powietrzu unosi się tu zapach świeżego pieczywa.
Od 15 lat w przerwach od pracy pan Marian oprowadza po muzeum. To trzy pomieszczenia na parterze domu rodzinnego, tuż obok piekarni. - To maszyna austriacka do robienia kajzerek, pochodzi z 1914 r. - pan Marian podchodzi do urządzenia z lejkiem i formą na bułki. Po chwili jest już przy krajalnicy do chleba ("Dziwaczna, ma co najmniej 150 lat") i niemieckim młynku do bułki tartej sprzed pierwszej wojny światowej. Są też formy do ręcznego wyrobu herbatników, ciastek w kształcie muszli, wafli. - Takie przedmioty codziennego użytku mogą powiedzieć nam więcej niż najcenniejsze eksponaty muzealne - mówi Pozorek.
Ściany muzeum zdobią sztandary cechu piekarskiego, dyplomy i legitymacje piekarskie. - Wielu moich kolegów zbiera tego typu pamiątki. Ja uzbierałem więcej niż oni i tak powstało jedyne w Warszawie muzeum chleba - mówi pan Marian.
W Noc Muzeów będą tu kawa, herbata i rogaliki. - Od piekarza nikt nie wyjdzie głodny - zapewnia Pozorek.
JACEK MARCZEWSKI
Ul. Jadowska 2, wstęp wolny po umówieniu się telefonicznym pod nr. 22 818 16 26
Najpierw mijamy żelazną bramę z wykutym napisem "Gazownia Warszawska". Po chwili jesteśmy wśród otoczonych drzewami zabytkowych budynków z czerwonej cegły, które pamiętają XIX wiek. To tu przez lata produkowano gaz miejski. W starej aparatowni pomiarowej i tłoczni czas prawie się zatrzymał. Do wejścia prowadzi rząd gazowych latarni. Wewnątrz mieszczą się zabytkowe urządzenia związane z produkcją gazu z węgla kamiennego, zwanego gazem świetlnym. - Te potężne maszyny to płuczki amoniakalne z XIX wieku - mówi Zygmunt Marszałek, kustosz. - Szczególną atrakcją jest dziesięć doskonale zachowanych napędowych maszyn parowych o imponujących rozmiarach. Pracowały do 1970 r.
W muzeum mieści się również zainscenizowane XIX-wieczne mieszkanie, w którym do oświetlenia i podgrzewania wody wykorzystywano gaz węglowy. Tuż obok ustawiono kilka latarni gazowych. - Jeśli chce pani zobaczyć, na czym polega urok światła z lampy gazowej, to proszę pociągnąć za łańcuszek - proponuje kustosz. Po chwili latarnia zaczyna tlić się przytłumionym światłem. Zapalić będzie ją mógł także każdy ze zwiedzających podczas Nocy Muzeów. - W tym roku przygotowaliśmy też wystawę poświęconą Ignacemu Łukasiewiczowi, który pierwszy dokonał destylacji ropy naftowej - zapowiada Marszałek.
STEFAN ROMANIK
Ul. Kasprzaka 25, czynne: pn.-pt. 9-14; tel. 22 691 85 23; wstęp wolny
To podwodny świat w środku Warszawy, o czym przypomina stojący przy wejściu olbrzymi skafander nurka z masywnym metalowym hełmem. Taki, jaki pamiętamy z filmów o kapitanie Nemo. - Wielką atrakcją jest harpun do polowania na wieloryby i wielorybie kręgi przywiezione przez polskich nurków ze stacji badawczej na Antarktydzie - zachwala Karina Kowalska ze stowarzyszenia Warszawski Klub Płetwonurków, które opiekuje się muzeum. - W klubie było sporo starych rzeczy. Stwierdziliśmy, że jest okazja, aby stworzyć muzeum, jakiego nie ma w Polsce. Z początkowych 180 eksponatów zrobiło nam się ich tysiąc.
Wzdłuż ścian ustawiono kilkanaście skafandrów nurków klasycznych. Na ścianach wisi osprzęt: bielizna z wełny wielbłądziej ("Ówczesna bielizna termiczna"), rurki do oddychania, klucze do przykręcania części pelerynkowej hełmu. Niektóre skafandry w okresie niedoboru były własnoręcznie robione ze strojów ucieczkowych z okrętów podwodnych czy klejone z gumy. - Ubrać się w to było dużą sztuką - mówi Kowalska.
Są tu również ręcznie robione podwodne obudowy do aparatów fotograficznych czy kamer albo aparaty do oddychania.
Przy drzwiach wejściowych zwraca jeszcze uwagę rycina na ścianie. To kopia "Ksiąg hetmańskich" Stanisława Sarnickiego napisanych w 1577 roku. - Pojawia się tam jedna z pierwszych wzmianek o nurkowaniu w Polsce - mówi Kowalska. - Wiemy, że niezbędny do tego sprzęt istniał już w XVI wieku.
BARTOSZ BOBKOWSKI
Ul. Grzybowska 88, czynne: wtorki 11-18
Przy skrzyżowaniu Doliny Służewieckiej z al. Wilanowską zwraca uwagę nowoczesny biurowiec. Ale gdy się dobrze wytęży wzrok, tuż nad Potokiem Służewieckim dostrzec można małą drewnianą chatkę. W chatce od dwóch pokoleń kute jest żelazo. - Dom został wybudowany na wzór kuźni z początku XX wieku, zgodnie ze sztuką ciesielską z terenów Mazowsza. Mamy więc konstrukcję drewnianą dębową zakończoną jaskółczym ogonem na dachu, z wyposażeniem charakterystycznym dla wsi Służew - opowiada Kamil Gałecki, artysta plastyk i mistrz kowalstwa.
Kuźnię zbudował w 1989 r. jego ojciec Zdzisław. Założył tu pracownię, którą przekształcił w Muzeum Kowalstwa. Można zobaczyć w nim wciąż działające palenisko kowalskie, miech do tłoczenia powietrza, kowadło, młotek i oczywiście kowala przy pracy. Schedę po ojcu przejął Kamil. Wykuwa elementy ozdobne do bram, balustrad, żyrandoli czy świeczników. Wszystko robione ręcznie, tradycyjnymi technikami. - Ten stuletni sprzęt jest najwyższej klasy - podkreśla.
Wykorzystuje stół warsztatowy z imadłami, wiertarkę ręczną do robienia otworów w metalu, młotki, podbijaki, podsadzki. Na ścianie wiszą topory ciesielskie, świdry, na zewnątrz stoją maszyny rolnicze. Eksponaty pochodzą z całej Polski. - W rzeczywistości żadna kuźnia nie była tak bogato wyposażona - mówi Gałecki.
Do muzeum można zajrzeć codziennie, gdy tylko otwarte są drzwi. Kamil: - Nie trzeba kapci zakładać, tylko uważać, żeby się nie pobrudzić.
ADAM STĘPIEŃ
Ul. Przy Grobli 84, czynne: pn.-pt. 9-17, sob. 9-15, warto się umówić: tel. 602 118 616
W niepozornym PRL-owskim budynku na Ochocie kiedyś mieściła się kotłownia. Od czterech lat działa tu Muzeum Ikon, które założył znawca kultury obrządków wschodnich Michał Bogucki. Prowadzi mnie do prawosławnej kaplicy. Na ścianach ikony autorstwa Grzegorza Zinkiewicza oraz reprodukcje fresków Jerzego Nowosielskiego. - Regularnie odbywają się tu nabożeństwa. Patronem kaplicy jest Grzegorz Peradze, święty z Gruzji. W ogóle jest u nas międzynarodowo, oprócz Polaków przychodzą Gruzini, Katalończycy, Francuzi, Anglicy - opowiada Bogucki.
Muzealne zbiory podzielone się na trzy części: kolekcję biblijną, ikon i krzyży. - Kolekcja biblijna jest najbogatsza. Mamy fragmenty zabytkowej Tory przewiezionej z Francji, Nowy Testament po aramejsku, sporo ksiąg przywiezionych z Gruzji - mówi Bogucki. I zaczyna pokazywać kolejne cenne egzemplarze: katolicki mszał z XVIII wieku, biblia z Rwandy, biblia po chińsku, koreańsku, biblia wydana we Francji chwilę przed rewolucją francuską.
Największe atrakcje kryją się w podziemiach. Mieszczą się tam maszyna do czerpania papieru, pracownia ikonografii, zainscenizowano dom gruziński, celę mnicha. - W Noc Muzeów urządzimy tu koncert chodzony nawiązujący do tradycji chodzonych nabożeństw - zapowiada Bogucki.
ADAM STĘPIEŃ
Ul. Lelechowska 5, czynne: wt.-sob. 12-17, nd. 13-15; tel. 785 85 95 85
Najdziwniejszy eksponat w muzeum to kołtun wyhodowany z najprawdziwszych włosów pod koniec XIX w. - Unikatowa rzecz. Wygląda okropnie: pęk włosów sklejony łojem i wydzieliną od wszawicy, powstały z powodu braku higieny. Stare przesądy medyczne zabraniały obcinania kołtunów z obawy przed negatywnym wpływem na zdrowie. Taka była oświata zdrowotna w tym okresie - śmieje się Teresa Szkudaj, opiekunka muzeum.
To tak naprawdę Dział Starej Książki Medycznej mieszczący się w Głównej Bibliotece Lekarskiej na Jazdowie. Prócz zbioru starodruków medycznych i inkunabułów, czyli ksiąg wydanych przed 1500 rokiem, XIX-wiecznych książek i czasopism znajdują się tu również cenne muzealia. Wśród nich płótna malarskie, rysunki (m.in. Witkacego), pamiątki po uczonych i medykach. - Ciekawymi eksponatami są biurko i fotelik Marii Skłodowskiej-Curie z jej panieńskiego mieszkania - mówi Szkudaj. Znajdziemy tu również kolekcję mikroskopów (najstarszy z XVIII w.), XIX-wieczne narzędzia chirurgiczne, naczynia i wagi apteczne. Są piły do amputacji, przybory do lewatywy.
W Noc Muzeów będzie można zobaczyć tu wystawy: o medycynie wileńskiej II Rzeczypospolitej czy o działalności Szpitala Maltańskiego w czasie drugiej wojny światowej.
ADAM STĘPIEŃ
Ul. Jazdów 1a, czynne: pon.-pt. 9-15; tel. 22 622 50 05
Mało kto pamięta czasy, gdy pierwsi pasażerowie wjeżdżali na lotnisko konno lub dorożkami. Mniej odległym wspomnieniem jest okres, gdy na pokładzie samolotów można było palić, o czym przypomina zestaw papierosów z firmowym logo LOT-u.
Fot. Jakub Panek
Powspominać można również przy tablicy przyrządów tu-134 czy rozkładach lotów z lat 60. Istniejące od 86 lat Polskie Linie Lotnicze LOT założyły swoje muzeum w 50. rocznicę powstania, ale w innej lokalizacji. Swoje cegiełki do kolekcji muzealnej przez lata dokładali sami pracownicy: stare zdjęcia, dokumenty, mundury, pamiątki. Ściany zdobią uporządkowane chronologicznie plakaty reklamujące polskiego przewoźnika - od najstarszych, przedwojennych, przez grafiki okresu PRL-u po współczesne projekty. Wśród ciekawostek zobaczyć można m.in. firmową zastawę LOT-u, śmigło przedwojennego fokkera FVII.
Ul. 17 Stycznia 39, czynne: pon.-pt. 8-18
Zobacz także: Odwiedziliśmy muzeum LOT-u. Imponująca kolekcja [FOTO/WIDEO]
- Naparstki to symbol wszystkich zawodów parających się igłą. Są małe, lekkie, łatwe w transporcie, więc przywozimy je z całego świata - mówi Ryszard Wrzesiński, założyciel muzeum i właściciel firmy Porthos produkującej kapelusze. Mieszcząca się w Rembertowie placówka to królestwo naparstków. Są złote, srebrne, z porcelany, zdobione, proste, malowane, ze szlachetnymi kamieniami, z różnych stron świata: Holandii, Belgii, Szwecji czy Stanów Zjednoczonych. - W krajach anglosaskich naparstki zbiera się tak jak znaczki - dodaje Wrzesiński. - Mamy na przykład piękną kolekcję naparstków z przedstawioną na nich historią Anglii.
W muzeum można też zobaczyć stare maszyny do szycia, kapelusze w bajecznych kształtach i kolorach z różnych zakątków świata, pamiątki krawieckie, narzędzia do szycia - a nawet kupić kapelusz.
W Noc Muzeów będzie tu można zobaczyć wystawę o Irlandii, napić się kawy po irlandzku i posłuchać muzyki na żywo.
ADAM STĘPIEŃ
Ul. Emilii Gierczak 24, pon.-pt., 10-17, tel. 609 518 691
Część z tutejszych eksponatów można jeszcze znaleźć we własnym domu. Są: meblościanka, półkotapczan, telewizor marki Rubin, pralka Frania. Zainscenizowano też PRL-owski bar mleczny z "prawdopodobnie jedynym w Polsce" stacjonarnym saturatorem stołem przykrytym ceratą w kratkę. - Opowieść o polityce i wielkiej historii z przyjemnością zostawiamy instytucjom państwowym. Nas interesuje, jak się ludziom wtedy żyło, o co chodziło z kartkami, dlaczego były puste haki, co to była Frania - mówi Rafał Patla z Adventure Warsaw, grupy warszawskich przewodników, założycieli muzeum.
BARTOSZ BOBKOWSKI
Eksponaty pochodzą głównie z bazarów i rodzinnych piwnic: oryginalny portret Gomułki znaleźli w dawnym Domu Partii, lada chłodnicza trafiła tu ze sklepu Społem na południu Polski, wiszący pod sufitem napis "KS Tęcza" - ze Skry, gdzie kręcono "Misia". - Pamiątki z życia codziennego przynoszą nam również ludzie. Dostajemy od nich takie skarby jak wyrób czekoladopodobny czy wygarniacz resztek - opowiada Rafał.
Z baru mlecznego przechodzimy przez pełen materiałów propagandowych gabinet KC PZPR z masywnym biurkiem I sekretarza do kącika poświęconego "Solidarności", a stamtąd do PRL-owskiego mieszkanka. Wydzielono kącik dziecięcy, kuchnię, łazienkę i pokój dzienny z muzyką Czerwonych Gitar z adaptera. - Chcemy powiedzieć, że nie był to system marzeń, ale jakoś trzeba było w nim żyć - komentuje Rafał.
Ul. Mińska 25, czynne: pon.-pt. 10-16, weekendy 11-17; bilety: 8 zł (normalny), 5 zł (ulgowy)
Wszystkie komentarze