Prezentujemy dziesięć odrestaurowanych obiektów, choć remontowanych było dużo więcej. Renowacji doczekały zabytki najwyższej klasy. Ukończono kolejny etap prac w Muzeum Pałacu w Wilanowie i w Zamku Królewskim. Wciąż trwa remont Pałacu na Wyspie i Amfiteatru w Łazienkach Królewskich oraz archikatedry św. Jana Chrzciciela, której odnowiona fasada niedawno wyłoniła się spod rozbieranych rusztowań. Restaurowana jest brukowa nawierzchnia Starego Miasta. W 2013 r. remont objął posadzkę Rynku. Część z tych przedsięwzięć nie byłaby zrealizowana bez dotacji Unii Europejskiej.
To najbardziej spektakularny remont zabytkowych budynków w Warszawie ostatnich lat. Dwie XIX-wieczne kamienice przy ul. Próżnej 7 i 9 jeszcze niedawno wyglądały jak scenografia filmów grozy: opustoszałe, z zamurowanymi oknami, pozbawionymi tynków elewacjami i kikutami urwanych balkonów. W ciągu 18 miesięcy odzyskały zniszczony w PRL-u bogaty kostium architektoniczny i wystrój najcenniejszych wnętrz oraz przeobraziły się w luksusowy biurowiec Le Palais. To zasługa austriackiego inwestora - firmy Warimpex, a także współpracującego z nim wiedeńsko-warszawskiego biura architektonicznego OP Architekten.
Ten remont był długo oczekiwany. Jego zapowiedzi słuchaliśmy przez kilkanaście lat. Mijały kolejne obiecywane terminy, a przy Próżnej nic się nie działo. W końcu mało kto już wierzył, że kiedyś pojawią się tu ekipy remontowe. A przecież to wyjątkowe miejsce w centrum Warszawy - jedyny zachowany fragment przedwojennej ulicy z obustronnie zachowaną zabudową, który podczas okupacji znalazł się w getcie i przetrwał. Do naszych czasów ocalały tutaj cztery kamienice: dwie z ok. 1880 r. po nieparzystej stronie ulicy (dom nr 9 należał niegdyś do Zalmana Nożyka, fundatora pobliskiej synagogi) i dwie z początku XX w. po parzystej. Po wojnie przejęła je władza, zmieniła w komunalne czynszówki, ale nie remontowała. Eleganckie kamienice zmieniły się w rudery. Jeszcze w latach 80. wszystkim im groziła rozbiórka. Budynki uratował protest społeczników, którego skutkiem było wpisanie tych czterech domów do rejestru zabytków. Nadzieja na remont pojawiła się w 1997 r., gdy kamienicę przy Próżnej 9 kupił amerykański biznesmen i filantrop Ronald S. Lauder. Potem nabył też sąsiednią - nr 7. Zapowiedział urządzenie w obu budynkach biur i apartamentów. Po pewnym czasie zmienił plany - zamierzał adaptować kamienice na luksusowy hotel. W końcu jednak i z tego zrezygnował, a domy w 2003 r. sprzedał firmie Warimpex. Tej też długo zajęło przygotowanie inwestycji (wróciła do biur) i zdobywanie uzgodnień. Wreszcie na początku 2011 r. ogłosiła rozpoczęcie prac. Budynki były gotowe na przełomie 2012 i 2013 r.
Z zabytkowych kamienic Warimpex zachował zewnętrzne mury i przykryte sklepieniami piwnice. Wymienił dachy, stropy, ściany działowe i całą stolarkę. W miejscu wyburzonych tylnych części domów dobudował nowe skrzydło z podziemnym garażem. Dodatkowe powierzchnie użytkowe umieścił na poddaszu "dziewiątki" i na dwóch kondygnacjach ukrytych w odtworzonym mansardowym dachu "siódemki". Największe wrażenie robi przywrócony wystrój elewacji obu kamienic - wykonane z gipsu boniowania, obramienia okien i gzymsy wyglądają tak jak na archiwalnych fotografiach. Zrekonstruowano je z pietyzmem na podstawie starych zdjęć i zachowanych jeszcze na ścianach resztek oryginalnych detali. Według historycznych wzorów odtworzono również balkony, okna, drzwi i witryny lokali na parterze. We wnętrzach zrekonstruowano dwie reprezentacyjne klatki schodowe oraz wystrój malarki i sztukatorski w niektórych pomieszczeniach. Odnowione dwie kamienice przy Próżnej kontrastują teraz z dwiema pozostałymi, należącymi do miasta i wciąż czekającymi na remont.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Nie pamiętam remontu zabytku w Warszawie, który wywołałby tak ostre spory i protesty, jak dobiegająca właśnie końca rewaloryzacja Ogrodu Krasińskich. Założony w XVII w. barokowy ogród przy pałacu Jana Dobrogosta Krasińskiego, w końcu XIX w. przekształcony w park krajobrazowy (wg proj. Franciszka Szaniora), po ostatniej wojnie rozgrodzony i powiększony, przeszedł największą od ponad pół wieku modernizację. Kosztem ok. 15 mln zł przeprowadził ją śródmiejski Zarząd Terenów Publicznych. Projekt przygotowała pracowania Abies Barbary Kraus-Galińskiej. Głównym założeniem zmian było przywrócenie centralnej - historycznej - części parku wyglądu z nadanego jej przez Franciszka Szaniora. Przyłączone po wojnie do ogrodu nowe tereny miały być urządzone współcześnie. Największe kontrowersje wywołało wycięcie ponad 330 drzew, czyli 1/3 całego drzewostanu. Protestujący - wśród nich okoliczni mieszkańcy, miłośnicy przyrody, członkowie ruchów miejskich - nazwali to "rzezią" i "barbarzyństwem", urzędnicy i projektanci tłumaczyli wycinkę tym, że drzewa były chore, rosły za gęsto i zakłócały kompozycję parku. Przedmiotem sporu są też inne wprowadzone zmiany, np. otoczenie parku wysokim ogrodzeniem. Zdaniem urzędników, ma to ograniczyć dewastacje, według wielu okolicznych mieszkańców - wyłącznie utrudni dostęp obecnym użytkownikom ogrodu. Nie wszystkim podoba się wymiana nawierzchni alejek (po zerwaniu wylanego w PRL-u asfaltu zastosowano mieszanki mineralne przypominające drobny żwir). Krytycy nowych nawierzchni twierdzą, że będą w nich grzęzły koła rowerów i dziecięcych wózków. Jazda na rowerze, wprowadzanie psów i zamykanie bram parku na noc to następne sporne tematy. By uniknąć zaostrzenia konfliktu, urzędnicy na razie nie wywiesili przy wejściach tabliczek z zakazami, a bramy ogrodu otwarte są przez całą dobę. Po kilkumiesięcznym okresie próbnym ma być przyjęty ostateczny regulamin parku.
W Ogrodzie Krasińskich zaszły też jednak zmiany, które trudno krytykować. Na uznanie na pewno zasługuje odrestaurowanie barokowej bramy od ul. Bohaterów Getta (dawnych Nalewek), w której odtworzono utracone dawno temu wierzeje i znajdującą się nad nimi ozdobną kratę. Wymieniono cały system wodny, wyremontowano kaskadę, na nowo zbudowano koryto górskiego strumienia łączącego kaskadę ją ze stawem (wcześniej była to betonowa rynna), naturalny wygląd odzyskał również sam staw (poprzednio przypominał betonową misę z wodą). Wzdłuż ścieżek ustawiono stylowe ławki, latarnie naśladujące stare lampy gazowe oraz kosze na śmieci wykonane według dawnego wzoru. Odtworzono plac zabaw z czasów Szaniora i altanę, zbudowano nowoczesny plac zabaw w południowej części parku. Spory fragment ogrodu jest już udostępniony publiczności. Reszta będzie w przyszłym roku. Dokończenie inwestycji przesunięto na wiosnę z powodu podjętych w ostatniej chwili wykopalisk. Archeolodzy szukają w ogrodzie archiwum żydowskiej partii Bund, które - według relacji Marka Edelmana - ukryte zostało w piwnicy domu przy ul. Świętojerskiej 40. Budynku już nie ma, a miejsce po nim znajduje w granicach parku.
Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Zabytki nie znoszą rewolucji, bo te zwykle przynoszą im zniszczenie. W przypadku Muzeum Pałacu w Wilanowie stało się na odwrót. Trwające już dekadę gruntowne zmiany przywracają świetność XVII-wiecznej rezydencji króla Jana III Sobieskiego, zdegradowanej wcześniej przez lata zaniedbań i źle przeprowadzane remonty w czasach PRL-u. We wrześniu zakończył się kolejny etap prac renowacyjnych i konserwatorskich, które od 2003 r. pochłonęły już blisko 60 mln zł, z czego połowa to dotacje Unii Europejskiej, a także krajów spoza UE: Islandii, Lichtensteinu i Norwegii.
W pierwszej kolejności odrestaurowano część wnętrz, m.in. Gabinet Królowej, Gabinet Zwierciadlany i Sypialnię Królowej. Drugi etap przyniósł remont elewacji pałacu, które odzyskały typowe dla baroku żywe barwy. Ścianom nadano kolor dukatowego złota. Zakończony w tym roku trzeci etap prac był największy z dotychczasowych. Za ponad 25 mln zł (w tym 21,5 mln zł unijnej dotacji) na nowo urządzono cztery otaczające pałac ogrody. Usunięto z nich m.in. posadzone po wojnie tuje, które z czasem powykrzywiały jak rogale. Opierając się na archiwalnych dokumentach stworzono kwiatowe partery wzorowane na historycznych. Poddano konserwacji znajdujące się w ogrodach obiekty małej architektury i wyremontowano południową pergolę. Na tym nie koniec. W rejonie pałacu przeprowadzono badania archeologiczne, podczas których znaleziono m.in. grobowiec sprzed 2,5 tys. lat. Przywrócono również blask sześciu salom w apartamentach Jana II Sobieskiego. Zachwyt budzi zwłaszcza odrestaurowany Pokój Chiński. Powołano pracownię 3D i utworzono Wirtualne Muzeum.
Fot. Małgorzata Gendłek / Agencja Gazeta
Ponad rok trwał zakończony w maju remont fasady Zamku Królewskiego od strony Wisły. Objął zewnętrzne elewacje skrzydła gotyckiego i późnobarokowego skrzydła saskiego z charakterystycznymi wielkimi oknami Sali Balowej. Od czasów odbudowy w latach 70. i 80. XX w. te fragmenty Zamku wydawały się płaskie i pozbawione życia, a ich dobrane w trakcie rekonstrukcji kolory miały niewiele wspólnego z oryginałem. Ostatnio zresztą trudno je było rozpoznać, bo ściany i detale architektoniczne pokryła warstwa brudu. W wielu miejscach pojawiły się też zacieki i pęknięcia.
Pierwszy od zakończenia odbudowy gruntowny remont wschodnich elewacji przeprowadziło konsorcjum firm Renova z Warszawy i Ins-Tom z Łodzi. Nareperowano mury i obróbki blacharskie, konserwacji poddano metalowe kraty i balustrady oraz dekoracje z kamienia i wapienno-cementowego narzutu, wśród nich - wieńczące skrzydło saskie oryginalne barokowe rzeźby dłuta Jana Jerzego Plerscha, które po wojnie leżały w kawałkach w gruzach wysadzonego Zamku. Największa jednak zmiana zaszła w kolorach elewacji. Nowe barwy dobrali konserwatorzy Anna Kozłowska i Jacek Czeczot-Gawrak. Sięgnęli do kolorystyki wschodniej fasady Zamku z czasów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ustalili ją poprzez komputerową analizę dawnych obrazów, zwłaszcza płótna Bernarda Bellotta zwanego Canalettem, który namalował widok królewskiej siedziby od strony Wisły.
Innym źródłem informacji o kolorze elewacji były oryginalne pigmenty z XVIII w., odnalezione na ścianie Arkad Kubickiego. Na tej podstawie konserwatorzy zaprojektowali obecną barwę fasady. Jest szaropiaskowa, z lekkim akcentem różu. Po zmroku rozświetla ją nowa iluminacja. Cały remont kosztował 6,4 mln zł, z czego 4,7 mln zł to dotacja z Unii Europejskiej.
Stuletni budynek galerii Zachęta przy pl. Małachowskiego odzyskał dawny kolor fasady. To efekt przeprowadzonego w tym roku remontu tej frontowej elewacji, która przez kilka miesięcy ukryta była w rusztowaniach.
Eklektyczny gmach z monumentalnym portykiem powstał w latach 1899-1903 według projektu Stefana Szyllera dla Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Alegoryczne dekoracje rzeźbiarskie są dziełem Zygmunta Otto. Wielkie sale ekspozycyjne Zachęty ze szklanymi świetlikami były pierwszymi w Warszawie pomieszczeniami wystawowymi w we współczesnym znaczeniu. Przed wojną gromadzono w budynku i prezentowano sztukę raczej tradycyjną, zachowawczą, unikającą eksperymentów. Dziś charakter galerii jest zupełnie inny.
Remont fasady rozpoczął się w czerwcu. Był kolejnym etapem renowacji i modernizacji zabytkowego gmachu. Rok wcześniej skupiono się na wnętrzu: gruntownie wyremontowano sale i korytarze, usprawniono system klimatyzacji, zamontowano platformy, podjazdy, poręcze i windę dla osób niepełnosprawnych, urządzono nową księgarnię. Tegoroczne prace na fasadzie poprzedziły szczegółowe badania. Dyrekcji galerii zależało bowiem na przywróceniu gmachowi oryginalnego wyglądu elewacji w kolorze sprzed stu lat. Konserwatorzy odnaleźli go w pobranych próbkach najstarszej warstwy tynku. Okazało się, że to barwa zbliżona do ecru. - Fasada w nowej odsłonie z pewnością zaskoczy gości galerii nową kolorystyką, która została opracowana na podstawie przeprowadzonych badań stratygraficznych. Umożliwiają one określenie podstawowego budulca, podkładów i pierwotnych kolorów warstw malarskich - powiedziała w sierpniu w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej Monika Popiołek, szefowa działu administracji Zachęty. Poza ścianami odrestaurowane zostały zdobiące fasadę rzeźby, sztukaterie i inne detale architektoniczne. Konserwatorzy przywrócili blask m.in. bogato rzeźbionemu tympanonowi. Remont kosztował blisko 600 tys. zł i w całości sfinansowało go Ministerstwo Kultury. Dyrekcja Zachęty planuje teraz odnowić pozostałe elewacje. Wcześniej jednak musi dokończyć częściowy remont dachu.
Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Remont elewacji XVIII-wiecznej kamienicy Jana Gidelskiego przy ul. Freta 12, sąsiadującej z dominikańskim kościołem św. Jacka, nie ograniczył się do naprawy i odmalowania popękanych do niedawna tynków. Na jej ścianę szczytową powrócił właśnie fresk, który po raz pierwszy ozdobił to miejsce w 1954 r. Ma wymiary 6 x 3 m i przedstawia trójkę murarzy pracujących przy odbudowie warszawskiej Starówki. Malowidło 60 lat temu zaprojektował prof. Bohdan T. Urbanowicz. Przy jego realizacji pracowali ówcześni studenci ASP: Jan Lorens, Irena Wilczyńska, Hieronim Słobodniak i Wojciech Sadley. W latach 70. dekorację kamienicy uproszczono, usuwając postacie dwóch murarzy i rusztowanie. Z fresku na ścianie szczytowej do naszych czasów dotrwały smętne resztki. Malowidło odtworzyła konserwator dzieł sztuki Ewa Moroz. W rozmowie z nami zdradziła, że korzystała z opisów i zdjęć oryginału z 1954 r., analizowała pozostałości starych pigmentów w tynku, ale też sama musiała wykazać się inwencją: - Do postaci murarzy pozował mi sąsiad. Dodałam mu więcej włosów, bo takie bujniejsze fryzury mieli w latach 50. XX w. - zaznaczyła. Tak jak twórcy oryginału, malowała na mokrym tynku, z tą jednak różnicą, że użyła współczesnych farb silikonowych. Odtworzenie fresku było możliwe dzięki wsparciu finansowemu, którego miasto udzieliło wspólnocie mieszkaniowej.
Wyremontowaną kamienicę zdobią też inne malowane dekoracje, np. wizerunek warszawskiej Syreny w medalionie. W podłużnych polach międzyokiennych widać przybory kreślarskie, narzędzia ciesielskie, murarskie i malarskie.
Ostatni zaniedbany pawilon wiaduktu i mostu Poniatowskiego przed lata straszył warszawiaków. Miał ciemne z brudu i popękane ściany, a z jego szczytu odpadały kawałki gzymsu i attyki. Remont wszystkich pawilonów i wież "poniatowszczaka" rozpoczął się w 2004 r. Zarząd Dróg Miejskich stopniowo odrestaurował 13 z nich. Nietknięty pozostał tylko jeden pawilon nad ulicą Kruczkowskiego. ZDM twierdził, że jego stan jest fatalny, dlatego trzeba go rozebrać, a następnie odtworzyć. Na to jednak nie godził się stołeczny konserwator zabytków, argumentując, że pawilon stanowi oryginalny fragment wystroju wiaduktu i mostu Poniatowskiego, zrealizowanego przed pierwszą wojną światową w stylu renesansu polskiego wg projektu wybitnego architekta Stefana Szyllera.
Argumenty drogowców zbiła też ekspertyza inż. Antoniego Korala, specjalisty od konstrukcji budowlanych. Inżynier dowiódł w niej, że obiekt nadaje się do remontu. Spór ZDM-u z konserwatorem ciągnął się latami. W końcu osiągnięto kompromis: z zabytku miało pozostać jak najwięcej oryginalnej substancji. Potem jeszcze ZDM próbował się z tego wycofać i ogłosił konieczność rozebrania rozpadającego się pawilonu, ale konserwator znów powiedział: "nie". Rozpoczęty wiosną 2012 r. remont trwał - z przerwami - prawie dwa lata. Koszt prac z 640 tys. zł wzrósł w tym czasie do 1,5 mln zł. Wykonująca je firma Intop wymieniła tylko najbardziej zniszczone fragmenty ścian, a całość spięła u góry żelbetowym wieńcem. Odgrzybiła mury, naprawiła tynki i schody prowadzące pod wiadukt. Nowe są okna, drzwi, elementy attyki i lampy.
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta
Budynek w Alejach Ujazdowskich 49, mieszczący Okręgową Radę Adwokacką, to jedna z najpiękniejszych klasycystycznych kamienic Warszawy. Powstał w latach 1828-29 dla Jana Kulikiewicza, a projektantem był sam Antonio Corazzi, twórca gmachu Teatru Wielkiego i budynków rządowych przy pl. Bankowym (dziś będących siedzibą Urzędu Wojewódzkiego i Urzędu m.st. Warszawy).
Fasadę kamienicy zdobią wysokie na dwie kondygnacje żłobkowane pilastry, na których wspiera się trójkątny tympanon z wieńcem. W oknach parteru uwagę zwracają hermy - wsporniki o ludzkich głowach. Budek jest własnością miasta i od dawna wymagał remontu. W tym roku wreszcie go przeprowadzono. Konserwatorzy z firmy Mateusz usunęli z kamienicy grubą powłokę brudu. Odnowili fasadę, wymienili stolarkę okienną.
- Okazało się, że te partie sztukaterii w elewacji, które zostały wykonane zaraz po wojnie z zaprawy cementowej, trzymają się nieźle, ale późniejsze uzupełnienia to fuszerka. Rozetki są jak z innej bajki, wole oczka nierówne, partie gzymsów i ścian krzywe - opisywał nam stan domu Dariusz Bojko, właściciel firmy konserwatorskiej Mateusz.
Koszt prac wyceniono na 190 tys. zł.
W czerwcu 2009 r. na czołówkach gazet znalazła się informacja o gwałtownie powiększonych pęknięciach ścian i sklepienia XVII-wiecznej kaplicy bł. Władysława z Gielniowa. Ta niewielka budowla z 1618 r., zwieńczona kopułą z latarnią na szczycie, stoi przy północnej ścianie kościoła akademickiego św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu i skrywa w swoim wnętrzu relikwie bł. Władysława - patrona Warszawy. Gdy z pęknięć na posadzkę spadły kawałki tynku, ksiądz rektor Jacek Siekierski zamknął kaplicę, by nie narażać wiernych na niebezpieczeństwo.
O uszkodzenie zabytku obwiniał z początku wykonawców remontu pobliskiej Trasy W-Z, którzy w sąsiedztwie kościoła operowali ciężkim sprzętem. Ale wezwana na ratunek grupa ekspertów z dr. inż. Zenonem Dudą na czele stwierdziła, że jedną z głównych przyczyn pękania ścian jest wchodząca na mury i fundamenty wilgoć z nieszczelnych rynien i niedziałającego systemu odprowadzającego wody opadowe. Zalecenia ekspertów zostały wykonane: powstał sprawny system odwodnienia kościoła, a kaplica bł. Władysława odzyskała stabilność. Już w zeszłym roku naprawiono pęknięcia w jej wnętrzu, a ks. Siekierski na nowo zezwolił wchodzić do środka.
W 2013 roku przeprowadził generalny remont kaplicy z zewnątrz. Jego projekt przygotowany przez konserwatora Piotra Gałeckiego zrealizowała firma Architraw, zaś wycenione na 433,5 tys. zł prace finansowały miasto i Ministerstwo Kultury. Kaplica otrzymała nowe pokrycie kopuły z miedzianej blachy. Nie do poznania zmieniły się jej elewacje, poprzecinane wcześniej siatką pęknięć. Konserwatorzy spięli klamrami ze stali nierdzewnej najbardziej zniszczone fragmenty murów północnej ściany kaplicy.
- Większość pęknięć była niegroźna. Wynikała ze skurczów zaprawy tynkarskiej położonej na przełomie XIX i XX w. Skuli wtedy z kaplicy oryginalny tynk wapienny i zastąpili wapienno - cementowym, który stworzył skorupę. My go nie skuwaliśmy, tylko powiększyliśmy jego pęknięcia i wypełniliśmy szczeliny elastyczną masą - tłumaczy Piotr Gałecki.
Ściany kaplicy odzyskały historyczny jasnoszary kolor.
- Najwięcej pracy mieliśmy przy kopule, gdzie wymieniliśmy blaszane pokrycie. Poprzednie było naprawiane w czasie wojny, bo we wrześniu 1939 r. w kopułę kaplicy uderzył pocisk - mówi Piotr Gałecki.
Ks. Jacek Siekierski planuje odrestaurować wnętrze kaplicy, ale pilniejszym zadaniem jest dla niego teraz remont północnej ściany kościoła (od Trasy W-Z), na której pojawiło się ostatnio duże pęknięcie. Skarpa w tym miejscu wciąż jest niestabilna, a zabytkowa świątynia powoli z niej zjeżdża.
Figura św. Jana Nepomucena stoi na placu Trzech Krzyży od 1752 r. Wykuty w piaskowcu posąg ufundował marszałek wielki koronny Franciszek Bieliński, który kierował wtedy uporządkowaniem i rozbudową Warszawy.
Pomnik świętego - czeskiego duchownego, męczennika, patrona m.in. spowiedzi, dobrej sławy, tonących i podróżnych - był votum Bielińskiego za pokonanie trudności przy brukowaniu stołecznych ulic. W połowie XIX w. ludność miasta modliła się przed tą figurą do Boga o przerwanie szalejącej wówczas epidemii cholery. Widoczny na postumencie napis informuje, że modły poskutkowały i zaraza minęła. Rzeźba przetrwała wojny i dziejowe zawieruchy. Ostatni raz restaurowana była w 1996 r., ale stojąc w ruchliwym miejscu wciąż okadzana jest spalinami przejeżdżających tuż obok samochodów i autobusów. Szybko pokryła się smolistym nalotem. Miasto zdecydowało o poddaniu jej konserwacji. Jesienią wykonali ją specjaliści z Międzyuczelnianego Instytutu Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki.
Prace przeprowadzili na miejscu, nie rozbierając pomnika. Kamień oczyścili laserem. Jak przekonuje dyrektor instytutu - prof. Andrzej Koss - ta technika jest delikatna i precyzyjna, wcześniej zastosowana m.in. do usunięcia brudnych nalotów wewnątrz renesansowej Kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Za konserwację figury św. Jana Nepomucena miasto zapłaciło 54 tys. zł.
Wszystkie komentarze