- Ten wzrost, i to w środku wakacji, jest niespodziewany. Zwykle prace sezonowe otwierały większe możliwości zatrudnienia. W tym roku jest inaczej - słyszymy w stołecznym urzędzie pracy.
W stworzonym przez Urząd Pracy punkcie pośrednictwa pracy dla uchodźców z Ukrainy od rana ustawiają się kolejki. Czekają w nich głównie kobiety, często dobrze wykształcone, z wysokimi kwalifikacjami. Szukają jakiegokolwiek zatrudnienia. Udało im się uciec przed wojną, teraz chcą zacząć zarabiać.
Bezrobotni mają przyjść za pół roku, a przedsiębiorcy niech zapomną o dotacji, jeśli chcą zatrudnić osobę na staż. Urzędy pracy muszą teraz realizować rządową politykę walki ze skutkami pandemii.
- Przepisy przygotowane są tak, żeby nie dało się z nich skorzystać - uważa Anna, przedsiębiorczyni z Warszawy. W stolicy jest już ponad 70 tys. wniosków.
Warszawski pośredniak zawalony pracą. Już wpływają pierwsze informacje o zwolnieniach grupowych i wnioski o wypłaty świadczeń z tzw. tarczy antykryzysowej. Ratusz do pomocy przy ich obsłudze zamierza skierować pracowników urzędu miasta. - Skutki epidemii na rynku pracy będą bardzo duże - mówi wiceprezydent miasta Michał Olszewski
Połowa ludzi przychodzi do urzędu pracy wcale nie po pracę, bo tej w Warszawie nie brakuje. Im potrzebny jest tylko kwit, że są bezrobotni. Pracują na czarno, ale chcą korzystać z publicznej służby zdrowia, nie płacić alimentów czy innych długów.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.