Aktualności
Do Polski przyjechali z różnych powodów. Do wybuchu wojny w Ukrainie wielu się nie znało. Teraz działają razem, bo łączy ich jedno: są Rosjanami przeciwnymi reżimowi Władimira Putina.
Postaci z bajek, m.in. wilk i zając, minionek, kot, pies, kaczka, pszczoła, pojawiły się na miesięcznicy smoleńskiej na pl. Piłsudskiego. Policjanci uganiali się za przebierańcami, legitymowali ich. Kotu urwali ogon.
Jan Lityński, który utonął, ratując swojego psa 21 lutego w Narwi w rejonie Pułtuska, ostatnie lata życia poświęcił na pisanie. Teraz wydawnictwo "Znak" publikuje jego autobiografię "Ucieczka do wolności". 6 listopada w Nowym Świecie Muzyki odbędzie się premiera książki oraz debata m.in. z udziałem Adama Michnika.
Kiedy osoby w białych skafandrach miały przystąpić do odkażania terenu przy gmachu TVP w Warszawie, podeszło do nich dwóch policjantów. Nie wiedzieli jednak, co zrobić z nieproszonymi gośćmi, więc wezwali posiłki.
Uliczny opozycjonista nie musi płacić 12,5 tys. zł kary na złamanie zakazu zgromadzeń. Sanepid cofnął karę, bo policjanci nieskutecznie doręczyli decyzję.
Dwóch rzeczników policji przekonywało, że policja nie interesuje się przyczepą z napisem "WyPAD2020" krążącą po ulicach Warszawy. Mamy dowody, że w sobotę dwa radiowozy nie opuszczały jej z pola widzenia.
Po Warszawie krążyła w sobotę przyczepa z napisami "WyPAD" i "Przestańcie kraść". Cały czas śledzona przez policyjne auta. W drodze pod dom Jarosława Kaczyńskiego trafili na osiem radiowozów.
Arkadiusz Szczurek zwrócił uwagę, że Jarosław Kaczyński prze do wyborów korespondencyjnych, a nie ma nawet skrzynki na listy. Teraz musi się tłumaczyć z tego policji.
- Najpierw rozpytali sąsiadów. Czy nie sprawiam kłopotów, o której wracam do domu i kto u mnie bywa. Potem zapukali do mnie. Myślę, że to rodzaj rewizyty po tym, jak odwiedziliśmy prezesa PiS - mówi Arkadiusz Szczurek.
Dziennikarze "Wolnych mediów" sprawdzają, czy na posesji Jarosława Kaczyńskiego jest skrzynka na listy. Nagle pojawia się przy nich czterech policjantów.
Czy mieszkańcy namiotowego "Miasteczka Wolności" pod Sejmem nie mają poczucia walki beznadziejnej? - To źle postawione pytanie, bo dopóki w Polsce nie ma rządów prawa, trzeba robić co się da, żeby je przywrócić - mówi Maciej Bajkowski, który przebywa w "Miasteczku" już czwarty rok.
Aktywiści stworzyli przed budynkiem Sejmu ludzki łańcuch, trzymając w dłoniach plakaty z napisem "Konstytucja". Przyszli, aby w nowej kadencji wesprzeć parlamentarzystów opozycji.
Mariusz Błaszczak złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie znieważenia funkcjonariusza publicznego. Chodzi o happening, w którym Lotna Brygada Opozycji wjechała kartonowym czołgiem na pl. Piłsudskiego.
Mężczyzna z drabiną miał zainstalować kamery w każdym pokoju. Pozostali mieli czerwone zasłony, żeby było bardziej intymnie i zegar. Bo pokoje w siedzibie NIK mają być wynajmowane na godziny.
Działacze dawnej opozycji demokratycznej wyszli na ulice Warszawy. Rozdając ulotki z apelem Lecha Wałęsy, zachęcali przechodniów do udziału w wyborach. - Wolność można stracić szybko. A odzyskuje się ją długo. Obywatele muszą się zaangażować - mówił Zbigniew Janas, działacz dawnej opozycji demokratycznej.
Na budynku przy placu Konstytucji 6 odsłonięto tablicę, która przypomina, że w tym miejscu, w dawnej kawiarni Niespodzianka, w 1989 roku ulokował się sztab opozycyjnego Komitetu Obywatelskiego "Solidarność".
Po stłuczce spowodowanej w sobotni wieczór przez funkcjonariusza policji opozycja nie może korzystać z przyczepy. Policjanci zatrzymali dowód rejestracyjny.
W sobotę opozycja uliczna przegłosowała swój manifest i powołała Parlament Obywatelski. - Chodzi o to, żeby opozycja nie miała pustych szuflad i była przygotowana do przejęcia władzy po PiS - mówił Jacek Szymanderski, jeden z uczestników Kongresu Obywatelskich Ruchów Demokratycznych.
Copyright © Agora SA