"Miła pani ofiarowała nam jajeczko, pan doktor połączył je z nasionkiem tatusia i włożył mamie do brzuszka". Taka historia nikogo nie może skrzywdzić, a jednocześnie jest prawdą na miarę trzylatka. Potem ta historia rośnie wraz z dzieckiem.
Znajoma w poście napisała, że dawstwo jest wbrew naturze, inżynieria społeczna. Mam mnóstwo koleżanek, które zachodziły w ciążę bez problemu. I niestety potwierdza się, że syty głodnego nie zrozumie. Nic dziwnego, że wiele par ukrywa, że skorzystało z dawstwa nasienia czy komórek jajowych.
Jeśli już kobieta przyzna się do problemu niepłodności, najczęściej słyszy: "Nic się nie martw, pojedziecie na wakacje, wyluzujecie i wtedy się uda". Szlag człowieka trafia, wysłuchując takich rad po siedmiu latach starań.
Szacuje się, że w Warszawie problem niepłodności dotyczy nawet kilkudziesięciu tysięcy par. Dzięki wspieranemu przez samorząd programowi in vitro w stolicy urodziło się już 1,5 tys. dzieci.
Rząd usunął leczenie niepłodności z listy celów Narodowego Programu Zdrowia na najbliższe lata. - Mamy obawy, że samorząd nie będzie mógł kontynuować programu in vitro - słyszymy w warszawskim ratuszu.
Informacje o narodzinach pierwszych maluchów przekazał zespół Kliniki INVICTA, jednego z realizatorów stołecznej kampanii.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.