Aktualności
Wzrok młodego Skoniecznego padł na świeże ślady stóp, pozostałe na piasku nadbrzeżnym. Były to stopy kilku osób. Tknięty złem przeczuciem Skonieczny poszedł za śladami. Nieopodal krypy, na brzegu, znalazł porzucone "sadze" bez ryb, a jeszcze dalej, pod starą łodzią, zwłoki ojca.
W tej idyllicznej okolicy ukazuje się niekiedy "przeor" satanistów, osobnik w ciemnych okularach, chadzający w habicie zakonnym. Doktor Bruze miał oczywiście niesamowite spojrzenie, dzięki któremu uwiódł zwolnioną z pracy urzędniczkę i zrobił z niej medjum inkarnacyjne, przez które manifestowały się - oczywiście w chwilach ekstazy - "istoty doskonałe" ze świata zmarłych.
Tego właśnie pragnęła publika: narkotyków, seksu i przemocy. Na fali popularności tematu zaczęto obwiniać o satanizm i zbrodnie wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób interesowali się okultyzmem.
Jednak tym razem to nie Żydzi mieli być winni samobójczego strzału. Warszawska prasa uznała, że w stolicy grasuje satanistyczna sekta, kierowana przez tajemniczego doktora Bruze, przymuszająca niewinne ofiary do samobójstw siłą hipnozy.
Jego widok wstrząsnął wszystkimi obecnymi: był to nagi szkielet człowieka. Na twarzy nie znać było, że płynie w nim choćby kropla krwi. Cały pokryty był wrzodami. Nie odezwał się ani słowem, tylko wydał ryk, od którego człowiekowi o słabych nerwach przechodzi mrowie po ciele. Mężczyzna czterdziestodwuletni wyglądał jak starzec.
Najbogatszy warszawski jubiler w chwili schwytania przez policję był wycieńczony głodem i zmieniony nie do poznania. Osiwiał i wychudł straszliwie, a wygasłe oczy przypominały wygląd narkomana, pozbawionego dawki trucizny. Miał przy sobie 3 złote i 20 groszy.
Otóż dom przy Solec 71 od dawna spływał krwią, co ponoć zawsze łączyło się z niezdrowymi miłosnymi afektami. Wszystko zaczęło się od tajemniczej Patulskiej: była to kobieta lekkiego prowadzenia się, choć potwornie brzydka.
Po kilku latach młody, zdolny człowiek z dyplomem lekarskim stał się zwykłym włóczęgą bez jutra i trafił do warszawskiego przytułku. Jak do tego doszło?
Dziennikarz gazety "Dzień Dobry" opisywał świadków narkomanów z wyraźną odrazą: Jakieś szmaty ludzkie o niezdrowej cerze i zgorączkowanych oczach, kłęby nerwów, ruina i nieszczęście wyzierające z każdego ruchu i spojrzenia.
Drzwi wyważono, a przybyłym ukazał się dramatyczny widok: mąż leżał w kałuży krwi na otomanie, a żona, szlochając i bezładnie coś opowiadając, całowała go po zimnych rękach.
Kiedy panie domagały się zabranych kosztowności, piękny Tadeusz ze słodkiego żigolo przeistaczał się w wyrachowanego szantażystę, który groził, że o wszystkim doniesie mężowi.
Major, któremu za zabójstwo pod wpływem silnego wzburzenia groziło do dziesięciu lat więzienia, został - ze względu na zasługi bojowe - skazany na zaledwie dwa lata, ale i to zrobiło na nim tak piorunujące wrażenie, że stracił przytomność.
Z listu podpisanego przez Baldwyn Cross Company: "Docieramy wszędzie i szantażujemy wszystkich, we wszystkich krajach Europy i w Ameryce. Biada temu, co się nam narazi. Jeżeli Szanowny Pan popełni to głupstwo i nie zadośćuczyni naszemu żądaniu, to wykorzystaj życie, ile tylko zdołasz, albowiem dni twoje będą policzone".
W dzień spokojny i pobożny, wieczorem znikał z domu i zmieniał się nie do poznania. Okazało się, że już od czasów młodzieńczych prowadził podwójne, a nawet potrójne życie.
Kolekcja Krasińskich należała do najcenniejszych zbiorów prywatnych w Polsce. Były tam rękopisy, inkunabuły, ryciny, mapy, znakomita zbrojownia, galeria obrazów i rzeźby, skarbiec pełen drogocennych przedmiotów. Oraz strzelba od Napoleona. I na ten zbiór rękę podniósł pewien włamywacz-linoskoczek. Co wyniósł? Na czyje zlecenie działał? Czy złodzieje zostali schwytani?
Przy obcych zachowywał się serdecznie, w domu robił dzikie awantury i ciskał talerzami. Potrafił wywlec żonę z łóżka do kuchni i tam katować, krzycząc: "Ja cię zabiję, twoje życie jest w mojem ręku!". Żonę oszczędził. Kto padł ofiarą Likiernika?
Zabieg zmniejszania piersi Aleksandry Ufnowskiej trwał nie godzinę czy dwie, ale siedem. Było to tak wyczerpujące - nie tylko dla pacjentki, która kilkakrotnie dostała torsji, ale i dla lekarzy - że doktor Rostkowska zemdlała, a Hellin nie był w stanie wykonać kolejnego zastrzyku. Pacjentka umarła potem w męczarniach.
Nocny stróż słyszy głośne łupnięcie - biegnie, znajduje dużą paczkę, przerzuconą przez ogrodzenie od strony pobliskiego bazaru, słynnego Kercelaka. Po odwinięciu papieru okazuje się, że w środku jest odrąbana ludzka noga.
Copyright © Agora SA