Nie pozwolimy, by zabierano ulice tak wyjątkowym postaciom, jak gen. Fieldorf "Nil" w Żyrardowie czy Szendzielarza "Łupaszki" w Białymstoku - mówił Patryk Jaki, europoseł PiS. - Nie pozwolimy rekomunizować przestrzeni publicznej - wtórował mu poseł Janusz Kowalski
Setki osób przyszły w sobotę na manifestację pod hasłem "Warszawa przeciw przemocy. Solidarni z Białymstokiem". Na pl. Defilad przemawiało kilkanaście osób: aktywiści i politycy, m. in. wiceprezydent Warszawy Paweł Rabiej, Paulina Piechna-Więckiewicz z Wiosny Biedronia i Anastazja Stasiewicz z Tęczowego Białegostoku.
"To przykre, że kiedyś walczyliśmy z nienawiścią, a teraz w wolnej Polsce walczymy o to, aby nie stała się Ona nienawistna" - czytamy w oświadczeniu Związku Powstańców Warszawskich i Fundacji Pamięci o Bohaterach Powstania Warszawskiego, wydanym po wydarzeniach w Białymstoku.
Pewnie w większości przyjdą dawno przekonani, ale może nie tylko. Może po Białymstoku do manifestacji dołączą też ludzie, którzy do tej pory uważali, że prawa LGBT to jakaś tam nisza, a nie po prostu wspólna ludzka sprawa. Białystok - tak mi się wydaje - mógł być wstrząsem.
Oni chcą zawłaszczyć całą symbolikę narodową. Problemem nie jest to, że grupy neofaszystowskie próbują przejąć dzień 1 sierpnia, ale słaba reakcja instytucji państwowych i reszty społeczeństwa.
"Jebać pedałów" to nie jest dobre hasło, bo jak pedał, to przecież lubi. Chodzą nadzy, machają instrumentami, wszystko gołe, jak zwierzęta. 40 proc. gejów to pedofile. O tym nikt nie powie, bo nie wolno. Reporter "Wyborczej" porozmawiał z mieszkańcami Białegostoku po Marszu Równości.
Na Marsz Równości do Białegostoku wybrało się wielu warszawiaków. Dlaczego tam pojechali, co zobaczyli i co myślą o kolejnym marszu szykowanym w Białymstoku przez partie lewicowe?
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.