„Życie jest zabawne, kiedy się tylko przestać nad nim zastanawiać - Kurt Vonnegut” - napisał ktoś na szczycie kamienicy. Sentencja zdobi wejście na wspólne podwórko budynków przy ul. Strzeleckiej 2, 4 i 6 na Pradze-Północ. Idąc, lepiej za dużo o niej nie myśleć, bo przez nieuwagę łatwo wpaść w błoto. Podwórko o rozmiarach skweru niemal po ściany kamienic wypełnione jest kałużami przypominającymi rozlewiska. Dolina pięciu stawów - mawiają mieszkańcy. I uśmiechają się cierpko.
O podwórku zrobiło się w Warszawie głośno w zeszłym roku. Wylądował na nim wielki pluszowy jamnik. To pomysł artystki i aktywistki Izy Rutkowskiej.
Jamnik został strażnikiem podwórka i zachęcał okoliczne dzieci do zabawy: wdrapywania, czołgania, zsuwania się jak ze zjeżdżalni. - Jamnik był z nami przez kilka dni. Zapytałam o niego w urzędzie w tym roku. Zepsuł się, usłyszałam - mówi Kasia Czerwińska, mieszkanka kamienicy przy Strzeleckiej. - No skoro jest strażnikiem, skoro został uszyty z bardzo dobrego, nieprzemakalnego materiału i kosztował bardzo dużo pieniędzy, to niech go, do cholery, postawią na tym podwórku i niech sobie ludzie na nim siedzą.
Gabaryty zalegają, szczury latają
Kasia Czerwińska na podwórko wystawia stół kuchenny i cztery krzesła. Kładzie obrus, bierze z domu kubek z herbatą. Ławki na podwórku nie ma, a w domu nie chce siedzieć. Zaprasza do stołu. Dosiada się jeszcze sąsiadka Grażyna Kozłowska, która akurat wraca z pracy. - Czego my możemy się spodziewać po miejskim programie rewitalizacji? - wzrusza ramionami Grażyna. - My już na nic nie liczymy. U nas nie ma nawet kawałka ławki, nie ma chodnika, żeby bezpiecznie przejść do sklepu, ani drogi dojazdowej. Mieszka tu dużo starszych ludzi, nawet jedna stulatka. Gdzie ona ma wyjść, żeby chwilę chociaż na zewnątrz posiedzieć? Do parku nie dojdzie.
W tle w błocie pośrodku podwórka ryje ciężarówka. W kamienicy obok, przy ul. Strzeleckiej 8, która ma prywatnego właściciela, trwa remont. W mocnym słońcu biel jej elewacji aż kłuje w oczy i mocno odróżnia się od swoich odrapanych i szarych sąsiadek.
- Jedyne, co się tu zmieniło, to dzięki determinacji jednego urzędnika postawiono znak: zakaz wjazdu powyżej 3,5 tony, który i tak nie jest przestrzegany, a policja przyjeżdża i mówi, że może co najwyżej mandat wlepić - wtrąca Kasia. I wodzi wzrokiem po podwórku: - Teraz kałuże trochę wyschły, ale jak jest susza, to znowu wieje jak na pustyni, tumany kurzu się unoszą. A jak woda stoi, to gnije, śmierdzi, zapach jak z bagna.
- Do tego dochodzą śmieci. Na takich podwórkach nie ma altanek śmietnikowych, wszystko stoi na wierzchu - dodaje Grażyna. - Gabaryty zalegają po kilka miesięcy, bo nikt się nimi nie interesuje. Tylko szczury i karaluchy latają. Żeby drzewo przycięli, trzeba się upominać - mówi.
Podwórko między kamienicami do teren miejski. Jak mówi Kasia, dzielnica zaproponowała nawet okolicznym wspólnotom jego wydzierżawienie. - W Zakładzie Gospodarowania Nieruchomościami od razu nam powiedzieli, że pierwsze, co musimy zrobić po wydzierżawieniu, to wybudować drogę dojazdową do budynków - ciągnie Kasia. - Ja na to: wy nie zrobicie drogi, a my mamy zrobić? No tak, bo my nie mamy na to pieniędzy, usłyszałam. A wspólnota za co utrzyma podwórko?
Grażyna: - Lepiej, jakby sprzedali ten teren. Jakaś Biedronka zrobi chociaż porządny parking i może jakąś ławkę postawi. Każdy normalny mieszkaniec by powiedział: tylko nie supermarket, ja chcę mieć podwórko. A ja mieszkam tu 10 lat i chcę, by cokolwiek się tu zadziało, choćby teren wyrównali.
Zakochana w klimacie z „Rezerwatu”
Ulica Strzelecka znajduje się na obszarze Nowej Pragi, na północny wschód od Dworca Wileńskiego. To teren objęty Zintegrowanym Programem Rewitalizacji na lata 2015-2022, na który ma pójść blisko 1,5 mld zł. W najbliższej okolicy Strzeleckiej powstanie lokalne centrum kultury w wyremontowanym Pałacyku Konopackiego, zmodernizowana zostanie ul. Środkowa, odnowiony będzie drewniak znajdujący się na tej ulicy pod numerem dziewiątym, w którym działa ognisko „Dziadka” Lisieckiego, gruntowne remonty przejdzie kilka miejskich kamienic.
Grażyna Kozłowska mieszka tu od 2007 r. Kupiła mieszkanie za kredyt we frankach. - Wchodził wtedy do kin film „Rezerwat” i ja się zakochałam w tym klimacie. No i było taniej - mówi. - Tu są tacy bardziej honorni ludzie. Jak mają coś ukraść, to tylko obcemu. Ale mnie nigdy nic złego nie spotkało, choć nieraz po nocy do domu wracałam. Zła sława Pragi to tylko fama. Ta czołówka alkoholików sprzed 40 lat to dziś starzy ludzie, połowa mieszkańców jest już blisko emerytury.
Na Pradze dla dzieci to jest tak: dla chłopaków monopolowy, a dla dziewczyn solarium i monopolowy.
Kasia mieszka przy Strzeleckiej dwa razy dłużej, okolicę zna od dzieciństwa. Wprowadziła się do babci, a po jej śmierci została tu z mężem. Urodziła czworo dzieci. Za chwilę zaczyna swoją pierwszą od 15 lat stałą pracę. - Otwieram z koleżanką kawiarnię rodzinną. Ale na Bemowie, nie na Pradze. Tutaj ludzie wychodzą z założenia, że im się należy. Po co płacić za kawę, za zajęcia dla dzieci, jak im je może zrobić stowarzyszenie czy fundacja - mówi. - Wcześniej różne rzeczy robiłam, głównie darłam mordę na Pradze, żeby cokolwiek od urzędników wyciągnąć dla dzieci. Mąż mówi, że jestem sołtysową Pragi.
- Bo na Pradze dla dzieci to jest tak: dla chłopaków monopolowy, a dla dziewczyn solarium i monopolowy. Mówię zupełnie poważnie - ciągnie Grażyna. - Ostatnio jest jeszcze superrozrywka: Veturilo. Tylko tu się rowerów nie wypożycza, dzieciaki wiedzą, jak je wypiąć z zamków.
Kasia: - Ale to z braku zajęcia. Mój starszy syn lubi jeździć na desce i rolkach, ale tutaj nie ma gdzie. Złożyliśmy wniosek, żeby zrobić rampę, żeby dzieciaki miały coś dla siebie i nie musiały po bramach siedzieć. W Śródmieściu mają takie rzeczy, a w czym te nasze dzieci są gorsze? My też płacimy tu podatki. A to jest młode pokolenie. Jeśli oni się czymś sensownym nie zajmą, a wyciąganie roweru z zamka to jest dla nich nic, to co będzie później? Kolejni, którzy pójdą do MOPS-u, wyciągną rękę i powiedzą: daj.
Głowa płaska od uderzania w mur
Cztery lata temu Kasia skrzyknęła sąsiadów z podwórka. Wzięli łopaty, pędzle, farby i wspólnie zrobili plac zabaw. Wysypali piasek.
Znalazł się nawet radny, który sfinansował ogrodzenie placu (żeby w piasku nie walały się potłuczone butelki) i kawałek chodnika. Po jego drugiej stronie mieszkańcy zasadzili kwiaty. Kilka osób pracujących w zarządzie wspólnoty część swojego wynagrodzenia oddaje na sadzonki. Teraz schodzą się tu ludzie z całego osiedla, bo w całej okolicy jest tylko jeden plac zabaw - na skwerze Żurowskiego, poza tym ogródek jordanowski i „orlik”. - Udało się załatwić starą huśtawkę, trochę zabawek ludzie znieśli z domu. Dzieci same malowały, jaką frajdę miały - opowiada Kasia. - Nawet urzędnicy przyjechali i pomogli. Zresztą niejeden z nich się fotografował na tle tego placu zabaw. Że oddolna inicjatywa, że tu się da. Zdjęcia wyblakły i nic więcej się nie zmieniło.
Kasia podnosi się z krzesła i podchodzi do ściany kamienicy. Pokazuje rządek słupków. - Stary zsyp węglowy - wyjaśnia. - Na spotkaniu z burmistrzem mówimy, że to się zawala, że trzeba to zrobić. Pan burmistrz się oburzył, że w XXI w. jest dziura przy budynku, zlecił to zrobić. Przyjechali panowie, pomierzyli, słupki rozstawili, żeby nikt nie wpadł. I tak nam dziurę załatali.
Grażyna: - Kasia jest społecznikiem, ale odkąd się znamy, to ja widzę, że ona ma coraz bardziej płaską głowę. Bo ciągle w mur uderza. Przyjdzie poseł, posłanka, cyknie zdjęcie na tle ruiny, a potem idzie do domu, a tu zostają śmietnik i kałuża.
Kasia: - Powstał projekt zagospodarowania podwórka, do dziś niezrealizowany. Nie udało się znaleźć pieniędzy. Co jakiś czas przychodzi tylko pani szkolona, żeby ankiety zebrać i się konsultować. Ile można się konsultować? Żeby jeszcze wnioski z tych konsultacji były brane pod uwagę. Ale gdzie one są?
Grażyna: - Może wnioskiem jest projekt deptaka?
My tu nie przyjedziemy na rowerku
Dziś jeszcze nie wiadomo, jak będzie wyglądać ul. Środkowa za kilka lat. Konkurs na jej koncepcję ma być rozstrzygnięty w połowie września. Niektórzy oczekują, że ulica zmieni się w woonerf, czyli podwórzec. Uspokojenie ruchu na takiej ulicy wymuszają przeszkody: drzewa, ławki, a nawet małe place zabaw na środku jezdni. To rozwiązanie po raz pierwszy zastosowano w latach 60. w miastach Holandii.
Inwestycja na Pradze ma kosztować 3,5 mln zł.
- Gdzie ci ludzie będą tam dreptać, jak tam wszyscy w bramach stoją? - zastanawia się Grażyna. - Na ul. Środkowej jest mnóstwo pustych lokali użytkowych, w których nikt nie chce robić biznesu. Nie ma kawiarni, bo tu nikt w knajpie kawy nie kupi. Na Środkowej jest pustynia.
Kasia: - Niech robią ten woonerf, niech robią ścieżki rowerowe, deptak. Tylko niech nie zapomną, że rewitalizacja nie polega na robieniu samej ulicy. My nie przyjedziemy tu na rowerku z koszyczkiem, żeby przejść się w jedną i drugą stronę i porobić sobie zdjęcia. My tu mieszkamy. Ja chcę, wchodząc na podwórko z pięknie odnowionej ulicy, żeby na tym podwórku nie uderzył mnie świat, w którym wszystko się rozpada. Jak w scenografii do westernu: z zewnątrz ładnie, a w środku jakbym w twarz dostała.
Grażyna: - No bo czy to jest normalne, że się wynosi z domu stół i krzesła, żeby mieć gdzie przysiąść na podwórku?
Bo po co chodzi do parku/skweru/placu zabaw oddalonego o 200/500/1000 metrów skoro mozna wynieść z mieszkania stolik i krzesła by rozsiąść się z kawą/herbatą/innym napojem i narzekać jakie to podwórko jest brzydkie.
te dzieciaki z Pragi, wiedzą jak wypiąć rower z vertulio bez użycia aplikacji i złotówki ale żeby się znaleźć w 10 minut w śródmieściu gdzie można pojeździć na deskę to już nie potrafią wsiąść do tramwaju? za to pewnie potrafią usiąść na murku i pojęczeć dziennikarce jak tu jest paskudnie a na śródmieściu "to majo" a tutaj u nas nic nie zrobią... robią? na pewno będzie do d... a po za tym sąsiadka jest stara i ona tam nie pójdzie...
jprdl*!@
Co złego w stoliku?
PRZECZYTAJ MOŻE ARTYKUŁ BYSTRZAKU