Ta renesansowo-wczesnobarokowa budowla, zwieńczona imponującą attyką grzebieniową swój ostateczny kształt uzyskała w 1643 r. gdy jej właścicielem był burmistrz Stanisław Falkiewicz. Attyka ozdobiona jest świętymi figurami - Matka Boska w otoczeniu św. Stanisława biskupa i św. Elżbiety. Chociaż kamienica spłonęła w 1944 r. to sama fasada przetrwała w całości. Jedynie figury z attyki uległy zniszczeniu.
W 1947 r. fasada została zabezpieczona przez zamurowanie okien. Do odbudowy przystąpiono w 1952 r. zgodnie z projektem Stanisława Żaryna i Tadeusza Makarskiego. Dodajmy, że Żaryn pracujący w wydziale architektury zabytkowej Biura Odbudowy Stolicy pod kierunkiem Jana Zachwatowicza należy do najbardziej zasłużonych architektów przy odbudowie Starego Miasta. Odbudowane kamienice wokół rynku oddano w lipcu 1953 r. Zwróćmy uwagę na attykę kamienicy. Rekonstrukcja mocno uszkodzonych figur świętych na fasadzie była podczas odbudowy Starego i Nowego Miasta czymś rzadkim. Ikonografię odbudowywanych kamienic masowo zeświecczano. W tym przypadku tak się nie stało być może dlatego, że już przed wojną historycy sztuki uznali attykę kamienicy Falkiewiczowskiej za jedną z cenniejszych tego rodzaju zabytków z XVII wieku w Polsce.
W trakcie przeprowadzonego obecnie remontu wyraźnie zmienił się kolor elewacji. Był do niedawna jasnoszary. A teraz jest o kilka tonów ciemniejszy.
Najedź kursorem na zdjęcie, by zobaczyć detale
Kamienica ta należąca w połowie XV wieku do rzeźnika Macieja Marnota uległa gruntownej przebudowie za czasów panowania Jana III. Dokonał tego ówczesny właściciel budynku, szafarz królewski Piotr Korycki. Z tego też czasu pochodzi charakterystyczna dla dawnej Warszawy latarnia - czyli nadbudówka z oknem oświetlającym wnętrze klatki schodowej. W trakcie wielkiej akcji malowania fasad kamienic wokół rynku w 1928 kamienicę Kazubowską ozdobił malarz Wacław Górowski. Była to część większej akcji dekorowania polichromiami i sgraffitami fasad wokół Rynku Starego Miasta z okazji 10. rocznicy niepodległości Polski. Uczestniczyła w tym grupa artystów. Większość ich dzieł uległa zniszczeniu w czasie wojny razem z kamienicami, niektóre jednak zachowały się, ale na początku lat 50. poza nielicznymi przypadkami (polichromie Zofii Stryjeńskiej na kamienicy "Pod Lwem") zniknęły pod nowymi tynkami i dekoracjami. W 1944 r. kamienica uległa większym zniszczeniom od dwóch sąsiednich domów. Za zachowaną mocno spękaną fasadą ziała pustka. Przed podjęciem odbudowy elewację zabezpieczono przez zamurowanie okien. Do odbudowy przystąpiono w 1950 r. zgodnie z projektem Stanisława Żaryna. Niestety groźne odchylenie od pionu spękanych ścian sprawiło, że zachowaną elewację trzeba było rozebrać i odbudować od podstaw. Przy okazji wprowadzone zostały nieznaczne zmiany w strefie przyziemia. Kamienica otrzymała też całkiem nową dekorację sgraffitową. Jest dziełem Witolda Millera 1953 r. Według "Katalogu zabytków sztuki w Polsce", te umieszczone nad i pod oknami dekoracje przedstawiają atrybuty różnych rzemiosł. Jeśli to prawda, to kompozycja luf armatnich i kul zapewne symbolizuje ludwisarstwo, pistolety rusznikarstwo, zaś obraz żaglowca na spienionych falach szkutnictwo. Choć akurat to ostatnie rzemiosło nie było jakąś specjalnością Warszawy.
W trakcie zakończonego właśnie remontu fasada wyraźnie pociemniała. Była różowa, teraz ma kolor zbliżony do barwy długo wypalonej cegły.
Najedź kursorem na zdjęcie, by zobaczyć detale
Jest bez wątpienia najlepiej dziś zachowaną spośród mieszczańskich kamienic Starej Warszawy powstałych jeszcze przed szwedzkim potopem w XVII w. W miejscu starszego budynku zbudował ja od podstaw w latach 1629-1633 Wojciech Baryczka. Rodzina Baryczków była najbogatszą wówczas rodziną mieszczańską Warszawy. Przybyła ponoć z Węgier. Wojciech Baryczka za męstwo okazane w bitwie pod Kircholmem został sekretarzem, szafarzem kuchennym, a następnie stajennym królów Zygmunta III Wazy i Władysława IV. Opowiada o tym łaciński napis na tablicy umieszczonej na froncie kamienicy "na przyjaciół i potomności użytek". Dom ma renesansową attykę i takiż portal z gmerkiem Baryczków w kartuszu.
Dom wieńczy attyka grzebieniowa. Wszystkie te elementy architektoniczne z jednej strony nawiązują do sztuki włoskiego renesansu i manieryzmu, z drugiej mają w sobie jakiś czar polskiego prowincjonalizmu. Attyka swój ostateczny kształt uzyskała w 1643 r. gdy właścicielem kamienicy był już nie Baryczka lecz burmistrz Stanisław Falkiewicz. Ozdobiły ją święte figury (Matka Boska w otoczeniu św. Stanisława biskupa i św. Elżbiety).
W trakcie właśnie zakończonej renowacji radykalnie zmieniła się kolorystyka elewacji. Z jaskrawej, nieco "plastikowej" zieleni, którą uzyskała w trakcie remontu pierzei Rynku Starego Miasta w 1987 r. na bardziej stonowaną barwę oliwkową.
Najedź kursorem na zdjęcie, by zobaczyć detale
Łatwo odróżnić ten dom dzięki charakterystycznej attyce w formie łuku nadwieszonego nad stromym dachem. Budynek bez wątpienia należy do tych, które nadają zabudowie Rynku Starego Miasta niepowtarzalne piękno. Murowany dom stał tu już w 1449 r. W XVII wieku otrzymał nowożytny kształt elewacji zwieńczonej attyką. Gdy kamienice przebudowywano w 1788 r. manierystyczna attyka została usunięta, a jej miejsce zajęła nowa w formie łuku. W 1928 r. gdy kamienice wokół rynku wymalowano na nowo fasadę kamienicy Kleinpoldowskiej ozdobiła Zofia Stryjeńska. Były to malowidła geometryczne i o tematyce roślinnej. Kilka lat późnij w 1938 roku architekt Jan Zachwatowicz wraz z konstruktorem Stanisławem Hemplem dokonali gruntownej renowacji budynku. To dzięki niej wraz z sąsiednią kamienica Baryczkowską budynek w stosunkowo niezłym stanie przetrwał zagładę Starego Miasta w 1944 r. Do odbudowy przystąpiono już w 1950 r. zgodnie z planami Stanisława Żaryna i Józefa Zenckiewicza.
W trakcie ostatniego remontu konserwatorzy odnaleźli na fasadzie fragmenty przedwojennej polichromii Zofii Stryjeńskiej. Proponowali je przywrócić. Remont miał jednak inny cel: nadanie pierzei wyglądu z lat 50. W rezultacie władze muzeum i służby konserwatorskie nie zgodziły się na odtworzenie dekoracji sprzed wojny.
To bez wątpienia najpiękniejsza spośród wszystkich fasad staromiejskich. Zachwyca wspaniały portal oraz głowa Murzynka symbolizująca dalekie kraje i zamorskie kontakty handlowe właściciela. Stworzenie tak wspaniałej elewacji musiało kosztować krocie. Mógł na nią sobie pozwolić przed katastrofą Potopu Szwedzkiego zamożny kupiec warszawski Jakub Gianotti, importer win, serwitor królewski, burmistrz i dworzanin. Jego inicjały "I.G." widnieją w manierystycznym portalu, a towarzyszą im uskrzydlone głowy aniołków. Wyzłocone i o oczach jakby zmąconych winem. Choć kamienica ta istniała już w XV wieku to piękną fasadę otrzymała dopiero w drugiej ćwierci XVII stulecia. Od 1613 należała do snycerza królewskiego Jana Kluga. W 1622 r. budynek na jego zlecenie przekształcił budowniczy królewski Gerard (Erhard) Kleinfoldt. Budowa nie została dokończona i w 1627 r. budynek przejął Gianotti. To on dokończył realizacje, a kamienice zwieńczyła niestety nie istniejąca już attyka grzebieniowa jakże charakterystyczna dla manierystycznej architektury na ziemiach Korony Królestwa Polskiego. W 1922 budynek stał się własnością Towarzystwa Dziennikarzy i Literatów Polskich. Wtedy też w roku 1928 Marian Malicki dokonał rekonstrukcji sgraffitowej dekoracji fasady. W roku 1938 kamienicę kupiły władze Warszawy z przeznaczeniem na Muzeum Dawnej Warszawy (wraz z kamienicami sąsiednimi nr 32 i 34). W tym samym roku prace remontowe i konserwatorskie podjął tu Jana Zachwatowicz, przy współpracy z konstruktorem Stanisławem Hemplem. Założono wtedy m.in. ogniotrwałe stropy osłaniające belki pierwotnego stropu. Nowa konstrukcja sprawiła, ze mury budynku ocalały w trakcie pożaru w 1944 r. Największych uszkodzeń doznały dachy i charakterystyczna latarnia - czyli nadbudowane "pięterko" z oknem oświetlającym duszę klatki schodowej. Prace przy odbudowie rozpoczęto jeszcze przed 1928 r. Prowadził je architekt Stanisław Żaryn przewracając formy sprzed zniszczenia w 1944 r.
Kamienica "Pod Murzynkiem" ma najbogatszy wystrój fasady ze wszystkich domów w tej pierzei. Niemal całą elewację przykrywa wielkie czarno-żółte sgraffito o motywach geometrycznych (jest rekonstrukcją dekoracji z XVII w.). Ekipa firmy Monument Service remontująca fasadę musiała je częściowo odtworzyć, ponieważ tynk miejscami się rozsypywał.
Najedź kursorem na zdjęcie, by zobaczyć detale
Dom ten ma kilka nazw, ale najbardziej przytknęła do niego nazwa kamienicy Talentich. Murowany, gotycki budynek już w XV wieku należał do Andrzeja Edlingera. Gdy w 1446 r. właściciel sprzedawał budynek malarzowi Piotrowi dom był całkowicie gotowy i miał też sklepione piwnice. Już po katastrofie szwedzkiego potopu w 1659 kamienicę kupił sekretarz króla Jana Kazimierza Piotr Talenti i przystąpił do przebudowy. To z tego czasu pochodzi obecna, nowożytna, włoska w wyrazie elewacja. Ozdobą kamienicy jest efektowny, barokowy portal z rozciętym naczółkiem i dekoracyjnym kartuszem z datą AD 1663 i inicjałami właściciela. Litery PT (Piotr Talenti) są niejako schowane pod głęboko wyrytym skrótem łacińskim LJC - czyli Laudetur Jesus Christus. To kolejny przykład napisu o treści sakralnej, który nie został usunięty z dekoracji Starego Miasta w czasie powojennej odbudowy. Inna rzecz, że wtedy jak i dziś mało kto rozumiał jego znaczenie. W tym samym czasie co portal powstały obite blachą drzwi i umieszczona nad nimi ozdobna krata.
W pierwszej połowie XVIII w. właścicielem kamienicy był Maciej Kurowski, który zrezygnował ze swojego szlachectwa żeby zostać kupcem. Handlował winami. Budynek spłonął w 1944 r. Jednak na zdjęciach wykonanych w 1945 r. widać że elewacja frontowa ocalała po sam gzyms. Runęła wraz z fasadą sąsiedniego domu pod nr 40, gdy w 1946 BOS podjął decyzję o jej rozebraniu do wysokości gzymsu nad oknami pierwszego piętra. Na szczęcie ocalała wtedy kamieniarka portalu. Do odbudowy zabytku przystąpiono w 1952 r. Elewacje gotowe były wraz ze wszystkimi pierzejami rynkowymi w lipcu 1953 r. Prace wewnątrz trwały jednak do roku 1957. Projekt był dziełem architekta Stanisława Żaryna, który przywrócił dawny kształt elewacji.
Przed remontem fasada kamienicy miała trudny do określenia kolor brudnej beżowej ścierki i liczne spękania. Teraz jest szaro-błękitna. Poza portalem uwagę zwracają obramienia okien ze złoconymi obwódkami.
Najedź kursorem na zdjęcie, by zobaczyć detale
Pełna uroku polichromia Jana Zamoyskiego zdobi fasadę kamienicy Gagatkiewicza. Murowaną kamienicą budynek był już u schyłku XV w, a w epoce baroku w XVII w. jednym z jego właścicieli był poczmistrz królewski Karol Montelupi. To za jego czasów pod kamienicą znacznie rozrosły się piwnice. W następnym stuleciu dom należał m.in. do bankiera Piotra Riaucourta, którego nazwisko do dziś jest pamiętane przez historyków sztuki i varsavianistów. Obecny kształt kamienica otrzymała u schyłku XVIII w. po przebudowie dokonanej przez Walentego Gagatkiewicza. To nie od niego pochodzi synonim człowieka lekkomyślnego - gagatek - tylko od minerału. Sam Gagatkiewicz był postacią wielce zasłużoną dla Warszawy. W 1784 r. został nadwornym lekarzem króla Stanisława Augusta, a w 1789 r. zakładał szkołę chirurgiczną w Warszawie.
W 1928 r. fasadę kamienicy wymalował znakomity malarz, grafik i projektant wnętrz Tadeusz Gronowski.
I ten dom spłonął w 1946 r. Na zlecenie BOS-u elewacja frontowa została wówczas obniżona do tej samej wysokości co w sąsiednim domu pod nr 38. Odbudowa trwała w latach 1952-1953 zgodnie z projektem Stanisława Żaryna we współpracy z Józefem Zenckiewiczem. I to była rekonstrukcja konserwatorska przywracająca kształt zewnętrzny sprzed 1944 r. Zupełnie płaska fasada otrzymała po wojnie nową polichromię pędzla Jana Zamoyskiego z 1953. Odwołuje się do czasów gdy właścicielem domu był doktor Walenty Gagatkiewicz. Stąd wpleciony w dekorację motyw węża Eskulapa, czy pulchne bobasy (putta) z aptekarską wagą i moździerzem. Zabawnym motywem dekoracyjnym są tu króliki i wiewiórki chrupiące orzechy.
Na zdjęciach, które robiliśmy w 2014 r. widać było poważne spękania dekoracji malarskich. Popękana elewacja w trakcie remonty została przede wszystkim wzmocniona. Tynki z polichromią poddano kompleksowej konserwacji.
Najedź kursorem na zdjęcie, by zobaczyć detale
W tej narożnej kamienicy znajduje się główne wejście do Muzeum Warszawy. Obecną nazwę budynek (istniejący już w XV w.) zawdzięcza Karolowi Montelupiemu, poczmistrzowi królewskiemu. To dla niego przebudowano go w 1659 r. I w tej formie kamienica dotrwała do zniszczenia Starego Miasta w sierpniu i wrześniu 1944 r. Pamiątką po czasach, gdy była jeszcze domem gotyckim, jest wyeksponowana od strony ul. Nowomiejskiej ceglana ściana. Gotyckie są też fragmenty piwnic, które w tej kamienicy mają aż dwa poziomy. Także elewacje tego domu zostały wymalowane w 1928 r. a autorem polichromii był znany malarz Wacław Borowski. Do rekonstrukcji przystąpiono w roku 1950 zgodnie z projektem Jana Żaryna i Jerzego Majdeckiego. I ta elewacja powróciła do dawnego kształtu sprzed zniszczenia. Jednak już z nową, sgraffitową dekoracją malarską Romana i Zofii Artymowskich.
Podczas zakończonego właśnie remontu przywrócono dawny wygląd elewacji, zmieniając ich kolor ze spłowiałego różu (był pamiątką po remontach z lat 70. i 80. XX w.) na ciemnopopielaty, skontrastowany z jasnymi detalami architektonicznymi: portalem, obramieniami okien, boniowanymi narożnikami.
Wszystkie komentarze