Wojciech Tymowski: Powstał nowy wzorzec lokalnej ulicy dla Warszawy. Wyłonił się z konkursu na zagospodarowanie rewitalizowanej ul. Środkowej na Pradze. Zamiast jezdni powstanie tu wspólny ciąg komunikacyjny dla pieszych, rowerzystów i kierowców. Parkingi tylko w wyznaczonych miejscach, będą drzewa, krzewy, ławki.
Jacek Grunt-Mejer, pełnomocnik stołecznego ratusza ds. rewitalizacji: Chcemy, by ulica była przestrzenią przyjazną przede wszystkim dla mieszkańców. By czuli się tam bezpiecznie i komfortowo ludzie, którzy poruszają się pieszo, jeżdżą rowerem, ale też – żeby mieli zapewniony dojazd autem do posesji. Nie będzie dzikiego parkowania na chodniku, tylko w jasno określonych miejscach. Tak aby zarówno piesi, jak i kierowcy mieli komfort. Ważne jest też, aby nie pojawiał się tu ruch tranzytowy – wtedy kierowcy na ogół pędzą jak na wyścigach. To nie jest ani bezpieczne, ani przyjazne dla mieszkańców. Kolejny ważny element tej układanki to zieleń – na ulicy będą rosły drzewa i krzewy. A patrząc z jeszcze szerszej perspektywy – zależy nam na ożywieniu lokali użytkowych w parterach, aby nie było pustostanów i żeby oferta była atrakcyjna. To wszystko czyni przestrzeń przyjazną i wygodną dla mieszkańców.
Teraz jest nieprzyjaźnie?
– Spójrzmy na przekrój ul. Strzeleckiej sąsiadującej ze Środkową. Między budynkami jest ok. 18 m. Dziś 10 m z tego zajmuje jezdnia. Zostaje po 4 m na dwa chodniki. Mogłoby się wydawać, że to całkiem nieźle, ale od jakiegoś czasu chodniki zaanektowali kierowcy i parkują tam auta. Często dla pieszych nie zostaje nawet 1,5 m chodnika. Podział przestrzeni między samochody a pieszych w proporcji 15 do 3, a często nawet gorszy, jest nie do przyjęcia. Przecież na ulicy tak samo ważne są zieleń i drzewa. Przy obecnej organizacji przestrzeni nawet nie ma gdzie ich posadzić.
Jest jeszcze inny aspekt ruchu tranzytowego – hałas i zanieczyszczenie powietrza. Kierowcy próbujący omijać korki pędzą po praskich lokalnych ulicach, bo chcą nadrobić. To generuje nadmierny hałas, kolejne spaliny i pył.
Kierowcom będzie gorzej?
– Niekoniecznie. Zmiany będą szły w kierunku uczynienia większości ulic lokalnych jednokierunkowymi, legalnych miejsc do parkowania może być nawet więcej niż teraz. Aktualny bałagan nie służy dobrze ani kierowcom, ani pieszym, ani rowerzystom. Jednak – podkreślam – nie może być tak, że ulica jest tylko jezdnią i parkingiem. Dzieje się to kosztem podstawowych potrzeb pieszych, kosztem zieleni, nie mówiąc już o estetyce. Przywrócenie tych funkcji jest dla nas priorytetem.
Dziś zdecydowana większość ulic jest dwukierunkowa, Środkowa i Strzelecka też, z wyjątkiem odcinka Środkowej między Stalową a Wileńską. Wprowadzenie ruchu jednokierunkowego bardzo dużo zmienia – auta, zamiast stać na chodniku, staną na jezdni…
To jak będą parkować?
– Zależy od szerokości jezdni. Na klasycznie kształtowanych ulicach parkowanie może być równoległe, ukośne czy prostopadłe, istotą zmiany jest naprzemienne grupowanie aut. Takie rozwiązania są popularne w europejskich miastach, np. w Berlinie. Raz po jednej stronie stoi pięć aut, raz po drugiej. Wymusza to tzw. esowanie toru jazdy, więc kierowcy nie pędzą. Takie rozwiązania premiowaliśmy w konkursie „Ulice Nowej Pragi”. Chcę jeszcze raz podkreślić, że to projekt korzystny także dla kierowców – po pierwsze, w tej koncepcji jest wciąż dużo miejsc parkingowych, a po drugie, przy jednokierunkowej, spokojnej ulicy łatwo będzie się pozbyć tranzytu z innych dzielnic, więc po prostu będą mniejsze korki.
Nie tylko na Pradze?
– Nie tylko. Tego rodzaju organizacja przestrzeni to po prostu nowoczesne, bezpieczne i estetyczne rozwiązania dla lokalnych ulic. Zaczynamy od Pragi, gdzie ze względu na bardzo gęstą zabudowę mieszkalną to szczególnie potrzebne. Mieszkańcy w dużo większym stopniu odczuwają hałas, bo kamienice stoją bardzo blisko jezdni, dźwięki się od nich odbijają. Efektem dużej gęstości zabudowy jest też stosunkowo mała ilość zieleni, zwłaszcza na Nowej Pradze.
A czy jest w planie rewitalizacji budowa parkingów? Kamienice nie mają podziemnych miejsc postojowych, a ich mieszkańcy mają samochody. Gdzie mają je parkować?
– W kamienicach nie ma parkingów, ale w nowych budynkach powstają, są też parkingi miejskie.
One wystarczają?
– Mogą wystarczyć.
Ktoś będzie szedł do parkingu pół kilometra albo kilometr?
– Niektórzy tak robią, nawet teraz. Mam takich sąsiadów.
To jest dobry model?
– Lepszy.
Czyli parkingów nie przybędzie?
– Nie ma tego w planie.
Tymczasem na Pradze autami zastawione są dziś nie tylko chodniki, lecz także place za kamienicami. Tam są dzikie parkingi. Widać, że potrzeby parkingowe są duże.
– Tak. Ale trzeba zadać sobie pytanie, czy w ramach polityki miejskiej mamy rozbudowywać parkingi, czy jednak zachęcać, by zamiast samochodu wybrać inny sposób przemieszczania się po mieście, a przestrzeń zajętą przez auta wykorzystać w sposób bardziej atrakcyjny dla mieszkańców. Mieszkanie w centrum miasta jest świetną możliwością, by korzystać z komunikacji publicznej, chodzić pieszo, jeździć rowerem. Nie mówię, że wszyscy mają zmienić nawyki, ale duża część warszawiaków może to zrobić i trzeba iść w tym kierunku.
W Warszawie jest ponad 700 aut na tysiąc mieszkańców i to niestety odczuwa się na każdym kroku. A w Berlinie czy Paryżu ten wskaźnik wynosi między 300 a 400.
W Paryżu gęstość linii metra jest imponująca.
– A gęstość sieci tramwajowej w Warszawie? Tego się często nie dostrzega. Zresztą we Francji znów zaczynają doceniać tramwaje, bo to dużo tańszy środek transportu niż metro, przy dobrej organizacji ruchu i priorytecie może być bardzo szybki, a nie trzeba przy tym tracić czasu na schodzenie pod ziemię.
Chcecie, żeby samochodów było mniej?
– Tak, to prawda, choć zdajemy sobie sprawę, że nie stanie się to natychmiast. To długotrwały proces. Jednak od czegoś trzeba zacząć – skoro jakość komunikacji publicznej non stop się poprawia, podobnie rowerowej, to trzeba o tym mówić. Uświadomić osoby, które wybrały kiedyś auto, że teraz jest inaczej, że warto spróbować.
To trudne, bo jeśli komuś łatwo wszędzie pojechać samochodem, to wszędzie nim pojedzie – tak działają nawyki. Ale jeśli – tak jak w Amsterdamie, Kopenhadze czy Berlinie – mnóstwo ulic ma ruch uspokojony, są jednokierunkowe albo zaślepione, to oznacza, że niewygodnie tamtędy jechać autem, lepiej przejść pieszo albo przejechać rowerem.
Takie zmiany to kij dla kierowców, a marchewka?
– Mamy dobrą komunikację publiczną, coraz lepszą sieć dróg rowerowych, pamiętajmy też, że z lepszej przestrzeni publicznej będą korzystać wszyscy, także kierowcy. Każdy może docenić to, że na ulicach z uspokojonym ruchem nie ma hałasu, że można puścić dzieci pieszo bezpiecznie do szkoły.
Masz samochód?
– Nie. I nie jestem wyjątkiem – w mojej kamienicy są co najmniej dwie duże rodziny z dziećmi, które nie mają samochodu.
I jak sobie radzisz?
– Jeżdżę rowerem.
A dzieci?
– Też jeżdżą rowerem lub chodzą pieszo.
A kiedy były małe?
– Woziłem je w przyczepce rowerowej lub chodziłem z wózkiem, zarówno ja, jak i żona.
Zdążyłeś wszędzie?
– Nie miałem problemów, mieszkam na Pradze. Stąd naprawdę można wszędzie łatwo i szybko dojechać. I jest tu dobra infrastruktura społeczna. Do przedszkola miałem 50 m, do żłobka – 900, do lekarza – 700, wszędzie podjeżdżałem rowerem lub szedłem na piechotę. Zdarzało mi się oczywiście też korzystać z tramwaju, który jeździ często. Wiem, że nie wszędzie jest tak łatwo, na peryferiach jest oczywiście trudniej. Ale akurat tu, na Pradze, możliwości są.
Człowiek często się spieszy – co wtedy? Trzeba łapać taksówkę.
– Korzystam z taksówek pewnie kilkanaście razy w roku. Nawet licząc z dużym zapasem, że jeden kurs to 40 zł i że kursów jest 20, wychodzi rocznie 800 zł. A teraz niech każdy posiadacz auta porówna to z rocznym kosztem zakupu i utrzymania samochodu. Łatwo zobaczyć, że w takiej sytuacji nieposiadanie samochodu się opłaca. Zresztą tu chodzi nie tylko o bezpośrednie koszty finansowe, ale także czasowe – biorąc okazjonalnie taksówkę, nie muszę iść do daleko zaparkowanego auta, a w miejscu docelowym nie muszę szukać miejsca parkingowego. Nie muszę tracić czasu na przeglądy, wymiany części, remonty, zmieniać opon zimowych, ubezpieczać, kupować benzyny, nie martwię się o to, czy auto stoi w bezpiecznym miejscu itd. Proszę pomyśleć, ile tego jest. Czy przed podjęciem decyzji o zakupie auta lub nawet wcześniej – o robieniu prawa jazdy – ludzie sprawdzają, ile czasu to zajmie i ile pieniędzy faktycznie będzie kosztować?
Wbrew pozorom to właśnie nieposiadanie auta pozwala zyskać mnóstwo czasu i pieniędzy.
Zresztą mogę opowiedzieć jeszcze ciekawszy przykład osób, które miały samochód, ale go sprzedały i teraz jest im wygodniej – to moi rodzice.
Proszę.
– Sprzedali samochód, gdy budowano stację metra na pl. Wileńskim. Ze względu na rozkopaną Targową przez trzy lata z ul. Białostockiej praktycznie nie dało się wyjechać autem. Po pierwszym roku od zamknięcia ulicy stwierdzili, że samochodu właściwie nie używają, znaleźli dobre połączenia komunikacji publicznej. Ojciec kupił wtedy bilet seniora. I najważniejsze – po kolejnych dwóch latach przyzwyczaili się i po otwarciu ulicy już nie wrócili do jeżdżenia autem.
Jak teraz zareagują mieszkańcy na plany ograniczenia przestrzeni dla samochodów?
– Już mówiłem, że miejsc parkingowych może być nawet więcej. Zresztą będziemy z mieszkańcami rozmawiać.
Większość będzie przeciw?
– Nie sądzę. Badania z Ząbkowskiej pokazują, że ponad dwie trzecie ankietowanych oceniło dobrze lub bardzo dobrze zamykanie tej ulicy dla samochodów. Wśród ankietowanych przeważającą grupę stanowiły osoby, które określały się jako mieszkańcy ul. Ząbkowskiej i bliskiej okolicy. Próba była dość liczna – 596 osób.
Słyszałem opinię kierowcy z Pragi, że tym z Ząbkowskiej to może w to graj, ale tym, którzy stali w korkach z powodu jej zamknięcia, już nie.
– Naszym celem oczywiście nie jest stworzenie komukolwiek niedogodności. Tylko że zmiany w organizacji przestrzeni zawsze wymagają zmiany w nawykach osób, które z tej przestrzeni korzystają. I nie powiedziałbym też, że z powodu zamknięcia Ząbkowskiej stali w korkach.
Nie?
– Powodem korków jest zawsze nadmiar samochodów – a dokładniej zbyt duża liczba osób, które wybierają auta i próbują jechać określoną z góry trasą. Największy nadmiar aut jest wtedy, gdy zdarza się wypadek, czyli nieprzewidziany zator. Ząbkowska otwarta dla pieszych i zamknięta dla samochodów w ciągu tygodnia była po prostu zaskoczeniem dla części kierowców. Wtedy z powodu remontów były zresztą zamknięte dla ruchu jeszcze trzy inne ulice.
Właśnie, i jeszcze ta Ząbkowska.
– Wiem, że kierowcy mówią, że najpierw potrzebne są inwestycje drogowe, które odciążą ruch z lokalnych ulic, a dopiero potem można myśleć o ich uspokajaniu. Na świecie już jednak wiedzą, że nie tędy droga. Nie powinno się czekać z przywracaniem ulic mieszkańcom. To zabija miasta.
W jaki sposób?
– Bo miasto to ludzie i ich interakcje. A samochód ludzi alienuje – zamiast mieszkańców miasta mamy pojedyncze jednostki w samochodach bez szans na nawiązanie kontaktu.
Jeśli tworzy się miasta wygodne dla samochodów, to przestrzeń wewnątrz miasta staje się coraz bardziej nieatrakcyjna do mieszkania i życia.
Tworzy się błędne koło, bo ludzie nie chcą w takich warunkach mieszkać, kto może, wyprowadza się pod miasto. A tam ze względu na mniejsze zagęszczenie ludności jest dużo gorzej z komunikacją publiczną w centrach miast, więc człowiek staje się coraz bardziej uzależniony od samochodu i wytwarza presję na tworzenie infrastruktury dla aut. Tylko nie ma takich miast, które nadążyłyby z tworzeniem infrastruktury dla aut, bo po prostu fizycznie nie jest to możliwe – samochód zabiera zbyt dużo przestrzeni. W efekcie ludzie stoją w coraz większych korkach, próbując dojeżdżać do miejsc, gdzie trzeba budować coraz większe parkingi. A gdy coraz więcej ulic się poszerza i więcej trawników zamienia w parkingi, coraz więcej ludzi z takiego miasta wyprowadza się za miasto. I znów koło się zamyka. To są też ogromne koszty finansowe i czasowe dla tych ludzi.
Kiedy zacznie się zmieniać Środkowa?
– Teraz na podstawie koncepcji będzie sporządzany projekt budowlany. Roboty powinny się zacząć w ciągu roku.
Co się jeszcze zmieni na takiej ulicy?
– Będzie wygodniej i przyjemniej. Poprawi się bezpieczeństwo – rodzice nie będą się bali puścić dzieci na piechotę samych do szkoły, a jeśli będą szli razem, to nie będą musieli trzymać ich kurczowo za rękę. Poprawi się estetyka, i to nie tylko w sposób bezpośrednio związany z projektem – gdy wygląd ulicy zmienia się na lepszy, ludzie czują większą potrzebę, by o taką przestrzeń dbać. Na przykład sami zauważają, że trzeba sprzątać po psie. Będą ławki, których brak tak bardzo doskwiera seniorom. Chcemy zadbać o grupy, których głos jest zazwyczaj bardzo słabo słyszalny, bo ta ulica ma być dla wszystkich.
Jak będziecie wprowadzać te zmiany?
– Koncepcje i projekty związane z ulicami są na różnych etapach
wdrażania, część była, a część jeszcze będzie szeroko omawiana
na spotkaniach z mieszkańcami.
Przewidujemy akcje informacyjne i edukacyjne. Po serii spotkań
będą wprowadzane poprawki do projektów, tak aby efekt końcowy
był jak najbardziej satysfakcjonujący. Bardzo zależy nam na tym,
żeby przestrzeń była dobrze i sensownie zaprojektowana w każdym
szczególe, a nie tworzyła skojarzeń z inscenizacją do filmów Barei.
rozmawiał Wojciech Tymowski
Sam fakt, ze mozna juz w ogole pisac i mowic o wypieraniu aut z przestrzeni dla ludzi i korzystaniu z rowerow jest ogromnym skokiem cywilizacyjnym. Trzydziesci lat temu taki pomysl/tekst by w ogole nie powstal.
Auto jeszcze kilka pokolen bedzie statusem, sztuka walki, przedluzeniem, ale swiatelko w tunelu napewno sie pojawi.
Ps: Mam na mysli duze miasta.
ALE
1. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że wystarczy rower. Na mojej trasie do pracy nie ma ścieżki rowerowej, muszę jeździć ulicą. Samochody mijały mnie niebezpiecznie blisko; jeśli padało poprzedniego dnia, z boku ulicy zbierała się woda; nie wyobrażam sobie jechać w deszczu z dzieckiem w przyczepce- zrezygnowałam z roweru.
2. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że komunikacja miejsca jest coraz lepsza w Warszawie. Po otwarciu 2 linii metra poucinano trasy autobusów. Po zamknięciu tramwajów na obozowej zamiast 3 tramwajów jeździł 1 autobus zastępczy! Tłok niewyobrażalny. Teraz jeżdżą z powrotem tramwajami i tłok jest taki, że nie zawsze uda mi się wsiąść.
Z powyższych powodów wystąpiłam właśnie o samochód służbowy- skoro i tak mam stać w korku, to wolę chociaż siedzieć, w cieple i bez menelskich zapachów.
3. Chciałam pojechać autobusem na dworzec, miałam jechać 10 minut autobusem, autobus jeździ co 10 minut, wyszłam 1h wcześniej przewidując korki. Nie przyjechały 3 autobusy i musiałam jechać taksówką.
Dopóki sytuacja w komunikacji miejskiej/rowerowej się nie poprawi- nie ma mojej zgody na zakazy dla samochodów.
Ale jak ma się poprawić sytuacja komunikacji miejskiej i rowerów, jeśli nie ograniczymy samochodów, które zajmują najczęściej 80% powierzchni dróg? Wyburzymy domy? Wytniemy parki?
Sytuacja się nie poprawi, a samochód w Warszawie staje się coraz bardziej bezużyteczny ze względu na to, że nie nie ma gdzie parkować, a będzie gorzej.
Nie ucinanie linii autobusowych, bo to zmusza do częstszych przesiadek.
Puszczanie liczby tramwajów/ autobusów adekwatnej do liczby pasażerów.
Budowanie ścieżek rowerowych, które tworzą spójna całość.
To można zrobić zanim zacznie się ograniczać ruch samochodowy.
Ale żeby aż 3 autobusy nie przyjechały jeżdżące co 20 minut? To już nie jest kwestia filozoficznej przewagi powierzchni, tylko skandalicznej organizacji.
Nie da się poprawiać jakości komunikacji miejskiej czy rowerowej w oderwaniu od samochodów.
To uprzywilejowanie samochodów od przystanków po jednej stronie skrzyżowania do drugiej masz daleko, to przez samochody odsuwa się przystanki autobusowe od skrzyżowań, wrzuca się je w zabierające miejsce pieszym i pasażerom i utrudniające wjazd/wyjazd zatoki. To przez samochody do choć przystanek tramwajowy pasażer ma niby pod nosem to dzielą go od niego 3 pasy pędzących samochodów i/lub czerwone światło. To przez samochody sygnalizacje muszą być tak często i pasażerowie komunikacji tak długo stoją na czerwonym (czy to już w tramwaju/autobusie, czy to idąc na przystanek). To samochody blokują tramwaje i autobusy, czy to fizycznie (korkami, blokując przejazd, czy wypadkami zatrzymując ruch, czy pośrednio poprzez zabieranie czasu na przejazd tramwaju przez skrzyżowanie.
To uprzywilejowanie samochodów każe inżynierom i projektantom wrzucać rowerzystów na wąskie chodniki. To uprzywilejowanie samochodów powoduje że infrastruktura rowerowa nie jest ciągła i kończy się często przed najbardziej newralgicznymi miejscami - skrzyżowaniami. To obawa przed zabraniem miejsca samochodom powoduje że ścieżki rowerowe meandrują raz z jednej a raz z drugiej strony jezdni. To uprzywilejowanie samochodów i brak kontroli zachowań kierowców powoduje że infrastruktura piesza i rowerowa jest niebezpieczna, że przechodzenie przez ulice czy przejeżdżanie rowerem po przejeździe rowerowym jest tak niebezpieczne.
Warto też popatrzeć jaka jest prawidłowa kolejność zmian. W Londynie najpierw wprowadzono Congestion Charge Zone. Ruch spadł to zabrano się za tworzenie buspasów na jezdni, za tworzenie pasów rowerowych na jezdni, za poszerzanie chodników, stref pieszych, czy wręcz zamykanie ulic dla samochodów. Parkowania nie trzeba było zrzucać na jezdnię bo zrobiono to w latach 70-tych. Dziś w Londynie mamy tabuny autobusów (bo metro wbrew pozorom nie wystarcza), mamy 16% udział rowerzystów w Londynie centralnym, mamy więcej miejsca dla pieszych i np. przejścia diagonalne (wszystkie kierunki na jezdni mają czerwone, a piesi przechodzą jak chcą, także na skos). Nie dałoby się tego wprowadzić bez wstępnego ograniczenia ruchu samochodowego.
I jeszcze co do pierwszego komentarza.
1. Nikt cię nie zmusza do jazdy rowerem, ale trzeba tworzyć warunki do takiej jazdy. M.in. tworzyć infrastrukturę na jezdni (pas rowerowy pwoduje że samochód już nie mija cię tak blisko), ograniczając prędkość samochodów (by poprawić bezpieczeńśtwo wszystkich), dbając by nie tworzyły się kałuże i by nawierzchnia pasa rowerowego była dobra a nawet lepsze od tej na pozostałym fragmencie jezdni. Przyczepki o ile mi wiadomo są zamykane, a nie wiem czy czasem w Polsce nie powinny jechać na jezdni ze względu na swoją szerokość i niedostateczną szerokość ścieżek "chodnikowych".
2. Nie bywam na tyle często w Warszawe by to ocenić, ale faktem jest że nigdzie metro nie jest jedynym środkiem transportu.
3. To ię wydaje niewyobrażalne. Nigdy nie zdażyło mi się w Polsce by wypadł więcej niż jeden kurs. Swoją drogą 10 minut autobusem to pewnie 30 minut pieszo. Da się przejść.
Co do zgody, w UK nikt nie pyta o zgodę tylko zmienia, a mieszkańcy się nie buntują bo są przyzwyczajeni do ciągłych zmian w kierunku ograniczania lub choćby uspokajania ruchu samochodowego.
Nie musisz rezygnowac z auta, jedz 100 razy w roku elektrycznym rowerem do pracy.
Młody, sprawny i bez dzieci, jak się domyślam. A, i rodzice też jeszcze "na chodzie", nie trzeba gnać po pracy, żeby zrobić im zakupy, lecieć do apteki, odebrać awizo na poczcie. Do czasu...
a w pozostałe dni?
Nikt nie kazał wyprowadzać się do Pierdziszewa.
Gdyby nie ci mieszkańcy piździszewa nie miałbyś w pracy 3/4 kolegów.
Nigdy nie mieszkałem dalej od pracy by nie dojechać do niej w 20 (maksymalnie 25) minut jakimkolwiek środkiem transportu innym niż samochód. Mimo to czasem dojeżdżałem samochodem (nadal to robię w te kilka dni w roku gdy zamówiłem coś większego do pracy, kilka dni w roku w które gdzieś muszę pojechać zaraz po pracy i to na tyle daleko lub po coś na tyle niezgrabnego że muszę jechać samochodem i może jeszcze kilka dni gdy gorzej się czuję zdrowotnie czy fizycznie - zawsze to jest jednak mniej niż 20 dni w roku). No ale niektórzy wolą przerzucać koszt prywatny (koszt kupna mieszkania w dobrej lokalizacji) na państwowy (koszt infrastruktury i zapewniania komunikacji miejskiej dalej od centrum).
@agnite
W UK jest rejonizacja, dzieci chodzą do szkoły same, ew. jadą autobusem, a nawet jak są odwożone (co nieliczni robią) to nie jedzie się przez pół miasta. Nie wiem skąd tylu seniorów tu w aptekach, na zakupach, w autobusach i na chodnikach. Czyżby w Polsce co drugi samochód był z dzieckiem a co drugi z seniorem czy to jak zwykle wymówka dla 90% czasu gdy w samochodzie jest tylko jeden młody sprawny kierowca? No i poczta oczywiście 5km od domu i awizo przychodzi co kilka dni...
Dla rowerzystów, albo chętnych by skorzystać z roweru najbardziej irytujące jest, że jest problem z zostawieniem roweru. Wszyscy targają rowery do domu, a mieszkania w mieście są małe, nawet jak ma 100m2, to też jest małe, na rower nie już miejsca. Rower powinien zostawać na ulicy i nikt nie powinien go ruszyć, ukraść, a za to odpowiedzialna jest policji i straż miejska.
Samochód zaś można zostawić i bez problemu zabrać, gdy ma się potrzebę gdzieś pojechać, roweru nie ma, bo jest schowany w mieszkaniu, albo piwnicy i chyba logiczne jest, że bez samozaparcia i dźwigania roweru ludzie korzystają z samochodów. Do tego wszystkiego dochodzi częsty brak możliwości przyczepienia roweru do stojaka, bo takowych praktycznie nie ma, łapanie się słupa, płotu też jest ograniczone. Wiele razy w Warszawie naciąłem się na to, że jak dojechałem rowerem w kilka minut, to potem długo szukałem miejsca, żeby go gdzieś zaczepić, co w konsekwencji zajęło mi więcej czasu niż znalezienie miejsca parkingowego samochodem! Jakby była kultura rowerowa i miasto pilnowane, dużo miejsc do zaparkowania roweru, albo mógłbym rower zostawić zabezpieczony podkową bez obawy, że zaraz go ktoś ukradnie, to wiele by zmieniło i uważam, że dopóki to się nie zmieni, nie mamy, co liczyć na zmiany, szczególnie zmiany mentalne.
Zmiany mentalne są potrzebne, bo wystarczy, że kilka, kilkanaście procent osób skorzysta z nóg i rowerów, żeby potem było miejsce dla samochodów. Pisząc samochody nie mam na myśli wyłącznie prywatne, ale i autobusy, więc komunikacja publiczna. Według statystyk jeżeli chodzi o udział transportu publicznego w Warszawie, to miasto całkiem nieźle wypada, o wiele lepiej niż wiele zachodnich miast i nad tym również mało osób się zastanawia, czasem teksty o tym, czy tamtym w obliczu takich faktów stają się bezsensownym bełkotem i tu wiele mogłaby zmienić kultura rowerowa.
Niestety bez społeczeństwa obywatelskiego, które jest czujne, dbające o wychowanie, piętnujące złodziejstwo wiele się nie zmieni, a ja przynajmniej nie mam zamiaru się w to angażować, to nie ma sensu, więc wyprowadziłem się do miasta w innym kraju, gdzie mogę korzystać z roweru, który zostawiłem pod domem, gdzie mam samochód i używam, kiedy mi jest potrzebny, ale nie do jazdy po samym mieście, bo mam na uwadze potrzeby innych mieszkańców, gdzie mam naprawdę przyjazną komunikację miejską.
Praca u podstaw.
Nie ma takiego miejsca w Warszawie, gdzie autobusem jedzie się dwie godziny, a samochodem 25 minut. Już kilka osób próbowało mnie przekonać, ale żadna nie była w stanie udowodnić.
no to 1,5 godziny kontra 40 minut już jest. Nadal uważasz, że to nieistotna różnica?
Co tam Stegny czy Sielce, jeszcze gorzej jest z dojazdem z Pierdziszewa i
Obrzydłówka, tyle że on wcale nie twierdzi, że wszędzie jest 'dobra komunikacja'
i należy zakazać używania samochodów. Twierdzi natomiast, że należy wyrabiać
nawyki używania tej komunikacji tam gdzie działa dobrze, a mimo to ludzie na siłę
pchają się wszędzie samochodami. Warszawa jest najbardziej zakorkowaną stolica
Europy, bo jak się Janusz dochrapał fury, to w życiu nie wsiądzie do tramwaju czy
metra, bo by go wyśmiali.
Na Służewiec 189 lub 402. Na Ochotę czymkolwiek z przesiadką na Placu na Rozdrożu. W obu kierunkach bardzo dobrze sprawdzi się rower.
Odpie...się wreszcie z tym rowerem. Mam 60 lat, reumatyzm i inne schorzenia. Nie wszyscy są młodzi i piękni. A oni też mają prawa. Prawa i obowiązki, ktoś mnie zatrudnia i jest zadowolony z mojej pracy. Czy z twojej, nie wiem, wydajesz się mało myśleć. Zadufany we własnych poglądach.
Mam 65 lat. Praktycznie w obrębie do 50 km od domu posługuję się wyłącznie rowerem, także zimą.
Są osoby niesprawne. Częściowo właśnie dlatego, że zaniedbały pielęgacji swojej sprawności ruchowej. Jeśli ci, co są w stanie korzystać z komunikacji publicznej i rowerowej, będą z niej korzystać, to zrobi się miejsce i dla samochodów wiozących osoby niepełnosprawne.
W Warszawie w latach 70-tych i 80-tych na ulicach korków praktycznie nie było. Szybciej się przemieszczało transportem publicznym, niż dziś samochodem.
Właśnie o to chodzi, żebyś mógł przemieszczać się tak jak potrzebujesz, ale też żebyś miał na względzie, że jak nie potrzebujesz, to podróżujesz komunikacją miejską, a rower i spacer zawsze jest opcją.
Reumatyzm i inne schorzenia zapewne masz spowodowane tym, że przemieszczasz się wyłącznie samochodem, a sport znasz wyłącznie z telewizji. Z całym szacunkiem, ostatnią rzeczą jest oskarżanie Ciebie, o cokolwiek, bo każdy jest inny, każdy ma inne możliwości i organizm, ale statystycznie tak niestety jest. Też dużo jeżdżę samochodem, ale w mieście, w którym aktualnie mieszkam korzystam wyłącznie z komunikacji miejskiej, albo roweru, który na dłuższych odcinkach wożę w autobusie, bo tu jest taka kultura, jest na to specjalnie przystosowane miejsce i wiele osób tak robi, a samochodem jeżdżę poza miasto, bo akurat tak jest wygodniej i szybciej.
Mój znajomy skończył właśnie 70 lat. W tym roku przejechał już na rowerze 15 tys. km. Dzięki temu jest w świetnej formie.