– Do niedawna było tu takie błoto, że z domu do pracy wychodziłem w kaloszach albo zakładałem torebki na buty. Teraz to, panie, elegancja – mówi Marek Zaręba, mieszkaniec ul. Frycza Modrzewskiego na Kamionku. To wcale nie są dalekie rubieże Warszawy, jak mogłoby wynikać z opisu. Pan Marek z okna widzi i słyszy pociągi na peronie Dworca Wschodniego. Ma do niego może 100 m. Jego ulica do niedawna tonęła w błocie, choć to serce Kamionka na Pradze-Południe.

Ul. Frycza Modrzewskiego po remoncieUl. Frycza Modrzewskiego po remoncie Fot. FRANCISZEK MAZUR

Kamionek jak z obrazka

Kamionek został włączony do programu rewitalizacji m.in. ze względu na duży potencjał okolicy. Dawne fabryki zastępowane są osiedlami mieszkaniowymi, ale wciąż mnóstwo tu urokliwych uliczek, jakie nie zachowały się na lewym brzegu Wisły. Jedną z nich jest Frycza Modrzewskiego, planowana przed wojną jako duża ulica dojazdowa do dworca. Nic z tych planów nie wyszło – uliczka ma może 100 m długości, ale trudno odmówić jej klimatu.

Teraz pokryta jest elegancką kostką, pojawiły się nowe trawniki, kilka drzew, a pod kamienicami równe rzędy krzewów. Jeszcze wątłego wzrostu, ale dajmy im podrosnąć. Są też stojaki na rowery, nowa altana śmietnikowa i wyznaczone miejsca parkingowe, więc samochody nie zakopują się w błocie. – Wreszcie to jakoś wygląda – ocenia pan Marek, który na zmiany czekał 50 lat, bo tyle mieszka przy Frycza Modrzewskiego.

Mieszkańcy – to nie tak ma wyglądać

Nie od razu jednak było łatwo. Prosty z pozoru remont ulicy wzburzył mieszkańców. Planiści zaproponowali bowiem ulicę schludną, przyjemną do spacerów, ale niekoniecznie do mieszkania. Z podwójnym szpalerem drzew, ławkami, pod uwagę brano także meble miejskie, takie jak kamienna szachownica oraz różne rodzaje latarni.

Ul. Frycza Modrzewskiego po remoncieUl. Frycza Modrzewskiego po remoncie Fot. FRANCISZEK MAZUR

Ul. Frycza Modrzewskiego przed remontemUl. Frycza Modrzewskiego przed remontem Google Maps

Mieszkańcy ostro zaprotestowali i podczas kilku spotkań z urzędnikami mówili, że chcą zwrócić uwagę na rzeczy, których nie widać z zacisza gabinetów. Między innymi nie chcieli ławek.

– Tu obok jest dworzec, mnóstwo pijanych ludzi i bezdomnych, przesiadywaliby u nas pod oknami – mówi pan Marek. Takie głosy można też znaleźć w raporcie po konsultacjach społecznych. „Szkoda pieniędzy na meble miejskie”, „koncepcja jest za bogata”, „mam obawę, że przyjdą menele” – pisali mieszkańcy.

Urzędnikom nie udało się ich przekonać, że ławki mogą się jednak przydać każdemu. Zdania nie zmienili.

Drugim punktem spornym była zieleń, choć wydawałoby się, że trudno o kontrowersje w tej sprawie. Wystarczy jednak zajrzeć do ogródków po drugiej stronie kamienic – mieszkańcy już dawno wyhodowali tu sobie gęsto zarośnięte ogrody, mają już więc swoje miejsce, żeby usiąść i poplotkować z sąsiadami. Dlatego od frontu kamienic chcieli mieć przede wszystkim funkcjonalną przestrzeń i miejsca dla samochodów.

„Zieleń tak, ale niska – trawy, kwiaty, klomby”, „drzewa zabiorą światło w mieszkaniach”, „lampy: jakie będą, czy nie będą świeciły do okien?” – pytali urzędników.

Ul. Frycza Modrzewskiego po remoncieUl. Frycza Modrzewskiego po remoncie Fot. FRANCISZEK MAZUR

Konsensus na Kamionku

Po kilku miesiącach i czterech spotkaniach udało się wynegocjować wspólną wizję. Mieszkańcy zmienili kolor i rodzaj kostki brukowej, zaproponowali latarnie pastorały nawiązujące do historii osiedla, drzewa odsunęli od okien, a w ich miejsce pojawiły się krzewy.

Remont kosztował 650 tys. zł i trwał znacznie krócej niż same konsultacje. Krzewy jeszcze muszą urosnąć, a altana śmietnikowa obrosnąć pnączami, ale ul. Frycza Modrzewskiego już nie wygląda jak gdzieś na peryferiach.